Czytaj relację Zczuba i na żywo z meczu Lecha ?
Lech to ostatnia drużyna, która przyniosła Polsce chlubę na europejskiej arenie. Jego występy sprzed dwóch lat, gdy umiał wygrać z Austrią Wiedeń czy Feyenoordem Rotterdam i rozgromić np. Grasshopper Zurych, a do tego wyjść z grupy Pucharu UEFA (zanim jeszcze ten stał się Ligą Europejską) i zagrać w pucharach też wiosną, cieszyły się spora popularnością. Teraz Lech chce nawiązać do tamtych sukcesów, ale już w Pucharze Europy i
Lidze Mistrzów. - Fajnie byłoby powtórzyć tę przygodę. Fajnie dla nas, bo to oznacza sporo okazji do
gry. Fajnie dla klubu, bo to oznacza pieniądze - mówił jeszcze przed meczem pomocnik
Lecha Sławomir Peszko. Ta europejska przygoda sprzed dwóch lat zaczęła się właśnie w Baku pierwszym meczem z Chazarem Lenkoran. Wtedy Lech wygrał 1:0.
Teraz Lech również w Baku zaczynał bój o awans do Ligi Mistrzów. Przed meczem wiadomości dla Lecha były dwie: jedna dobra, jedna zła. Ta dobra była związana z pogodą. Temperatura w Baku spadła o kilka stopni, zrobiło "zaledwie" 34 stopni Celsjusza. Jak na Azerbejdżan w lipcu - chłodno. W dodatku w Baku zaczęło wiać i zrobiło się niemal przyjemnie. Podobnie było dwa lata temu - wtedy również wykańczający lechitów upał nagle w dniu meczu wyraźnie zelżał.
Ważniejsza była jednak informacja zła. Na poniedziałkowym treningu kolumbijski obrońca Manuel Arboleda naciągnął mięsień uda i rano wiadomo było tylko tyle, że jego występ w meczu stoi pod znakiem zapytania. Znak zniknął w południe, gdy trener Jacek Zieliński ogłosił skład na mecz bez Arboledy. Wśród wychodzących na boisko piłkarzy Interu nie było - o dziwo - Gruzina Walerija Abramidze, który akurat o Lidze Mistrzów coś wie. Grał w niej jako piłkarz Spartaka Moskwa. Trener Kachaber Cchadadze posadził go na ławce rezerwowych. Do gry wystawił za to aż dziesięciu piłkarzy spoza Azerbejdżanu! Jedynym rodakiem kibiców Interu w pierwszej jedenastce był Aleksandr Czertoganow. Ten fakt ładnie korespondował z nazwą Inter i w jakiejś części tłumaczył to, że rywal Lecha nie jest najpopularniejszym klubem w Baku i na mecz kwalifikacji Ligi Mistrzów przyszło zaledwie ok. 5 tys. widzów.
Obejrzeli oni mecz drużyny słabej z tylko odrobinkę lepszą. Mistrzowie Azerbejdżanu wyglądali jak pozbierana w ostatniej chwili ekipa piłkarzy silnych, ale umiejących niewiele. Dobre wrażenie wśród nich robił chyba tylko znany z występów w Polsce Litwin Robertas Poskus, który umiał robić użytek ze swojego wzrostu i siły. Jego strzał głową w 19. minuty był najlepszą okazją, jaką przed przerwą miał Inter.
Serwis Lecha Poznań na Sport.pl ?
Lech w piłkę grał lepiej, składniej wymieniał piłkę w środku pola, doszedł do kilku sytuacji strzeleckich. Widać było, że z resztą drużyny zupełnie niezgrany jest Artur Wichniarek, ale udało mu się dwa razy strzelić na bramkę gruzińskiego bramkarza Interu - za każdym razem bardzo niecelnie.
Okazało się jednak, że nawet niezgrany z resztą zespołu i niedotrenowany jeszcze Artur Wichniarek i tak jest na tyle dobrym piłkarzem, by rozstrzygnąć mecz z mierną drużyną mistrza Azerbejdżanu. Wykończył podanie Bośniaka Semira Stilicia. Leciutki, wydawałoby się że lekceważący strzał oznaczał 1:0 dla Lecha.
I można było zakładać, patrząc zwłaszcza na grę Interu Baku, że ten gol rozstrzygnął zapewne całą rywalizację. Kolejorz zrobił to, co nakazywała mu zasada ograniczania ruchu w ciężkim upale - cofnął się i czekał na rywali z głębokim przeświadczeniem, że Inter zepsuje niemal każda swoją akcję, więc nie ma się czego bać. Założenie okazało się słusznie.
Inter z przekonaniem, ale wciąż bez wystarczających umiejętności ruszył do przodu. Pożytku dla mistrzów Azerbejdżanu nie było z tego żadnego, ale za to goście z Poznania zyskali nieco miejsca dla swoich ataków z kontry. Dwa groźne strzały: Wichniarka po podaniu Siergieja Kriwca i Marcina Kikuta piętą sprawiły bramkarzowi Interu sporo problemów. Wichniarek grał tak jak Lech - oszczędnie, biegał niewiele, ale umiał znaleźć się pod bramką rywala i - gdy trzeba - zastawić piłkę tak, by zostać sfaulowanym. Po 70 minutach gry zastąpił go Tomasz Mikołajczak.
Interowi wystarczyło sił by atakować, na szczęście dla Lecha zabrakło jednak umiejętności. To, co umieją piłkarze z Azerbejdżanu - a umieją znacznie mniej niż mistrzowie Polski - nie daje im wielu szans na sprawienie takiej sensacji, jakiej wielu w starciu Inter-Lech się spodziewało. W końcu wiele polskich drużyn odpadało już z pucharów z tego typu rywalami, albo przynajmniej miało duże kłopoty.
Wygląda jednak na to, że nie w tym wypadku.