Jerzy Dudek: Co roku jesteśmy typowani do wygrania Champions League bez względu na to, co osiągnęliśmy w tych rozgrywkach rok wcześniej. Jestem tu trzeci rok i za każdym razem jest identycznie, bo nie wyciągamy żadnych wniosków z porażek. Zupełnie przespaliśmy pierwszy mecz z Lyonem. W rewanżu zawiodła skuteczność.
- Wszyscy - z nami na czele - widzieli Real przynajmniej w finale. W mało którym klubie jest tyle znakomitości. Wielu mówi o Realu "macie samograja". Ale indywidualności muszą stworzyć drużynę. Do tej pory większość meczów wygrywaliśmy po indywidualnych akcjach naszych gwiazd. Kiedy wpadliśmy na bardzo dobrze zespołowo grający Lyon, przegraliśmy.
- W lidze jakoś nam idzie, ale jej poziom jest niższy niż w fazie pucharowej Champions League. Po meczu z Sevillą euforia była wielka. ale w szatni powiedziałem "z Lyonem tak otwarta gra awansu nam nie da". Wykrakałem. Jeśli Real odpada tak wcześnie z LM po raz szósty z rzędu, to raczej nie jest to tylko przypadek. Wciąż nie potrafimy grać tak, jak się powinno w pucharach - konsekwentnie w obronie i skutecznie z przodu. Stawiamy na jakość i radość, a potem cierpimy. Nie ma dla nas żadnego wytłumaczenia. Teraz musimy zdobyć mistrzostwo Hiszpanii, może jakoś uratujemy sezon i spełnimy oczekiwania prezesa oraz kibiców. Jeśli się nie uda, będzie bardzo źle.
Przyzwyczaiłem się, że dzień po takiej porażce jak z Lyonem gazety zwalniają trenera, wywalają pół drużyny, a drugie pół sprzedają. I robią ankiety, kto jest potrzebny. Mnie to dotyczy od trzech lat. Za każdym razem byłem umieszczany na liście transferowej, ale moje akcje rosną. W pierwszym sezonie miałem 18 procent poparcia kibiców, żebym został. W tym - ponad 30.
- Rok temu, kiedy zapewniliśmy sobie wyjście z grupy LM, zagrałem z Zenitem Sankt Petersburg. Teraz do ostatniego meczu walczyliśmy o pierwsze miejsce, trener nie robił zmian. Przyzwyczaiłem się, że na swoją szansę czekam czasem trzy miesiące.
- Nie wiem. Dziesiątego kwietnia gramy z Barceloną, to będzie wydarzenie sezonu, ale na pewno nie rozstrzygnie sprawy tytułu, bo będzie jeszcze sporo punktów do stracenia i do zdobycia. Tak jak w ubiegłym roku, czekam i zobaczę, dokąd los mnie zaniesie. Spekulacji jest mnóstwo. Zabawne, bo niedawno zadzwonił do mnie hiszpański agent i powiedział, że ma dla mnie dwa kluby w Europie, w tym jeden w... Polsce. Słyszałem też o amerykańskiej MLS. Za chwilę skończę 37 lat i zobaczę, która opcja będzie dla mnie najlepsza.
- Zdecydowanie. Wybiorę klub, w którym będę grał. Ale identycznie mówiłem w ubiegłym roku, kiedy kończył mi się kontrakt z Realem i... zostałem. Na wakacjach w Polsce nie miałem żadnych konkretnych ofert. Dopiero po przedłużeniu kontraktu w Madrycie, zadzwonił do mnie menedżer i powiedział, że miał propozycję. Teraz też nie będę mógł pozwolić sobie na czekanie w nieskończoność. Jeśli zgłosi się dobry klub z dobrym kontraktem, mocno się zastanowię. Miałem propozycję z Turcji. Stambuł to piękne miasto, mam piękne wspomnienia z finału Ligi Mistrzów, ale się nie wybieram. Wolę Europę Środkowo-Zachodnią. Chyba że zupełnie "odlecę" - do Stanów.
- Czyli tak samo jak rok temu. Byliśmy akurat w Turcji na wakacjach, kiedy zadzwonił dyrektor Realu Jorge Valdano z propozycję kontraktu. Po konsultacji z żoną, można powiedzieć, że nie miałem nic do gadania i podpisałem dla rodziny. To była dobra decyzja. W tym roku taką opcję też biorę pod uwagę.
- Nikt ze mną nie rozmawiał. W kwietniu przyjeżdża do Madrytu mój menedżer Jan de Zeeuw, żeby porozmawiać o mojej przyszłości. Chyba jednak chciałbym zmienić klub, choć niekoniecznie kraj. Tu jest wspaniale, Hiszpania to idealne miejsce do życia i gry w piłkę.
- Czy mam propozycję z Legii? Ani Mirek Trzeciak, ani prezes Mariusz Walter nie dzwonili. A słyszałem, że Mirek nie jest już dyrektorem. Nie wykluczam powrotu do Polski. Czy w tym roku? Tego nie wie nikt.
- Na razie jestem za młody na emeryturę (śmiech). Plany na przyszłość mam różne: może szkółka piłkarska, może trener, a może dyrektor...
A może być i tak, że po wakacjach nie będę miał żadnej oferty. Wtedy wrócę do Polski i dokończę budowę domu na Śląsku oraz wykończę mieszkania w Warszawie. Teraz chcę jak najdłużej cieszyć się życiem w Madrycie, bo wygląda na to, że niedługo będę musiał się pakować.
- Może chciałbym, żeby wszystko potoczyło się jak wtedy i żebym został w Realu?
- W tym czasie będę w Polsce. W Madrycie jestem do końca maja, mam bilet na finał Ligi Mistrzów. I mam nadzieję, że - niech się fani Barcelony nie obrażą - nie będę musiał jej kibicować, bo nie awansuje. Powiedziałem Hiszpanom w szatni: "Chcecie być mistrzami świata, to się zastanówcie, czy warto wygrywać z Polską, bo tuż przed wyjazdem na Euro 2004, przegrali z nami Grecy i później zdobyli mistrzostwo". Casillas z Albiolem żartowali, że w takim razie nie pozostaje im nic innego, jak tylko z nami przegrać.
- Presja w Hiszpanii jest wielka. Ale uzasadniona. Grają jak Barcelona w poprzednim sezonie. Trzymają piłkę, konstruują akcje i strzelają dużo bramek. Pomaga im ogromny szacunek, jakim darzą ich rywale. Mają genialnych piłkarzy, którzy weszli w swój najlepszy wiek. Jedyny zespół, który może im przeszkodzić, to Brazylia.
Kłopoty z koncentracją piłkarzy Realu Madryt ?