Chińska Superliga czyli skazani na sukces

Chińskie kluby piłkarskie są słabe, reprezentacja beznadziejna, ale to tylko kwestia czasu, kiedy Chińczycy zdominują światowy futbol. Najpierw pod względem finansowym, a dopiero potem sportowym. Tak naprawdę to nie o sport w tym głównie chodzi.

Dziś wszyscy patrzymy na ogromne sumy, które chińskie kluby wydają na piłkarskie gwiazdy - niekoniecznie pierwszej wielkości - i ich pensje. W zimowym oknie transferowym chińskie kluby zapłaciły za zawodników 325 mln funtów. Najwyższym transferem było wykupienie za 60 mln funtów Oscara z Chelsea przez klub Shanghai SIPG. Ale jeszcze bardziej szokujące są transfery chińskich zawodników. Wyceniany przez fachowy transfermarkt.de na 106 tys. funtów Yuhao Zhao przeszedł do Hebei China Fortune za 15 mln funtów. Warty 340 tys. funtów ofensywny pomocnik Yongpo Wang kosztował klub Tianjin Quanjian - 10,5 mln funtów. To tylko przykłady - podobnych transferów było więcej.

Gigantyczne straty klubów

Te szalone wydatki zwróciły uwagę nawet chińskich władz sportowych, które zapowiedziały, że kluby Superligi będą musiały przestrzegać w przyszłości dyscypliny budżetowej. Na razie bowiem przynoszą duże straty. Najlepszy chiński klub, niedawny dwukrotny zwycięzca azjatyckiej Ligi Mistrzów - Guangzhou Evergrande w sezonie 2015 miał np. 57 mln dolarów przychodów i aż 146 mln dolarów straty. W normalnym biznesie byłby to bilans katastrofalny. Ale właścicielom klubu to nie przeszkadza. Guangzhou Evergrande jest współwłasnością dwóch miliarderów (oficjalnie prowadzonych przez nich firm) - majątek Jacka Ma (Alibaba Group) wyceniany jest na 22 miliardy dolarów, a Xu Jiayina (Evergrande Real Estate Group) na 10 mld dolarów.

Klub Guangzhou Evergrande - mimo tak wysokich strat - magazyn "Forbes" wycenił na 282 mln dolarów - niemal 18 razy więcej niż Xu zapłacił za zespół w 2010 roku. Dzisiejsza wartość Evergrande odpowiada mniej więcej wartości takich drużyn jak Benfica Lizbona czy Fenerbahce Stambuł.

Chińczycy gonią Premier League

Nikt w Chinach nie ma wątpliwości, że gigantyczne straty klubów, to tylko moment przejściowy. Konieczny ze względu na zdobywanie doświadczenia w prowadzeniu tego typu biznesu i inwestycja w zainteresowanie chińskich kibiców. A ci coraz chętniej oglądają krajową ligę. Liczba widzów na stadionach rośnie z roku na rok. W ubiegłym roku średnio na każdym meczu było 24 tys. widzów. Tylko w czterech krajach ligi piłkarskie przyciągają więcej widzów (Niemcy, Anglia, Hiszpania, Meksyk). Rośnie też liczba kibiców przed telewizorami. Oglądalność w 2015 r. wzrosła prawie dwukrotnie w porównaniu do sezonu 2014. I warto tu sprostować jeden mit. Chińczycy mniej więcej dwa razy chętniej oglądają mecze swojej ligi niż hity klubowych rozgrywek europejskich.

Razem z liczbą widzów, rosną też wpływy z praw do transmisji telewizyjnych. W 2015 chińskie kluby z tego tytułu dostały 13 mln dolarów. Według obowiązującej od 2016 r. umowy suma ta wzrosła do 260 mln dolarów za sezon. Jeśli kolejna umowa znów będzie dwadzieścia razy większa, to Chińczycy szybko przegonią Premier League - najbogatszą ligę piłkarską na świecie.

Cząstka wielkiego planu

Oczywiście mało realne, aby stało się to w perspektywie 10 lat. Wcześniej trzeba wychować większą liczbę piłkarzy i kibiców.

Półtora roku temu głośno było o wielkim planie prezydenta Chin Xi Jinpinga - wielkiego entuzjasty piłki nożnej - który w ciągu 15 lat ma doprowadzić Chińczyków do mistrzostwa świata. W 2025 r. 50 tysięcy piłkarskich szkół ma kształcić setki tysięcy piłkarzy.

Zobacz wideo

Z boku może wyglądać to jako szalony komunistyczny plan wykonania 1000 procent normy. Bo jak zadekretować sportowy sukces? Ale cały ten piłkarski plan to tylko mały trybik w wielkiej zmianie, która ma dotknąć chińskiego społeczeństwa.

Dla komunistycznych władz jasne staje się, że Chiny już niedługo będą mogły funkcjonować jako fabryka świata. W ostatnich latach bardzo dynamicznie rosną w tym kraju pensje pracowników. W ciągu ostatnich dziesięciu lat średnie wynagrodzenie wzrosło ponad trzykrotnie! Tania siła robocza przestaje być atutem Państwa Środka. Chińskie władze rozumieją, że utrzymać wysoki wzrost gospodarczy będą mogły tylko, jeśli pobudzą konsumpcję wewnętrzną. Plan zakłada, że w 2020 r. ma ona osiągnąć 40 procent PKB. Dziś jest to 35 proc. PKB. Jedną z metod osiągnięcia celu ma być rozrost sektora sportowego.

Obecnie biznes sportowy i okołosportowy (czyli również siłownie, producenci sprzętu i odzieży sportowej etc.) to mniej niż 2 procent chińskiego PKB. Władze chcą, by do 2025 roku było to 3 procent. Wtedy cały sektor ma osiągać przychody rzędu 750 miliardów dolarów rocznie. Obecnie cały światowy rynek sportowy to ok. 450-500 miliardów dolarów.

Cały projekt piłkarski prezydenta Xi ma zachęcić Chińczyków, aby uprawiali sport i interesowania się nim. Ma pobudzić ich do wydawania pieniędzy na bilety, gadżety, abonamenty płatnej telewizji, buty, koszulki etc.

Jeśli do 2050 roku Chińczycy nie zdobędą mistrzostwa świata w piłce nożnej, to wcale nie będzie znaczyć, że plan nie wypalił. Ważniejsze w nim jest to, że chińscy kibice będą wypełniali chińskie stadiony, a chińscy piłkarze będą grali w strojach renomowanych chińskich firmy odzieżowych i jeszcze chińscy rodzice będą posyłać dzieci na treningi i co pół roku kupować im nowe korki od chińskich producentów.

Nie tylko piłka nożna

O innych elementach chińskiego planu sportowego mało kto u nas mówi. Żaden sport nie jest bowiem tak popularny jak piłka nożna. Ale Chińczycy mają plan tworzenia profesjonalnych i silnych lig w innych sportach. Z koszykówką już im się udało. Finały chińskiej CBA ogląda ok. 200 milionów Chińczyków.

Chiny stawiają też na hokej na lodzie. Do 2020 r. ma być wybudowanych w tym kraju 400 pełnowymiarowych lodowisk do uprawiania tego sportu. W tym sezonie w KHL - międzynarodowej lidze zrzeszającej głównie drużyny rosyjskie - zadebiutował klub z Pekinu Kunlun Red Star. I już w pierwszym sezonie zdołał awansować do play off. Co prawda w składzie miał tylko jednego chińskiego gracza, ale hokej w Chinach staje się coraz bardziej popularny.

Skazani na sukces

Ale największym czynnikiem sprzyjającym sukcesowi chińskiej Superligi, będzie wzrost bogactwa chińskich miast. Ekonomiści z Oksfordu prognozują, że w 2030 r. wśród pięćdziesięciu najbogatszych miast świata będzie siedemnaście chińskich, a tylko cztery europejskie. Za 13 lat liczba gospodarstw domowych w tych miastach ze średnim przychodem 30 tys. dolarów na osobę wzrośnie dwukrotnie i będzie liczona w dziesiątkach milionów. Takich gospodarstw domowych będzie dużo więcej niż w Europie.

Bogactwo miast ma ścisły związek z sukcesem sportowym i ekonomicznym klubów piłkarskich. Aby się o tym przekonać, wystarczy sięgnąć po wydaną na naszym rynku książkę "Futbonomia". To przecież miejscowi kibice w dużej mierze utrzymują drużyny. Im więcej są oni w stanie wydać na bilety, tym więcej właściciel drużyny może płacić piłkarzom.

Perspektywy przed chińską Superligą są więc świetliste. Państwo wspiera ją swoją propagandą, biznesmeni łożą na nią pieniądze bez patrzenia na rachunek ekonomiczny, na trybunach i przed telewizorami zasiada coraz więcej, coraz bogatszych kibiców. No i piłkarze grają coraz lepsi.

Zobacz wideo
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.