Primera Division. Ławka Barcelony okazała się pusta

Porażka z Alaves jest dla Barcelony lekcją pokory. I dla starych graczy i dla nowych - pisze na swoim blogu Dariusz Wołowski, dziennikarz Sport.pl i "Wyborczej".

Blog autora

Siedem zmian w składzie w stosunku do wygranego meczu w Bilbao, zrobiło swoje. W starciu z Alaves Neymar szamotał się samotnie wkurzony biernością kolegów. Po przerwie reprezentacyjnej Luis Enrique oszczędził kilku podstawowych graczy, odpoczynek dostał cierpiący na uraz pachwiny Leo Messi. Trener miał prawo wierzyć, że sięga na najwyższą półkę, w końcu na wzmocnienie ławki klub wydał tego lata aż 122 mln. Najgorsze błędy popełnił jednak człowiek, któremu Barca nie pozwoliła odejść - Javier Mascherano (latem myślał o przeprowadzce do Turynu) zawalił przy obu golach. Tego samego dnia Real Madryt też stracił dwie bramki z Osasuną, ale cóż to za problem wobec pięciu strzelonych.

Alaves grało mądrze, Barca była bezradna. Przy stanie 1:1 na boisku pojawili się Messi, potem Luis Suarez i Andres Iniesta. Wydawało się, że rywal padnie pod ciężarem, tymczasem wytrwał. To był taki dzień, gdy gracze Barcelony myśleli i biegali o tempo za wolno.

Przed rokiem podobne ostrzeżenie Katalończycy dostali w wyjazdowym meczu z Celtą. I świat się nie zawalił. Drużyna z Vigo grała wtedy futbol otwarty. Enrique tłumaczył, że porażka z przeciwnikiem lepszym nie jest dla niego powodem do wstydu. Z Alaves patrzył na mecz wyraźnie sfrustrowany. Drużyna przypominała tę z czasów Taty Martino, która wymienia piłkę dla podtrzymania stylu, ale bez celu. Rezerwowi boczni obrońcy Digne i Aleix Vidal wypadli słabiutko - stremowani, bez odwagi by podjąć walkę z ligowymi przeciętniakami. Bez ich wsparcia Neymar szamotał się sam, bo Arda Turan totalnie zawodził. Paco Alcacer miał bardzo trudny debiut - za chwile wybuchnie debata, czy warto go było wymieniać na Munira z dopłatą 30 mln. Enrique otrzymał lekcję - jest póki co fikcją, że ma dwóch równie dobrych piłkarzy na każdą pozycję. Zmiany trzeba robić rozważniej.

To oczywiste, że w tym roku największą motywację ma Real Madryt. Barca i Atletico zdobywały tytuł w ostatnich trzech sezonach. "Królewscy" grają póki co ekonomicznie, nie zachwycają, ale nie ponieśli żadnych strat. Ziniedine Zidane zastosował przeciwną strategię do Luisa Enrique: wystawił prawie optymalny skład (dał odpocząć tylko Casemiro i Marcelo), a gdy zespół wypracował przewagę nad Osasuną zdjął Ronaldo, Bale'a i Modrica. Na Camp Nou Messi, Suarez i Iniesta weszli jako ratownicy. Widać wyraźnie, że trener Realu jest ostrożniejszy. Wie ile mogą kosztować głupie straty punktów. Jego drużyna wygrała w sobotę 15. kolejny mecz ligowy wyrównując rekord klubu. Takiego Realu nie będzie łatwo gonić.

Zobacz wideo

Za kim kibice Legii tak tęsknią? Termalica znowu katem Legii [MEMY]

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.