Włochy hucznie i za ćwierć miliarda euro celebrowały właśnie 150-lecie zjednoczenia kraju, ale całkiem nigdy się nie zjednoczyły, co w trakcie obchodów było słychać. Politycy z południa przypominali wściekle, ile południe się nacierpiało, politycy z północy znów nazywali rodaków z uboższych prowincji darmozjadami, których oni, pracowici ludzie północy, muszą utrzymywać. Ot, specyfika narodowych świąt w państwie pękniętym na pół, lepionym w całość dopiero wtedy, gdy Polska - choć akurat rozebrana - już od ośmiu stuleci była Polską.
To pęknięcie unosi się i nad stadionami. Gości z drugiego końca kraju witają nienawistne transparenty, nawet Silvio Berlusconi reklamował niedawny mecz swojego Milanu z Napoli jako starcie północy z południem. A Maurizio Zamparini, właściciel Palermo, które drużynę premiera podejmowało w sobotę, rutynowo już opisuje Serie A jako prywatny folwark magnaterii z północy - klubów mediolańskich i turyńskiego - w którym mali nie mają szans, bo nawet jeśli grają z klasą, to podłożą im nogę nieuczciwi sędziowie. Dowód? Sycylijczycy najpóźniej wykonywali w tym sezonie swój pierwszy rzut karny, choć przeciw nim dyktowano je najczęściej w lidze.
Tak, Palermo to w odczuciu swego prezesa najbardziej pokrzywdzona drużyna w lidze, która na mecze z Milanem zawsze specjalnie się spręża. U siebie wygrywała z nim w ostatnich trzech sezonach, wygrała i w sobotę. Serię pięciu ligowych porażek przerwała dzięki golowi rumuńskiego obrońcy Dorina Goiana i determinacji całej drużyny, ale też postępującej słabości rywali. Mediolańczycy ostatnio z każdym meczem potwierdzają przypuszczenia, że nie utrzymywaliby się tygodniami na szczycie tabeli, gdyby nie wątłość konkurencji. W Lidze Mistrzów przez 180 minut nie strzelili gola debiutującemu w rozgrywkach Tottenhamowi, w kraju oddali tydzień temu punkt ugniatającemu dno tabeli, praktycznie już zdegradowanemu Bari, tracąc w dodatku Zlatana Ibrahimovicia.
Za uderzenie rywala szwedzki napastnik został zdyskwalifikowany na trzy kolejki, w sobotę karnie pauzował po raz pierwszy. I okazało się, że bez swojego najbardziej finezyjnego solisty Milan traci niemal całą siłę ognia. Nie jest w stanie zastąpić go chimeryczny, w Palermo najsłabszy na murawie Antonio Cassano, nie są w stanie wiele oryginalnego wymyślić pomocnicy wybitnie defensywni - Gattuso, van Bommel i Flamini - którzy dotąd po prostu słali długie podania do Ibrahimovicia.
I trener Massimiliano Allegri, który z powodu kontuzji i wielu transferów przez cały sezon uprawia intensywne manewry taktyczne, musi po raz kolejny wynaleźć Milan na nowo. W następnej kolejce lider zagra z Interem, a jesienią, pomimo głębokiego kryzysu lokalnych rywali, zwyciężył w derbach wyłącznie dzięki błyskowi szwedzkiego dryblasa.
Inter jednak odżył. W dramatycznych okolicznościach wyeliminował z Ligi Mistrzów Bayern, jako ostatni przedstawiciel Serie A ocalał w europejskich pucharach, ucieszył się z pomyślnego losowania ćwierćfinałów (trafił na Schalke), zredukował bezpieczną do niedawna przewagę lidera nad sobą do dwóch punktów. W sobotę rano rozochocony kapitan nerazzurich Marco Materazzi wysyłał SMS-sy do swego przyjaciela trenera Palermo Serse Cosmiego, prosząc, by sycylijczycy pielęgnowali ładne tradycje meczów z Milanem.
Południowcy pomogli, Inter nazajutrz przepchnął Lecce (1:0) i za dwa tygodnie, pomimo utraty Lucio (będzie zawieszony za żółte kartki) przystąpi do derbów w nastroju niemal euforycznym, znacznie lepszym niż osierocony przez Ibrahimovicia lider. A Mediolan będzie przez jeden weekend tak podzielony jak całe Włochy na co dzień.
goli, najwięcej wśród nadal grających piłkarzy, strzelił w Serie A Francesco Totti. Dwa wczoraj, dwa w derbach Rzymu przed tygodniem. W klasyfikacji wszech czasów zajmuje szóste miejsce ligi, cztery bramki dzielą go od piątego Roberta Baggio
Fiorentina remisuje z Romą - Boruc nie zawinił ?