Szef marketingu Górnika: Nie boję się o swoją posadę

- Na słoneczniku nie zamierzam budować biznesplanu i potęgi Górnika - mówi Arkadiusz Trzeciakiewicz, szef spółki Górnik Zabrze Sport Marketing. Trzeciakiewicz to jeden z budzących największe kontrowersje wśród kibiców działaczy piłkarskich na Śląsku. Szalikowcy Górnika rozwieszali przeciw szefowi marketingu transparenty z protestami, wznosili niepochlebne okrzyki na meczach, a na forum poświęcili mu cały wątek, który liczy kilkaset wpisów.

Piotr Płatek: Jak Pan trafił do Górnika?

Arkadiusz Trzeciakiewicz: Wszystko zaczęło się w ubiegłym roku, w październiku. Allianz poszukiwał osoby, która będzie odpowiadała za tworzenie marketingu w Górniku. Przesłałem swoją aplikację, byłem na kilku rozmowach i zdecydowano, że będę najwłaściwszym kandydatem. Od kwietnia rozpoczęła działalność spółka Górnik Zabrze Sport Marketing.

Wcześniej przez blisko dwa lata pracowałem w Zagłębiu Lubin. Tam byłem dyrektorem ds. marketingu. Praktycznie od podstaw tworzyliśmy marketing w klubie z Lubina. Były duże rezerwy, udało się je wykorzystać i wznieść klub na wyższy poziom.

W Zabrzu trafił Pan do zupełnie innego środowiska. Jak wiele różni Górnika i Zagłębie Lubin?

- W obu klubach grają w piłkę, jednak różnica jest ogromna. Górnik to klub instytucja w polskiej piłce, wielka historia, wspaniałe nazwiska, liczne tytuły. Górnik to klub legenda, jesteśmy na trzecim miejscu w Polsce pod względem popularności, a numerem jeden na Śląsku. Warto też wspomnieć o kibicach, którzy są wyjątkowi, znajomi z innych klubów zazdroszczą nam takiej publiki. Wszyscy podkreślają, że to, co się dzieje na trybunach, to coś niesamowitego. Chociaż Lubin też może pochwalić się wspaniałymi kibicami, pięknym nowym stadionem i dwoma tytułami mistrzowskimi.

I to Pan mówi takie słowa? Po akcjach, jakie kibice prowadzili przeciw Panu, po wywieszaniu transparentów czy nagonkach na forum spodziewałem się raczej, że w temacie fanów Górnika nie będzie się Pan wypowiadać...

- Kibiców Górnika są dziesiątki, setki tysięcy, każdy ma prawo do własnego zdania. Ale nie możemy zapominać o obiektywnych rzeczach, o dokonaniach. Górnik ma trzynaście punktów partnerskich sprzedaży gadżetów, stworzyliśmy serię produktów "Smak Zwycięstwa", mamy produkty dla każdego, poczynając od niemowlaka aż po dorosłych, pozyskaliśmy nowych sponsorów po spadku z ekstraklasy. W ogromnej masie kibiców zawsze znajdą się niezadowoleni.

Skąd więc taka niechęć kibiców do Pana? Wcześniej pracował Pan w Lubinie, czy tam było tak samo?

- Odpowiem tak: w Zagłębiu Lubin były wyniki sportowe i tam pracowało się łatwiej i spokojnie. W Górniku tych wyników nie ma i praca jest trudniejsza.

Prześledźmy po kolei listę zarzutów, które padają ze strony kibiców. Najpierw piwo z marką Górnika, którego nie ma. Fanów to boli.

- Mnie też. Produkt został wprowadzony w ubiegłym roku, potem zniknął. Mnie wtedy w klubie nie było. Obecnie mamy w planie powrót piwa, ale to nie takie proste, bo zależy głównie od sponsora - browaru Van Pur. Negocjacje trwają, nie chcemy popełnić błędów z przeszłości. Chciałbym, żeby piwo wróciło jeszcze w tym sezonie. Dobrze by było uczcić w maju powrót Górnika do ekstraklasy piwem z naszą marką.

Sprawa druga - napój energetyczny. Co prawda jest, ale nie wszędzie, nie na czas.

- Jesteśmy uzależnieni od dystrybucji naszego dostawcy. Umowa została podpisana jeszcze przed moim pojawieniem się w Zabrzu, ma pewne zapisy, które życia nam nie ułatwiają. Robimy wszystko, co w naszej mocy, by produkt pojawiał się tam, gdzie tylko się da.

Reklamodawcy to chyba najważniejszy z tych wszystkich problemów. Nie jest ich za wielu...

- Z tym na pewno mogłoby być lepiej, ale nie jest też źle. Mimo spadku z ekstraklasy udało nam się pozyskać reklamodawców - pojawiły się nowe firmy: Opel Kanclerz, Fabryka Zapałek Czechowice czy Avans. Rozmawiamy z większymi sponsorami, ale to trudne negocjacje. Często słyszymy słowo wytrych: "że jest kryzys".

Warto zwrócić uwagę na projekt "Partner 100", który teraz rozwijamy. Chcemy stworzyć szeroką platformę biznesową wokół klubu. Szefowie firm spotykają się na meczu, jednocześnie mogą porozmawiać o biznesie. Są już pierwsze efekty - dwóch panów przy okazji meczu poznało się, dogadało i zrobiło wspólny interes. Taką platformę chcemy rozkręcić na dużą skalę - wtedy zyska Górnik, a jednocześnie przedsiębiorcy będą mieć okazję do zwiększenia wartości swoich firm poprzez nowe kontakty, zlecenia, współpracę, większą rozpoznawalność swojej marki.

Czyta Pan internetowe forum kibiców Górnika?

- Czasami tam zaglądam. Powiedziałbym, że panuje tam duża wolność wypowiedzi. Niektóre pomysły są warte zastanowienia, zaś wszystkie niekonstruktywne wpisy pomijam.

Na forum sporo uwagi poświęcono jednemu z wymyślonych przez spółkę marketingową produktów. Myślę o słoneczniku w woreczkach z napisem "Górnik Zabrze". Kibice przyjęli to z rezerwą i dużą ilością ironii.

- Pewnie gdybyśmy tego nie zrobili, zarzucano by nam, dlaczego słonecznika nie wprowadzamy, przecież zrobiła tak choćby Polonia Bytom. W ogromnej masie kibiców zawsze znajdą się niezadowoleni. Powiem tylko, że na słoneczniku nie zamierzam budować biznesplanu i potęgi Górnika Zabrze. To jest po prostu jeden z wielu produktów, które mają budować markę Górnika.

Wróćmy do zarzutów kibiców. Jeden z najczęstszych argumentów przedstawicieli "Torcidy" - nadszedł kryzys, a Pan na koszt klubu wydzierżawił samochód niezłej marki.

- To jest majątek spółki, a nie mój prywatny samochód. Każda firma ma prawo do własnych decyzji i nie zamierzam się wdawać w komentarze w tej sprawie.

Prezes Michael Mueller w ostrych słowach wyraził się o działalności marketingu w Górniku. Zaskoczyło to Pana?

- Prezes Mueller przede wszystkim negatywnie ocenił stronę sportową klubu. Natomiast ani jedno ze słów prezesa mnie nie zaskoczyło. Sytuacja obecnie jest trudna. Po spadku z ekstraklasy, gdy straciliśmy ważne źródło dochodu, położony został nacisk na dywersyfikację przychodów. Właściciel ma prawo do oceny pracy firmy i pracowników.

Szykuje Pan raport dla prezesa Muellera?

- Jestem zaproszony do Warszawy, przygotowuję raport. Jednak muszę dodać, że Allianz sprawozdania otrzymuje od nas na bieżąco, raporty spływają co tydzień.

W klubie po ostatniej wizycie prezesa Muellera zapanowała nerwowość. Pan też drży o posadę?

- O swoją pracę się nie martwię. Jestem ambitny, lubię wyzwania. Nie zamierzam po kimś spijać śmietanki, sam odpowiadam za swoje czyny i dokonania. Wszyscy w spółce marketingowej mamy postawione cele, za realizacje których będziemy rozliczani.

Jakie są zatem główne cele prowadzonej przez Pana spółki na najbliższe pół roku?

- Są dwa podstawowe: rozwijanie nowego projektu "Partner 100" oraz całej oferty sponsorskiej. Chciałbym, korzystając z okazji, zachęcić wszystkich przedsiębiorców i firmy do współpracy z nami, do wspólnego budowania efektywnej platformy biznesowej. A po drugie rozwój linii produktów "Smak Zwycięstwa", dotarcie do jak największej liczby punktów sprzedaży.

Trudno chyba rozwijać produkty z serii "Smak Zwycięstwa", gdy na boisku piłkarze głównie przegrywają...

- W naszym biznesie, w marketingu sportowym, są elementy, na które w ogóle nie mamy wpływu, a mogą stać się decydujące dla całej strategii. W ciągu ułamków sekund na boisku decyduje się, czy zawodnik strzeli do siatki, trafi w słupek czy obok bramki. A potem ten krótki moment przesądzić może o całym biznesplanie. Gdyby na przykład piłkarze strzelili tę jedną bramkę w ostatnim meczu minionego sezonu przeciw Polonii Warszawa, bylibyśmy w całkiem innym miejscu...

Polecamy: To już pewne. Allianz "przewietrzy" szatnię Górnika

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.