O zadymie na Lechu: Bierna postawa służb. Kibole grozili im utratą życia

Paweł Kobyłecki, delegat PZPN-u na meczu Lech - Wisła: - Mam wiele zastrzeżeń. Do 88. minuty było spokojnie, ale później fani Lecha przemieścili się pod sektor Wisły. Obie grupy zbliżyły się do ogrodzenia z pleksi, ale nie sforsowały go.

Kibice Lecha nacierali, a Wisły próbowali uderzać ich pasami od spodni - opisuje nam Kobyłecki. - Wszystko działo się przy biernej postawie służb porządkowych. Kibice Lecha grozili im utratą zdrowia lub życia. Po trzech minutach interweniowała policja i zamieszki się skończyły. Kibice Lecha bardzo łatwo się przemieszczali po całym stadionie i należy się zastanowić, czy taki otwarty obiekt do takich kibiców pasuje.

Z kolei kibice Wisły rzucali częściowo wypełnionymi butelkami półlitrowymi, zapalniczkami i małymi słoikami z solą. Zdemolowali całkowicie pięć punktów gastronomicznych, które chcieli później podpalić. Musiała interweniować straż pożarna. Z toalet wyrwali nawet grzejnik ze ściany oraz muszlę klozetową, którą rzucili piętro niżej.

Po meczu podeszło do mnie dwóch fotoreporterów. Chciałem, żeby pokazali człowieka, który skasował im zdjęcia i filmy, ale byli strasznie roztrzęsieni. Nie chcieli go wskazać, mówili, że boją się o życie i chcą tylko bezpiecznie wyjechać z Poznania. W końcu jednak wskazali tę osobę. Nie miała przy sobie kasety, ale przyznała się, że "prosiła o skasowanie materiałów".

We wtorek złożę raport w Ekstraklasie SA.

Koniecznie przeczytaj, co się działo na stadionie Lecha ?

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.