Ligue 1. (Nie)zbędny Zlatan Ibrahimović

W pewnym momencie powrót Zlatana Ibrahimovicia do Milanu wydawał się już niemal pewny. Lecz Szwed prawdopodobnie zostanie na kolejny sezon w Paris Saint-Germain. Tylko czy w Paryżu nadal jest piłkarzem nie do zastąpienia?

Chcesz wiedzieć szybciej? Polub nas22 lipca, Ibrahimović: - Czy zostanę w Paryżu? Moja przyszłość leży w rękach Mino Raioli.

23 lipca, agent Mino Raiola: - Zapytajcie go, o co mu chodziło. Nie wiem, dlaczego miałbym komentować jego słowa.

24 lipca, Sinisa Mihajlović, trener Milanu: - Nie wiem, co się stanie z Ibrą. Mamy świetny zespół i poradzimy sobie bez niego.

24 lipca, Ibrahimović: - Chciałbym zagrać w USA. Chciałbym, aby tamtejsza piłka była na takim poziomie jak w Europie.

24 lipca, Ibrahimović: - Mam kontrakt jeszcze na rok, więc jestem piłkarzem PSG. Jestem szczęśliwy. Żyję w najlepszym mieście w Europie.

3 sierpnia, Mihajlović: - Gdyby Ibrahimović nas wzmocnił, bylibyśmy poważnym kandydatem do mistrzostwa. To taki piłkarz, który mógłby przechylić szalę na naszą korzyść.

4 sierpnia, Adriano Galliani, CEO Milanu: - Szanse na podpisanie kontraktu z Ibrą są minimalne, ale jeżeli odejdzie z PSG, to Milan jest na pole position.

6 sierpnia, właściciel PSG Nasser Al-Khelaifi: Jego kontrakt jest ważny jeszcze przez rok i pozostanie z nami.

W ten sposób prawdopodobnie kończy się ta dziwna saga transferowa. Dziwna, bo znalazło się w niej wiele sprzecznych komunikatów, zwłaszcza ze strony Ibrahimovicia. Zachowywał się, jakby nie robiło mu to żadnej różnicy, gdzie zagra w kolejnym sezonie. Powrót do Milanu? Fajnie. Kolejny rok w Paryżu? Nie ma sprawy. Szwed w jednej wypowiedzi na początku mówił, że "należy do PSG", ale jednocześnie po chwili dodawał, że "nigdy nie wiadomo, co się wydarzy", że "znowu kontaktował się z Gallianim" i że nie musi wcale grać w Lidze Mistrzów, tylko tam, gdzie "będzie mu to sprawiało frajdę". Niby zaprzeczał plotkom, ale jednocześnie umiejętnie je podsycał.

Ibra równa się mistrzostwo

Gdy jeszcze grał we Włoszech, funkcjonowało tam powiedzenie "masz Ibrę, masz mistrzostwo". Od 2003 roku w 13 kolejnych sezonach zdobył 12 mistrzostw kraju, w tym sześć we Włoszech (licząc odebrane trofea Juventusowi). Nie udało mu się to tylko raz, trzy lata temu w Milanie. W Serie A każda drużyna z Ibrahimoviciem w składzie byłaby faworytem do gry w europejskich pucharach; wiele nawet do mistrzostwa. Bo Szwed nawet starszy o kilka lat powinien przerastać ligę włoską o co najmniej jeden poziom. Nic dziwnego, że mediolańczycy tak bardzo starali się o jego pozyskanie. Kupili już kilku piłkarzy - m.in. Baccę, Luiza Adriano czy Bertolacciego - ale powrót Szweda miał być wielkim wydarzeniem, ściągnięciem gwiazdy najwyższego kalibru.

Ciekawsze jest jednak to, że chociażby "France Football" nakłaniało PSG do sprzedaży Ibry. - Musi odejść - takie słowa znalazły się na czerwcowej okładce. Podawano kilka powodów. Niedługo będzie miał 34 lata, ma tylko rok do końca kontraktu, obrażał Francję, nakłaniał kolegów do ignorowania dziennikarzy.

Ale najpoważniejszy zarzut był inny: nie jest już piłkarzem niezbędnym dla PSG.

Najlepiej pokazał to rewanż z Chelsea w Lidze Mistrzów. Po 30 minutach (niesłusznie) wyleciał z boiska. Ale mimo takiego ciosu PSG nie pękło. Zagrało kapitalnie przez pozostałe 90 minut, dwa razy odrabiając straty i eliminując rywala, który zdawał się mieć sytuację pod kontrolą. Ibrahimović nie obronił też tytułu króla strzelców Ligue 1 - miał 19 trafień w 24 meczach przez kontuzje, najlepszy Alexandre Lacazette z Lyonu 27 goli w 33 meczach. Jednak bardziej o jego mniejszej roli w zespole świadczy inna statystyka. Bez niego PSG wygrało 70 procent swoich spotkań. Z nim tylko 62 proc.

Tłumi potencjał innych?

Ciągle powracającym problemem jest jego nieudany związek z Ligą Mistrzów. Nigdy nie wygrał tych rozgrywek. Popularna jest teoria, jakoby był idealny na rozgrywki ligowe, gdzie często gra się z o wiele słabszymi rywalami, natomiast jego umiejętności czy też styl gry nie są odpowiednie na starcia z silniejszymi rywalami. Coś w tym jest; nawet Milan, gdzie był bezsprzecznie największą gwiazdą, potrafił grać świetnie, gdy brakowało Ibry. Tak było chociażby w kwietniu 2011 roku, gdy Inter został pokonany 3:0. Pod jego nieobecność szalał Alexandre Pato, a drużyna momentami wydawała się kreatywniejsza. Bo gdy grał Ibrahimović, koledzy zawsze podawali mu piłkę, wiedząc, że coś wymyśli. Takie podejście nie zawsze dawało dobre rezultaty z trudniejszymi rywalami. Trudno winić za to samego Ibrahimovicia, ale uzależnia swoich kolegów jak narkotyk; a przeciwnikom łatwiej wtedy go powstrzymać.

W PSG skrzydła rozwijają Javier Pastore i Edinson Cavani, gdy Szweda nie ma na boisku. - Jestem numerem 10, ale gdy Ibra gra, zajmuje to miejsce - tłumaczył swoje niepowodzenia Pastore. Gdy Ibrahimović rzadziej występował przez kontuzje, od razu zaczął imponować formą. Podobnie jest z Cavanim; gdy Ibra gra, Urugwajczyk musi radzić sobie na prawym skrzydle. Gdy go nie ma, występuje na szpicy, jego naturalnej pozycji. I spisuje się tam o niebo lepiej. Ale jak rozwiązać te problemy - posadzić Ibrę na ławce, tłumiąc potencjał innych piłkarzy, czy wykorzystać jego umiejętności kosztem innych?

Już te wątpliwości sprawiają, że dziś Ibrahimović nie jest niezbędny dla PSG. Nadal będzie bardzo ważnym ogniwem, jeśli nie kluczowym, ale paryżanie poradziliby sobie również bez niego - zwłaszcza po pozyskaniu Angela Di Marii. Ale też nie można łatwo zrezygnować z zawodnika obdarzonego takimi umiejętnościami i rozpoznawalnego na całym świecie. Wszystko wskazuje na to, że "Ibrakadabra" po raz pierwszy spędzi w jednym klubie cztery lata.

Obserwuj @L_Godlewski

Zobacz wideo
Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.