Serie A. Inter znów ma rywala, show Ronaldinho

Piłkarze Milanu, którzy pokonali w niedzielę 3:1 Atalantę, mówią już wprost, że ich misją jest odebrać tytuł Interowi. Do broniącego tytułu lidera tracą tylko cztery punkty. Wszyscy w Milanie walczą, show kradnie zawsze Ronaldinho.

Dotąd o celach w klubie Silvio Berlusconiego mówiło się nieśmiało, mediolańczycy zachowywali się powściągliwie, jakby nie dowierzali, że będą w stanie wygrywać na dłuższą metę. Inter ma przecież i silniejszą kadrę, i więcej pieniędzy, by wciąż ją wzmacniać.

Przełom nastąpił tydzień temu, gdy lokalny rywal oddał punkty w trzeciej kolejce z rzędu. Po transmisji Gennaro Gattuso miał wstać i krzyknąć: "Wygrywamy w Bari, wygrywamy we Florencji, a potem ich dopadniemy". Jak powiedział, tak było. Natchnęło Milan zwłaszcza środowe zwycięstwo nad Fiorentiną - choć pomógł mu w tym zaległym meczu sędzia (przy stanie 0:1 powinien był podyktować rzut karny dla przeciwnika), to piłkarze Leonardo i tak zaimponowali finiszem. Znów dowiedli, że wytrzymują kondycyjnie po ostatni gwizdek, choć ubóstwo w szatni zmusza trenera do wystawiania wciąż tych samych graczy.

Wszyscy w Milanie walczą, show kradnie zawsze Ronaldinho. Dyskusja, czy Brazylijczyk zdoła jeszcze być wybitnym piłkarzem, traci sens, bo Brazylijczyk znów nim jest. Od miesięcy samotnie wymyśla niemal wszystkie ofensywne próbki drużyny. Albo sam strzela, albo asystuje, albo rozpoczyna akcję niebanalnym kopnięciem, bez którego gol by nie padł. To on stał za oboma bramkami we Florencji, to on stał za niedzielnymi bramkami na San Siro - zwłaszcza pierwszą poprzedziło zagranie genialne, piętą w kierunku Ambrosiniego. Nie sposób już sobie przypomnieć zwycięstwa Milanu, o którym nie przesądził Ronaldinho. Ronaldinho rozentuzjazmowany, ponoć rozweselający całą szatnię, powtarzający, że przeżywa najprzyjemniejsze chwile w życiu. Selekcjonerowi "Canarinhos" Dundze - nieprzepadającemu za gwiazdorami o zabawowym usposobieniu - coraz trudniej znajdować powody, dla których miałby go nie zabrać na mundial. Choć na wtorkowy sparing z Irlandią lewoskrzydłowego z San Siro nie powołał.

Słowo "scudetto" nie jest już, jak donosi prasa, w Milanello zakazane, bo rossoneri znacząco wzmocnili się na obu krańcach boiska. Po kontuzjach wrócili Alexandre Pato oraz Christian Abbiati - napastnik strzelił w tym tygodniu trzy gole i z każdym meczem się rozpędza, bramkarz w fantastycznym stylu obronił rzut karny. Nadzieje mediolańczyków rosną, prezes Adriano Galliani co rusz wygłasza motywacyjne kazania, rozkazuje piłkarzom wcześnie kłaść się spać i zdrowo się prowadzić, bo każdy mecz mają traktować jak finał.

José Mourinho tłumaczy pomyślną passę rywali spiskiem wymierzonym w jego drużynę. Po zwycięstwie nad Chelsea w Lidze Mistrzów stwierdził, że "wie o wszystkim, co się zdarzyło we Florencji, ale woli milczeć, bo znów go zdyskwalifikują". Pił do werdyktu ligowych władz z poniedziałku - on został zawieszony za atak na arbitrów na trzy kolejki, a jego piłkarze na dwie (Cambiasso) lub jedną (Samuel, Cordoba, Muntari). W niedzielę w centrum defensywy ustawił pomocnika Thiago Mottę, rzucił na Udinese ultraofensywny skład z trzema napastnikami, a Inter po otwartym i atrakcyjnym meczu wygrał 3:2. W ostatnich sekundach od remisu uratowała mediolańczyków poprzeczka.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.