Serie A. Parma, miasto przeklęte

Utrzymuje około 200 zakontraktowanych piłkarzy, ale odcięli mu ciepłą wodę i prąd. Jeden z największych klubów lat 90. może wkrótce przestać istnieć.

Parma leży na dnie tabeli ligi włoskiej, jej dwa ostatnie mecze zostały odwołane. Ten z Udinese - ponieważ klubu nie było stać na wynajęcie ochrony, a władze Serie A nie zgodziły się na grę przy pustych trybunach. Ten z Genoą - ponieważ zażądali tego piłkarze, grożąc strajkiem.

Oni ostatnią pensję dostali w lipcu. Wtedy też usłyszeli, że choć awansowali do europejskich pucharów - byli rewelacją minionego sezonu, wytrzymali rekordowe 17 kolejek z rzędu bez porażki, zajęli szóste miejsce w lidze - to w nich nie wystąpią. UEFA nie wpuściła Parmy ze względu na 300 tys. euro niezapłaconego podatku. Dziś zadłużenie klubu wynosi 197 mln euro, a kolejni właściciele szastają tylko jedną walutą - obietnicami bez pokrycia.

Dwa tygodnie temu zbaraniali piłkarze patrzyli, jak podczas treningu odholowywane są cztery klubowe samochody. Zajął je komornik, który potem zabrał jeszcze z nowoczesnego ośrodka w Collecchio - i wystawił na aukcję - wyposażenie szatni (szafki, ławki, wieszaki), sprzęt z siłowni i medyczny, komputery, drukarki, pralki. Nie było już tam wtedy ani ciepłej wody, ani elektryczności. Stadionu nie skonfiskowano prawdopodobnie tylko dlatego, że należy, jak zazwyczaj we Włoszech, do miasta.

Parma to klub przeklęty, prześladowany przez hochsztaplerów. W latach 90. był supermocarstwem wyniesionym na szczyty przez Calisto Tanziego - dobroczyńcę z bajki, kogoś więcej niż Roman Abramowicz w Chelsea, bo ozłocił drugoligowca. Niezapomniana drużyna z Buffonem, Cannavaro, Thuramem, Verónem, Zolą, Asprillą, Crespo czy Chiesą jako jedyna na kontynencie obok Interu Mediolan trzykrotnie zdobywała wówczas europejskie trofeum - dwa razy Puchar UEFA i raz Puchar Zdobywców Pucharów. Na początku następnej dekady nastąpił krach. Tanzi okazał się oszustem, którego rzekomy majątek - miliardy dolarów ulokowane w amerykańskich bankach - nie istnieje, i został skazany na dziesięć lat więzienia; należący do niego spożywczy koncern Parmalat - zatrudniał 36 tys. osób - zbankrutował; gwiazdy przejętej przez zarząd komisaryczny drużyny zostały wyprzedane.

Kiedy w 2007 r. wystawioną na licytację Parmę kupował Tommaso Ghirardi - ledwie 32-letni wówczas biznesmen z bogatej rodziny - przejął 16 mln euro długu. Początkowo zarządzał wstrzemięźliwie i ostrożnie, ale z czasem jął zaciągać kredyty, które obiecywał spłacać zyskami z przyszłych sprzedaży praw telewizyjnych. I zadłużenie puchło z sezonu na sezon: 38, 86, 109, 110, 136, 175, aż do obecnych 197 mln euro. W czyich kieszeniach znikały pieniądze, nie wiadomo, wiadomo tylko, że Parma intensywnie handlowała i prowadziła chyba najbardziej ekstremalną politykę kadrową na świecie. Nawiązała współpracę z prowincjonalnymi klubikami, które miały jej dostarczać i zabierać na wypożyczenie piłkarzy - z Gubbio, Paganese, a także ze słoweńską Goricą. I zaczęła kompulsywnie skupować. W pewnym momencie trzymała zakontraktowanych 226 nazwisk - rozrzuconych nie tylko po wymienionych, ale też kilkudziesięciu innych drużynach. Ile ma ich dziś, dokładnie nie wiadomo, w każdym razie jej działalność to karykatura dość typowego procederu we włoskim futbolu, który transferuje i półtransferuje (zawodnik jako współwłasność dwóch drużyn - to kuriozum będzie niebawem zlikwidowane) maniacko jak nigdzie indziej, na poważnym poziomie, zazwyczaj bez merytorycznego sportowego uzasadnienia. I traktuje nadmiar zatrudnionych jako aktywa retuszujące wyniki księgowe.

Ghirardi zwodził piłkarzy, aż obwieścił im w listopadzie, że nie da już klubowi ani centa, a w grudniu sprzedał go za jedno euro Rezartowi Taçiemu, albańskiemu potentatowi paliwowemu reprezentującemu tajemnicze konsorcjum cypryjsko-rosyjskie. Nowy właściciel nie spotkał się z drużyną ani razu i w styczniu odsprzedał Parmę (też za jedno euro) Giampietrowi Manentiemu. Ten machał piłkarzom dokumentem bankowym mającym dowieść, że dysponuje 100 mln euro przeznaczonymi na inwestycje w klub, a potem zwłokę z regulowaniem długów tłumaczył trudnościami z przelaniem pieniędzy z zagranicznym kont. Resztkę złudzeń rozwiała policja, która właśnie skonfiskowała jego samochód - z powodu 1,9 tys. euro niezapłaconych mandatów.

Kibice urządzają marsze protestacyjne; rywale w geście solidarności opóźniają mecze o kwadrans; prasa pisze o "najgorszym momencie w historii miasta"; burmistrz prosi lokalnych biznesmenów o ratunek; kluczowi piłkarze czują się wyrolowani i uciekają (ostatnio reprezentant kraju Gabriel Paletta i Antonio Cassano ściągnięty przez Ghirardiego jako "prezent urodzinowy" na stulecie klubu), a inni chcą wsiadać w kilka samochodów, by jakoś dojeżdżać przynajmniej na mecze wyjazdowe; prezes federacji (FIGC) Carlo Tavecchio apeluje, by na pomoc zrzucili się wszyscy uczestnicy Serie A. By dotrwać do końca sezonu, Parma potrzebuje około 5 mln euro. Jeśli je pozyska, być może uda się przeprowadzić tzw. kontrolowane bankructwo i w drugiej lidze wystartować z nowym właścicielem i bez długu. Jeśli nie, klub upadnie i ewentualnie rozpocznie rywalizację na poziomie amatorskim - stanie się tak automatycznie wtedy, gdy opuści cztery ligowe kolejki.

Odpowiedzialność za katastrofę ponoszą również władze Serie A. Klub nie otrzymał od FIGC licencji UEFA, tymczasem ligowi kontrolerzy uznali, że sytuacja jest stabilna. I pozwalali na sprowadzanie kolejnych piłkarzy, choć mogli ufać jedynie przysięgom Ghirardiego, iż tylko idiota może sądzić, że próbuje oskubać klub, w który tyle zainwestował.

Sebastian Mila w Borussii? [NAJLEPSZE KOMENTARZE]

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.