T-Mobile Ekstraklasa. Czary Bakero, skuteczne jak Lech

- Wszystko idzie w dobrym kierunku - jak zaklęcie powtarza trener Lecha Poznań Jose Bakero, nawet po kompromitujących porażkach. Kibice nie chcą się dać zaczarować i coraz głośniej żądają zmiany szkoleniowca.

Sport.pl w mocno nieoficjalnej wersji... Polub nas na Facebooku ?

Nieco ponad rok po tym, gdy "Kolejorz" zatrudnił José Bakero, zespół jest w największym kryzysie od ponad pięciu lat, czyli wejścia do klubu holdingu Amica. Trudno znaleźć argumenty, które przemawiają za dalszą pracą trenera José Bakero w Lechu. Nie widzą ich kibice, którzy na meczu z Widzewem żegnali Hiszpana, machając białymi chusteczkami i krzycząc: "Adios". Nie widzą dziennikarze, którzy co tydzień wysłuchują, że "wszystko idzie w dobrym kierunku". Jakieś powody znajduje jednak właściciel klubu Jacek Rutkowski. Nic nie wskazuje więc na to, by Jose Bakero został w najbliższym czasie zwolniony.

Hiszpan dostał od bossa podobne zadanie jak Arsene Wenger w Arsenalu. Ma wprowadzać młodych graczy tak, by "Kolejorz" nie musiał wydawać pieniędzy na transfery. Taka drużyna ma awansować do europejskich pucharów. To oraz wprowadzenie we wszystkich grupach szkoleniowymch jednolitej koncepcji gry są podstawą oceny José Bakero.

W pierwszej drużynie w miarę regularnie grają Marcin Kamiński, Kamil Drygas i Mateusz Możdżeń. Zadanie ogrywania młodzieży szkoleniowiec realizuje bez zarzutu.

Dużo gorzej jest jednak z kluczową dla dalszego funkcjonowania klubu walką o przepustkę na europejskie salony. "Kolejorz" nie może sobie pozwolić na drugi sezon bez pieniędzy z UEFA, bez stadionu wypełnionego co najmniej 20 tys. kibiców i bez promowania piłkarzy grą co najmniej w Lidze Europejskiej. Wiceprezes Arkadiusz Kasprzak taką recydywę nazywa "katastrofą, do której nie może dojść". Klub został bowiem operatorem stadionu miejskiego, co może go kosztować w przyszłym roku nawet ok. 10 mln zł.

Teraz na stadion przychodzi kilkanaście tysięcy fanów (bliżej 10 niż 20 tys.). Poznańscy kibice ostatnio oglądają mecze podobne do siebie: z przyzwoitą grą przez pierwsze 20-25 minut i coraz gorszą z upływem czasu. Z dziesiątkami podań wymienianymi przez piłkarzy Lecha na własnej połowie i z zerowym dorobkiem bramkowym. 476 minut bez strzelonego gola to piąty najgorszy wynik w historii poznańskiego klubu.

Trener Bakero chce we wszystkim widzieć pozytywne strony czy też po prostu zaklinać rzeczywistość, czym kibiców i piłkarzy doprowadza do pasji. - Przed przerwą graliśmy taki futbol, jak chcieliśmy, brakowało ostatniego podania, dośrodkowania, wykończenia. Aż do początku drugiej połowy wszystko szło w dobrym kierunku - stwierdził Hiszpan zaraz po porażce z Widzewem, po czym powtórzył swoją wyliczankę sprzed meczu. - Z Polonią Warszawa nie zagraliśmy błyskotliwie, ale nie uważam, że powinniśmy przegrać. Z Podbeskidziem Bielsko-Biała były sytuacje do gola. Trzy kolejki temu po remisie z Legią, choć nie zdobyliśmy kompletu punktów, wydawało się, że jesteśmy najlepszą drużyną w Polsce. Teraz może się wydawać, że jesteśmy najgorsi. A prawdą nie jest ani jedno, ani drugie - opowiada José Bakero.

Z tym akurat trudno się nie zgodzić, Lech w tabeli siódmy. W 15 meczach rundy jesiennej zdobył 22 punkty, mniej niż połowę możliwych do zdobycia (23). Hiszpański szkoleniowiec zapytany, czy nie jest mu z tego powodu wstyd, odpowiedział: - Pracuję, profesjonalnie, każdego dnia. Wstydzić powinien się ten, kto nie robi tego, co powinien.

Szkoleniowiec tłumaczył też, że "nie chce być Śląskiem Wrocław, który bardzo szanuje, ale 80 proc. bramek zdobywa po stałych fragmentach gry". Zapomniał, że ostatniego ligowego gola, przeciw Koronie Kielce, Lech zdobył po rzucie rożnym. Najlepszą okazję do gola z Widzewem Łódź miał Marcin Kamiński, też po dośrodkowaniu z rogu. Lech w tym roku zagra jeszcze dwa razy - z ŁKS Łódź i Zagłębiem Lubin. Bez zwycięstw w tych meczach jego sytuacja w tabeli stanie się tragiczna.

Niemiec z Kirgistanu. "Mały Eto'o", czyli kogo testuje Legia

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.