To nie była łatwa sytuacja dla Błaszczykowskiego. Fiorentina prowadziła po golu Khoumy Babacara w 60. minucie, lecz 180 sekund później z boiska wyleciał Milan Badelj. Wydawało się wtedy, że były kapitan reprezentacji Polski poczeka jeszcze na debiut w nowej drużynie. Stało się jednak inaczej, Błaszczykowski zmienił Borję Valero.
Taka, a nie inna sytuacja sprawiła, że Błaszczykowski wylądował na lewym skrzydle. Jego drużyna broniła pomyślnego wyniku, przez co polski pomocnik miał dużo pracy w obronie. Pojedynki toczył głównie z Tamasem Rinconem; tylko raz dał się ograć, poza tym zablokował dośrodkowanie i nie dopuścił do kolejnych. Z Manuelem Pasqualem dość skutecznie zamknęli lewe skrzydło Fiorentiny.
Już w doliczonym czasie gry Błaszczykowski zaliczył skuteczny odbiór w środku pola, po którym jego drużyna mogła wywalczyć kontratak. Gdy sam znajdował się przy piłce, starał się raczej uspokajać grę. Spokojnie wymieniał ją z Pasqualem, czekając na zakończenie spotkania, choć zdarzyło mu się również niepotrzebnie próbować zagrania piętką.
Już cztery minuty po wejściu miał dobrą okazję. Fiorentina wyprowadziła kontrę po rzucie rożnym, Błaszczykowski ruszył z piłką do przodu i wypuścił ją sobie, ale został dogoniony przez ostatniego obrońcę Genoi. W przeciwnym razie miałby szansę na strzelenie gola już w debiucie.
Mimo to mecz może uznać za udany. Miał mało okazji do wykazania się w ataku - licząc wraz z doliczonym czasem gry, spędził na boisku 15 minut - ale w obronie spisał się niemalże bez zarzutu. Trzeba jednak odnotować, że łatwiej było mu radzić sobie z rywalami, gdyż w przeciwieństwie do nich dysponował świeżym zapasem sił.
Florencki portal "La Nazione" przyznał mu przeciętną ocenę 6. Kilku zawodników zostało ocenionych lepiej, a kilku gorzej. - Jego zapas sił przydał się w przetrzymaniu ataków Genoi, ale nie miał jak pokazać czegoś więcej - uzasadniono.