Jerzy Dudek: Za wcześnie na emeryturę

Chyba jednak chciałbym zmienić klub, choć niekoniecznie kraj. Tu jest wspaniale, Hiszpania to idealne miejsce do życia i gry w piłkę - mówi bramkarz Realu Madryt, który we wtorek skończył 37 lat.

Robert Błoński: Real po raz szósty z rzędu odpadł z Ligi Mistrzów w jednej ósmej finału? To jakaś klątwa?

Jerzy Dudek: Co roku jesteśmy typowani do wygrania Champions League bez względu na to, co osiągnęliśmy w tych rozgrywkach rok wcześniej. Jestem tu trzeci rok i za każdym razem jest identycznie, bo nie wyciągamy żadnych wniosków z porażek. Zupełnie przespaliśmy pierwszy mecz z Lyonem. W rewanżu zawiodła skuteczność.

Tegoroczna porażka jest chyba najbardziej przykra, bo w zespół zainwestowano ćwierć miliona euro, a finał jest na waszym stadionie.

- Wszyscy - z nami na czele - widzieli Real przynajmniej w finale. W mało którym klubie jest tyle znakomitości. Wielu mówi o Realu "macie samograja". Ale indywidualności muszą stworzyć drużynę. Do tej pory większość meczów wygrywaliśmy po indywidualnych akcjach naszych gwiazd. Kiedy wpadliśmy na bardzo dobrze zespołowo grający Lyon, przegraliśmy.

Ale parę dni przed rewanżem wyprzedziliście w tabeli Barcelonę, pokonaliście Sevillę 3:2, przegrywając 0:2.

- W lidze jakoś nam idzie, ale jej poziom jest niższy niż w fazie pucharowej Champions League. Po meczu z Sevillą euforia była wielka. ale w szatni powiedziałem "z Lyonem tak otwarta gra awansu nam nie da". Wykrakałem. Jeśli Real odpada tak wcześnie z LM po raz szósty z rzędu, to raczej nie jest to tylko przypadek. Wciąż nie potrafimy grać tak, jak się powinno w pucharach - konsekwentnie w obronie i skutecznie z przodu. Stawiamy na jakość i radość, a potem cierpimy. Nie ma dla nas żadnego wytłumaczenia. Teraz musimy zdobyć mistrzostwo Hiszpanii, może jakoś uratujemy sezon i spełnimy oczekiwania prezesa oraz kibiców. Jeśli się nie uda, będzie bardzo źle.

Przyzwyczaiłem się, że dzień po takiej porażce jak z Lyonem gazety zwalniają trenera, wywalają pół drużyny, a drugie pół sprzedają. I robią ankiety, kto jest potrzebny. Mnie to dotyczy od trzech lat. Za każdym razem byłem umieszczany na liście transferowej, ale moje akcje rosną. W pierwszym sezonie miałem 18 procent poparcia kibiców, żebym został. W tym - ponad 30.

Nie było szans, żebyś choć na jeden mecz wszedł do bramki?

- Rok temu, kiedy zapewniliśmy sobie wyjście z grupy LM, zagrałem z Zenitem Sankt Petersburg. Teraz do ostatniego meczu walczyliśmy o pierwsze miejsce, trener nie robił zmian. Przyzwyczaiłem się, że na swoją szansę czekam czasem trzy miesiące.

Co z tobą po sezonie?

- Nie wiem. Dziesiątego kwietnia gramy z Barceloną, to będzie wydarzenie sezonu, ale na pewno nie rozstrzygnie sprawy tytułu, bo będzie jeszcze sporo punktów do stracenia i do zdobycia. Tak jak w ubiegłym roku, czekam i zobaczę, dokąd los mnie zaniesie. Spekulacji jest mnóstwo. Zabawne, bo niedawno zadzwonił do mnie hiszpański agent i powiedział, że ma dla mnie dwa kluby w Europie, w tym jeden w... Polsce. Słyszałem też o amerykańskiej MLS. Za chwilę skończę 37 lat i zobaczę, która opcja będzie dla mnie najlepsza.

Czyli za wcześnie na emeryturę?

- Zdecydowanie. Wybiorę klub, w którym będę grał. Ale identycznie mówiłem w ubiegłym roku, kiedy kończył mi się kontrakt z Realem i... zostałem. Na wakacjach w Polsce nie miałem żadnych konkretnych ofert. Dopiero po przedłużeniu kontraktu w Madrycie, zadzwonił do mnie menedżer i powiedział, że miał propozycję. Teraz też nie będę mógł pozwolić sobie na czekanie w nieskończoność. Jeśli zgłosi się dobry klub z dobrym kontraktem, mocno się zastanowię. Miałem propozycję z Turcji. Stambuł to piękne miasto, mam piękne wspomnienia z finału Ligi Mistrzów, ale się nie wybieram. Wolę Europę Środkowo-Zachodnią. Chyba że zupełnie "odlecę" - do Stanów.

A jeśli Real znowu zaproponuje kontrakt, a żona powie: "Jurek, zrób coś dla rodziny"...

- Czyli tak samo jak rok temu. Byliśmy akurat w Turcji na wakacjach, kiedy zadzwonił dyrektor Realu Jorge Valdano z propozycję kontraktu. Po konsultacji z żoną, można powiedzieć, że nie miałem nic do gadania i podpisałem dla rodziny. To była dobra decyzja. W tym roku taką opcję też biorę pod uwagę.

Real to ostateczność? Myślałem, że priorytet...

- Nikt ze mną nie rozmawiał. W kwietniu przyjeżdża do Madrytu mój menedżer Jan de Zeeuw, żeby porozmawiać o mojej przyszłości. Chyba jednak chciałbym zmienić klub, choć niekoniecznie kraj. Tu jest wspaniale, Hiszpania to idealne miejsce do życia i gry w piłkę.

Wykluczasz powrót do Polski?

- Czy mam propozycję z Legii? Ani Mirek Trzeciak, ani prezes Mariusz Walter nie dzwonili. A słyszałem, że Mirek nie jest już dyrektorem. Nie wykluczam powrotu do Polski. Czy w tym roku? Tego nie wie nikt.

Podobno Legia widziałaby cię w bramce, a potem jako dyrektora sportowego, żebyś wykorzystał swoje doświadczenie w wielkich klubach.

- Na razie jestem za młody na emeryturę (śmiech). Plany na przyszłość mam różne: może szkółka piłkarska, może trener, a może dyrektor...

A może być i tak, że po wakacjach nie będę miał żadnej oferty. Wtedy wrócę do Polski i dokończę budowę domu na Śląsku oraz wykończę mieszkania w Warszawie. Teraz chcę jak najdłużej cieszyć się życiem w Madrycie, bo wygląda na to, że niedługo będę musiał się pakować.

Rok temu mówiłeś to samo.

- Może chciałbym, żeby wszystko potoczyło się jak wtedy i żebym został w Realu?

Ósmego czerwca Hiszpania gra z Polską mecz towarzyski.

- W tym czasie będę w Polsce. W Madrycie jestem do końca maja, mam bilet na finał Ligi Mistrzów. I mam nadzieję, że - niech się fani Barcelony nie obrażą - nie będę musiał jej kibicować, bo nie awansuje. Powiedziałem Hiszpanom w szatni: "Chcecie być mistrzami świata, to się zastanówcie, czy warto wygrywać z Polską, bo tuż przed wyjazdem na Euro 2004, przegrali z nami Grecy i później zdobyli mistrzostwo". Casillas z Albiolem żartowali, że w takim razie nie pozostaje im nic innego, jak tylko z nami przegrać.

Hiszpanie są w takiej formie, że bez żadnego zaklinania rzeczywistości są faworytem afrykańskiego mundialu.

- Presja w Hiszpanii jest wielka. Ale uzasadniona. Grają jak Barcelona w poprzednim sezonie. Trzymają piłkę, konstruują akcje i strzelają dużo bramek. Pomaga im ogromny szacunek, jakim darzą ich rywale. Mają genialnych piłkarzy, którzy weszli w swój najlepszy wiek. Jedyny zespół, który może im przeszkodzić, to Brazylia.

Kłopoty z koncentracją piłkarzy Realu Madryt ?

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.