Komornicki z prezesem rozmawia częściej niż z żoną

- Kiedy w poniedziałek zobaczyłem pełny stadion, to aż przeszły mnie ciarki - przyznaje Ryszard Komornicki, trener Górnika. Zabrzanie pokonali KSZO, ale potrzebują skutecznego napastnika.

Komornicki zaliczył trzeci debiut w barwach klubu z Roosevelta. W latach 80. był w Zabrzu jako piłkarz, przed trzema laty zaliczył krótki epizod w roli trenera. W poniedziałek w meczu z KSZO zabrzanie pod jego wodzą od zwycięstwa rozpoczęli pierwszoligowy sezon.

Piotr Płatek: Komplet widzów zrobił na Panu duże wrażenie?

Ryszard Komornicki, trener Górnika: Spodziewaliśmy się, że na meczu będzie dużo kibiców, ale kiedy zobaczyłem pełny stadion, aż przeszły mnie ciarki. To było niesamowite. W latach 80. grywaliśmy często przy wielu kibicach, jednak wtedy nie było takiej efektownej oprawy. Zresztą po kolejnych mistrzowskich tytułach nasza dobra gra kibicom spowszedniała. Teraz wszyscy są spragnieni sukcesów, kibice podobnie jak my wyczekiwali, co się wydarzy.

W czasie przygotowań z obozu Górnika dochodziły nie najlepsze wieści - kontuzje, zablokowane transfery, kłopoty finansowe, przeciętna forma w sparingach. Miał Pan chwile zwątpienia, czy dobrze zrobił, wracając do Zabrza?

- Bywały takie momenty. Myślałem sobie: "Coś ty zrobił?!". Ale to były takie króciutkie chwile. Jestem tu otoczony świetnymi współpracownikami i kiedy siadaliśmy w gronie trenerów przy kawie, zaraz wszystkie zwątpienia ulatywały ( śmiech ).

Nie ma porównania z okresem sprzed trzech lat, gdy po konflikcie z piłkarzami opuszczał Pan Zabrze?

- W ogóle nie ma takich porównań. To, co jest teraz w Zabrzu, i to, co było wtedy, to niebo i ziemia. Atmosfera jest bardzo dobra, zespół w szatni znakomity.

Największy obecnie problem Górnika to napastnicy.

- W poniedziałek mogliśmy pokonać KSZO znacznie wyżej. Sytuacje, które stwarzaliśmy, trzeba wykorzystywać.

Kiedy zapadnie decyzja w sprawie nowego piłkarza?

- Powinna jak najszybciej. Będziemy testować Alesa Besztę ze Slavii Praga. Wciąż sprawdzamy Łotysza Maksima Daniłowa. Co do Ensara Arifovicia, to tematu raczej nie ma. Bośniak miał za długą przerwę w treningach. A my nie mamy czasu.

Może Pan mieć jednak kłopoty kadrowe, bo zespół prześladują kontuzje.

- Przemek Pitry dostał uderzenie w achillesa i pewnie ze dwa, trzy dni przerwy będą konieczne. Ale to raczej nic poważnego. Rozcięty policzek Mariusza Przybylskiego też nie powinien być przeszkodą w grze. Damian Gorawski wygląda coraz lepiej fizycznie, ale ma jakieś kłopoty z biodrem. Liczę jednak, że za dwa, trzy tygodnie będzie gotów do gry.

Różnie się mówi o Pana współpracy z prezesem klubu Jędrzejem Jędrychem.

- Z prezesem rozmawiam częściej niż z własną żoną. Na pewno są między nami różnice, bo ja bym potrzebował wzmocnień, a prezes dba przede wszystkim o budżet. Ale jemu, tak jak i mnie, zależy na Górniku i sukcesach naszego klubu. Obaj pracujemy na to, by Górnik był coraz lepszy i awansował do ekstraklasy.

Śledzi Pan to, co dzieje się w Aarau, gdzie pracował Pan przez dwa ostatnie lata? Po czterech kolejkach drużyna jest na ostatnim miejscu...

- Mam kontakt z chłopakami, rozmawiamy. Uprzedzałem swojego asystenta, który przejął zespół, że będzie mu bardzo ciężko, bo skład ma przeciętny. Ja dwukrotnie osiągnąłem tam piąte miejsce, co na warunki, w których pracowałem, uznaję za swój sukces. Odszedłem, bo nie chciano spełnić moich oczekiwań. Szkoda, że teraz kiepsko zaczęli, życzę im jak najlepiej, bo jestem z tym klubem mocno związany.

Więcej o:
Copyright © Agora SA