Serie A. Zadyszka Juventusu, mecz dwóch połów

"Derby Włoch" bardzo mocno pokazały różnicę pomiędzy Juventusem Antonia Conte i Massimiliana Allegriego. U Conte nie było mowy o przestojach w grze. Jego piłkarze mieli dawać z siebie wszystko w każdej akcji. Allegri nie wymaga tego od swoich podopiecznych. I nieomal nie przypłacił tego porażką z Interem, który z ostatnich siedmiu spotkań ligowych wygrał tylko jedno.

Początek meczu wskazywał na łatwe zwycięstwo Juventusu. "Stara Dama" wściekle ruszyła na rywala, bliski strzelenia gola był już w 2. minucie Claudio Marchisio. Prowadzenie przyszło niedługo później; fenomenalnie piłkę w polu karnym przyjął Arturo Vidal, gubiąc kryjącego go Medela, i wyłożył piłkę Carlosowi Tevezowi. Argentyńczyk wpakował ją do pustej bramki.

Najważniejsze było tu zachowanie Vidala. Chilijczyk zapowiada, że ten rok będzie należał do niego. W pierwszej części sezonu zawodził. Grał przeciętnie. Zdarzyło mu się spóźnić na trening. Jakie były tego przyczyny? Spekulowano o niezadowoleniu z odrzucenia ofert Manchesteru United lub o tym, że nie wyleczył w pełni kontuzji kolana. Już na mundialu grał z urazem. I to kolano okazało się przyczyną jego problemów. Pierwsze oznaki powrotu do formy pokazał już w meczu z Cagliari (3-1).

Zachwycał również Paul Pogba, który zwodem "elastico" wymanewrował obronę Interu i powstrzymał go dopiero Samir Handanović. Na dziewięć dryblingów Pogby aż osiem było udanych!

Ale rywala Juventus miał marnego. Do przerwy Inter nie oddał żadnego celnego strzału na bramkę. Dodatkowo prezentował się fatalnie w defensywie. Ale w drugiej połowie wszystko się zmieniło.

Mecz dwóch połów

Juventus zaczął grać kunktatorsko, częściowo opadł też z sił. Ostatnio jest za to surowo karany - z Sampdorią również wyszedł na prowadzenie w pierwszym kwadransie, by w drugiej połowie stracić gola i nieomal nie przegrać. W grudniowym Superpucharze Włoch "Stara Dama" zaczęła swoją przerwę świąteczną w drugiej połowie.

Teraz podopieczni Allegriego cofnęli się i czekali na to, co zrobi Inter. Nie robił zbyt wiele, ale w 64. minucie obrona gospodarzy zagapiła się. Nie wiadomo, gdzie przy świetnym prostopadłym podaniu Freddy'ego Guarina byli Giorgio Chiellini i Patrice Evra. Leonardo Bonucci nie zdołał upilnować Mauro Icardiego, a Gianluigi Buffon nie zdążył zablokować jego strzału.

"Juve killer"

Icardi to prawdziwy specjalista od strzelania bramek Juventusowi. W czwartym meczu przeciwko temu rywalowi strzelił piątą bramkę i trzecią w Turynie.

To właśnie w meczach z Juventusem pokazał się szerszej publiczności. Ostatnia porażka "Starej Damy" na własnym boisku miała miejsce 37 spotkań temu, w sezonie 2012/13. Turyńczycy prowadzili z grającą w dziesięciu Sampdorią, ale Icardi zdobył dwie bramki, czym zaszokował całe piłkarskie Włochy. W tym samym sezonie strzelił zwycięską bramkę w meczu rewanżowym (3-2). W dużej mierze dzięki tym golom przeszedł do Interu. I już w drugim meczu w barwach "Nerazzurri" strzelił kolejną bramkę Juventusowi. W poprzednim spotkaniu pomiędzy obiema drużynami (Juve wygrało 3-1) nie grał.

Ale czy to on był dzisiaj bohaterem Interu? Nie. W 82. minucie zmarnował świetną okazję po dośrodkowaniu debiutującego Lukasa Podolskiego. Po chwili znowu groźnie uderzał.

Napór Interu był coraz większy. Roberto Mancini wprowadził trzeciego napastnika, Pabla Osvaldo. I przy jednej z kontr to właśnie dużo lepiej ustawionego kolegi nie zauważył Icardi. Niepotrzebnie strzelał z dystansu, zresztą bardzo nieudanie. Osvaldo był wściekły, o mało nie doszło do kłótni. - Takie rzeczy zdarzają się na boisku, wszystko jest w porządku, choć powinienem podać - stwierdził po meczu Icardi.

A nie jest to osoba o najlepszej reputacji w świecie calcio. Wdał się w romans z Wandą Narą, gdy ta była jeszcze żoną Maxiego Lopeza, byłego kolegi klubowego z Sampdorii. Bardziej znany jest ze swoich poczynań w serwisach społecznościowych, gdzie co chwilę dawał wyraz swej miłości, aniżeli z występów boiskowych. Maxiego Lopeza zdenerwowało zwłaszcza to, że Icardi wytatuował sobie imiona jego dzieci na ramieniu. Ale najważniejsze, że Icardi pokazuje swoje umiejętności również na boisku; w dość przeciętnym składzie Interu jest jednym z najjaśniejszych punktów, nawet jeśli nie zawsze wszystko idzie po jego myśli.

Za grę w pierwszej połowie Inter nie zasłużył nawet na 0,1 punktu. Ale w drugiej połowie Mancini zdecydował się ustawić swój zespół znacznie wyżej, jego podopieczni grali ofensywniej. Dobrze wykorzystali kunktatorstwo i zapaść fizyczną Juventusu i mogli nawet wygrać ten mecz. Plany pokrzyżowała im jednak czerwona kartka Mateo Kovacicia, jaką dostał pod koniec spotkania za faul na Stephanie Lichtsteinerze.

Palące kwestie

Zarówno Allegri, jak i Mancini mogą wynieść sporo lekcji z tego spotkania.

Dlaczego Juventus tak dobrze zaczyna mecze (sześć goli w pierwszych kwadransach, najlepszy wynik w lidze), ale marnuje kolejne okazje i nie umie "zabijać" spotkań? W drugich połowach tempo znacznie spada. To wystarcza na słabsze drużyny, ale na Sampdorię, Inter czy Napoli w przegranym Superpucharze to jest już za mało. Po 24 domowych zwycięstwach teraz doszło do dwóch remisów. Przewaga nad goniącą AS Romą stopniała zaledwie do punktu. A w lutym w Lidze Mistrzów czekają mecze z Borussią Dortmund.

Mancini szuka głównie wzmocnień ofensywnych - przyszedł Lukas Podolski, bliski transferu jest Xherdan Shaqiri - ale nie może zapomnieć o obronie. Wystarczyłby odrobinę skuteczniejszy rywal niż Juventus, by mecz skończył się na dobre już w 1. połowie. Od jego ponownego zatrudnienia Inter zagrał sześć spotkań ligowych. Wygrał tylko jedno i wtedy zachował jedyne czyste konto. Stracił dziesięć bramek. W tabeli nadal jest jedenasty.

Zobacz najlepsze bramki weekendu! [WIDEO]

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.