Zabrze przeżywa klęskę Górnika

Górnik balansował nad krawędzią od wielu miesięcy, ale w Zabrzu nikt nie wierzył w to, że sezon może zakończyć się totalną klapą. W sobotę stało się. Jak klub, kibice i miasto przeżywają niepowodzenie swojego klubu? Wybraliśmy się do Zabrza, żeby to sprawdzić.

Stanisław Sętkowski, w klubie zwany Leonem, bardzo przeżył porażkę. Górnikowi kibicuje od kilkudziesięciu lat. Piłkarzom wręcza zawsze koguty i indyki, które hoduje. Wczoraj nie było mu do śmiechu. - Stała się tragedia, rzecz straszna - mówi ze ściśniętym gardłem. - Najgorsze jest to, że w niedzielę, dzień po meczu, widziałem jednego piłkarza, który roześmiany pojawił się na stadionie, jakby nic się nie stało. Normalnie bym go zastrzelił! - piekli się pan Stasiu. Nadal chce fundować zawodnikom drób, choć teraz na pewno mniej wypasiony.

Na stadionie nie było wczoraj piłkarzy. Po klubie błąkał się jedynie Maris Smirnovs. Potężny Łotysz kończy już przygodę w Zabrzu. Zbierał konieczne dokumenty i załatwiał obiegówkę. - Nie dostałem oferty przedłużenia kontraktu w Zabrzu. Dobrze wspominam okres w Górniku - mówi. Nie chce odpowiedzieć na pytanie, dlaczego klub spadł z ligi. - Nie tylko trener zawinił, ale nic nie powiem - ucina.

Trenera też w klubie nie było. Henryk Kasperczak jest podobno na konferencji szkoleniowców w Warszawie. W czwartek wraz z przedstawicielami piłkarzy będzie musiał się stawić w stolicy na posiedzeniu Komisji Ligi, by złożyć zeznania z "afery koszulkowej", gdy szalikowcy przerwali trening zespołu.

Cios w serce

Apolonia Regulska pracuje w Zabrzu od 1992 roku. Odpowiada za szatnie piłkarzy Górnika. Wchodzimy schodkami na górę, gdzie rządzi nasza rozmówczyni. Przy lustrze, obok wizerunków rozmaitych świętych, zdjęcia kilku byłych i obecnych zabrzańskich piłkarzy. W poniedziałkowe popołudnie pani Apolonia robi porządki. - Piłkarzy nie ma, jest czas, by to wszystko poukładać, posprzątać - mówi. Jest w klubie od siedemnastu lat. Pamięta chude lata Górnika, ale spadek był dla niej szokiem. - Płakałam. Tyle czasu już jestem w Górniku i nie ma się co dziwić, że bardzo tę klęskę przeżyłam - mówi. Niebawem odchodzi na emeryturę. - Ale Górnikowi nadal będę kibicować, na mecze będę przychodzić. Mam nadzieję, że klub mi da karnet - uśmiecha się i wraca do porządkowania butów i koszulek.

Jej mąż, Jan, jest gospodarzem zabrzańskiego obiektu. Macha ręką zrezygnowany. - Byłem zwykłym kibicem, jak spadli z pierwszej ligi poprzednim razem. Pamiętam, jak w kluczowym meczu Zygfryd Szołtysik wykonywał karnego, a Jerzy Gorgoń obrócił się tyłem do bramki, aby na to nie patrzeć. Szołtysik nie strzelił. To były inne czasy. Teraz łzy same cisną się do oczu - wzdycha.

O godz. 12.30 w siedzibie klubu zebrali się wszyscy pracownicy. Przemówienie wygłosił prezes Jędrzej Jędrych. Według naszych informacji szef klubu uspokajał pracowników klubu i zapowiedział, że mimo spadku Allianz pozostanie właścicielem Górnika.

Mamo, spadliśmy

Przed stadionem spotykamy kibica... chorzowskiego Ruchu. - O Górnika lepiej zapytaj chłopaków na murku. Chodźcie, zaprowadzę was do nich - oferuje. Ma na imię Adam, ale prosi, by pisać "Diabeł". Wędrujemy sto metrów wzdłuż kamienicy, którą nad każdym wejściem zdobią wymalowane szyldy Górnika. Chłopaki mają po osiemnaście, a jeden może dwadzieścia lat. - Spadek Górnika to wina Ryszarda Wieczorka, który słabiutko przygotował zespół do sezonu. No i paru piłkarzy, którzy nie wkładali całego serca w grę - przekonuje Dawid. Krystian, inny kibic, podwija rękaw i demonstruje tatuaż na przedramieniu - solidnych rozmiarów napis "Torcida".

- Co dla Was oznacza ten spadek? - pytamy.

- To cios prosto w serce - odpowiada Dawid.

Kibice deklarują, że nadal będą jeździć na wszystkie wyjazdowe mecze ukochanego klubu. - Spadek tego nie zmieni, ale różnica jest zasadnicza. Do tej pory jechało się do Poznania na Lecha, a teraz to będzie Warta - wzdychają.

Do rozmowy włącza się "Diabeł". - Derby będziecie mieli z "Gieksą" z Katowic. Wy z nimi trzymacie przeciw Ruchowi - gorączkuje się.

Czy Górnik szybko wróci do ekstraklasy? "Diabeł", choć chorzowski, nie ma wątpliwości: - Teraz spadli, ale wrócą na szczyt.

W spożywczym, obok stadionu, też mówi się tylko o Górniku: - Starsi wspominają dawne dobre czasy. Młodzi narzekają na to, co się stało - mówi ekspedientka Grażyna Marjasz. - To przykre, że chluba Zabrza ma takie kłopoty. Ja sama na mecze nie chodzę, bo jestem w pracy. Ale mój syn jest na każdym spotkaniu. Chłopak był załamany. Mówił mi: "Mamo, nawet Piast się utrzymał, a my spadliśmy, i to jeszcze po meczu z warszawską drużyną".

Zaglądamy jeszcze do pobliskiego zakładu pogrzebowego. - Ja się na sporcie za dobrze nie znam, ale zadzwońcie do mojego męża, on kibicuje Górnikowi od wielu lat - mówi żona właściciela. Dzwonimy. - Akurat naprawiam rurę gazową na... Górniku. U piłkarzy podstawa to kondycja, a tej u zabrzańskich zawodników brakowało. I to mają być zawodowcy?! Trenerów o to nie winię, bo umiejętność biegania przez 90 minut to obowiązek piłkarzy. Wierzę, że przyszłość należy jednak do Górnika - przekonuje nas Jacek Zygmański.

Naprzeciwko stadionu jest kościół św. Józefa. Wychodzi ksiądz. - Pokój i praca dla tego klubu - mówi.

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.