Bo siła się liczy... Jak Tarasiewicz odbudował piłkarzy Korony

Gdy większość drużyn w końcówce jesieni zdaje się jechać już na oparach, Korona na ostatniej prostej mocno dociska gazu. Kielczanie punktują i prezentują się coraz korzystniej. Teraz odprawili 2:0 Bełchatów.

Przygotowanie motoryczne - Ryszard Tarasiewicz od początku pracy w Kielcach te słowa powtarza przy okazji niemal każdej wypowiedzi. Kluczem do realizowania jego założeń taktycznych, pomysłu na grę ma być fizyczna gotowość do biegania na odpowiednim poziomie przez 90 minut. W tym elemencie po "Pachecie" zespół objął ponoć niesamowicie zaniedbany. Hiszpan nie mógł liczyć na stałą obecność w swym sztabie specjalisty od pracy motorycznej, z doskoku wspomagał go tylko Andrzej Szołowski. W efekcie wiosną piłkarze miewali ogromne wahania formy, najczęściej siły starczało im tylko na jedną połowę.

Tarasiewicz pracę z Koroną rozpoczął od dwukrotnych testów szybkościowo-wytrzymałościowych. Już wcześniej zaplanowane w pierwszym dniu letnich przygotowań na bieżni lekkoatletycznej niedługo później powtórzył w warunkach piłkarskich, czyli na trawie. - Nie jest dobrze, pracy będzie bardzo dużo - kręcił po nich nosem. W trakcie obozów zespół trenował mocno, ale Tarasiewicz nie chciał zbytnio przykręcać śruby, bo spodziewał się, że organizmy piłkarzy mogą źle zareagować na nagłą zmianę charakteru pracy. Kalkulował zresztą, że początek sezonu będzie trudny, że zespół na odpowiedni poziom dynamiki i siły wejdzie dopiero od trzeciej, czwartej kolejki.

Odbudowa trwała jednak drugie tyle. Kielczanie długo poruszali się po boisku w jednostajnym tempie, brakowało im ruchliwości, nie wygrywali bezpośrednich pojedynków z przeciwnikiem. Najdobitniej ich problemy pokazał domowy mecz w siódmej kolejce z Jagiellonią Białystok (0:3), gdy pod każdym względem byli tłem dla rywali. Po nim nastąpiła jednak dwutygodniowa przerwa na kadrę. Tarasiewicz zdecydował się wykorzystać ten czas na zintensyfikowanie pracy. Osobny treningowy rygor zaaplikował dodatkowo Nabilowi Aankourowi i Olivierowi Kapo. I Korona poszła w górę. W każdym kolejnym meczu, choć wciąż do poprawy pozostawało wiele, widać było fizyczny i taktyczny progres. Początkowo w parze z nim nie poszły jeszcze wyniki, ale i to się wkrótce zmieniło.

Od końca września trwa punktowa seria kielczan. W ośmiu ostatnich meczach Korona zdobyła 17 "oczek" (przez wcześniejszych dziewięć kolejek ledwie cztery). Wygrała pięć spotkań, dwa zremisowała. Jedyną porażkę zanotowała w Łęcznej, gdzie przez ponad godzinę grała w osłabieniu, ale do momentu wyrzucenia z boiska Radka Dejmka kontrolowała wydarzenia.

Kolejny komplet piłkarze Tarasiewicza dopisali sobie w mroźny sobotni wieczór z Bełchatowem. Ten mecz, choć swym pięknem raczej nie rozgrzał zziębniętej publiczności na Kolporter Arenie, to jednak potwierdził coraz większą świadomość własnej wartości Korony. Do przerwy wypracowując sobie po dwóch stałych fragmentach niezawodnego w tym elemencie Pawła Golańskiego bezpieczną przewagę (trafienia Kamila Sylwestrzaka i wreszcie Przemysława Trytki), a po zmianie stron świadomie oddając inicjatywę rywalom, w pełni kontrolowała sytuację na boisku.

Bo choć kielczanie pozwolili rozgrywać ataki gościom, to bardzo dobrze zorganizowani na własnej połowie nie dawali im zbliżać się pod szesnastkę. Grali blisko siebie, pomagali sobie, asekurowali, podwajali, a czasem i potrajali krycie. Fizycznie dominowali nad rywalem, wygrywali zdecydowaną większość bezpośrednich pojedynków, królowali w powietrzu. Na jedyny minus można tylko zaliczyć - inaczej niż w podobnie układającym się meczu w Gdańsku - małą aktywność w ofensywie. Korona skupiona na destrukcji nie potrafiła w kontratakach przenieść ciężaru gry na połowę rywala. Stale biegając za rywalem, straciła zbyt wiele sił.

- Powinniśmy po przerwie pokusić się o stworzenie większej liczby okazji bramkowych. W pewnym momencie cofnęliśmy się zbyt głęboko na własną połowę. Ale z drugiej strony moi piłkarze muszą też nauczyć się cierpieć na boisku. Dziś momentami mocno cierpieli, ale podołali. Dziękuję drużynie za dobrą postawę, wiarę w korzystny wynik i dyscyplinę taktyczną - skomentował Ryszard Tarasiewicz.

Kolejny mecz w sobotę (godz. 15.30) w Szczecinie z Pogonią. To będzie dla Korony ostatni wyjazd w tym roku.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.