Primera Division. Barca bez gwarancji

- Nauczyliśmy się grać z Barceloną - powiedział Diego Simeone mimo kolejnej porażki na Camp Nou 0:1. Tym razem mniej dotkliwej niż 10 dni wcześniej. Atletico, według obu trenerów, wciąż ma 50 proc. szans na awans - pisze na swoim blogu "W polu karnym" dziennikarz "Gazety Wyborczej" i Sport.pl Dariusz Wołowski.

Dyskutuj z autorem na jego blogu

- Czasem takie karne się dyktuje, a czasem nie - powtarzał po meczu Joao Miranda. Dziennik "Marca" nazwał zachowanie Junfrana "absurdem". Wydaje się, że z akcji w 85. minucie nic by nie było, gdyby obrońca Atletico zachował zimną krew i nie chciał wybić piłki przez nogi Sergio Busquetsa. A jednak kopnął desperacko, trafiając pomocnika Barcy, ten oczywiście wykorzystał okazję i padł w polu karnym. Czasem jest za to jedenastka, czasem nie, tym razem była. Wystarczyło, aby Barcelona pokonała Atletico w pierwszym meczu ćwierćfinału Copa del Rey, choć Leo Messi musiał aż dwa razy kopnąć piłkę, zanim trafiła do siatki.

Może trochę szkoda, że mecz tak ciekawy, chwilami wręcz pasjonujący rozstrzygana jeden prosty błąd obrońcy. Futbolowy los nie był jednak dla Juanfrana i Atletico rażąco niesprawiedliwy, bo Barcelona zagrała kolejne bardzo dobre spotkanie. Z przykrością patrzyło się tylko na Luisa Suareza, który ma ogromne problemy adaptacyjne w środku ataku. Najlepszy gracz Premier League ubiegłego sezonu, wygląda jak najsłabsze ogniwo zespołu Luisa Enrique. Albo odgrywa piłkę zbyt elektrycznie, albo ją traci, aż w końcu desperacko próbuje wymuszać faule. Jak tak dalej pójdzie, znów nie zapanuje nad frustracją, a wiemy, jak kończy się to w jego przypadku.

Poza tym Barcelona grała dobrze, wydaje się, że gracze Enrique odzyskali umiejętności i siły do gry wysokim pressingiem. Atletico atakowało, próbowało grać odważnie, wykorzystując swoją przewagę fizyczną. Ale gracze gospodarzy byli wystarczająco zdeterminowani i szybcy. Ter Stegen miał w miarę spokojny wieczór nawet po rzutach rożnych i wolnych, goście nie potrafili mu zagrozić. Ta perfekcyjna gra w destrukcji, siła Pique i Mascherano, aktywność Alby i Alvesa pozwoliły Barcelonie nie powtórzyć błędów Realu, który pozwolił się kontrować na Santiago Bernabeu w 1/8 finału. Atletico to wciąż drużyna ze światowego topu, chwila zagapienia w meczu przeciw graczom Simeone znaczy tyle, co nieszczęście. Tymczasem w dwóch ostatnich spotkaniach z takim przeciwnikiem, Katalończycy stracili jedną bramkę, z karnego, którego 11 dni temu widział tylko sędzia Undiano Mallenco.

Słusznie mówił Simeone, że w stosunku do meczu sprzed 10 dni, jego drużyna wykonała duży krok do przodu. Wtedy poległa bezdyskusyjnie, teraz trzeba było do tego głupiego błędu Juanfrana. Barca miała swoje szanse na gole, ale Miranda i Diego Godin kompletnie obrzydzili życie Suarezowi. Na skrzydłach Messi z Neymarem mieli wyjątkowo mało swobody. Skuteczniejszy, bardziej efektywny był Argentyńczyk, akcje i dryblingi Brazylijczyka wyglądały tym razem jak sztuka dla sztuki.

Rewanż na Vicente Calderon zapowiada się szlagierowo. Zobaczymy, czy Luis Enrique ma plan na wypadek, gdy drużyna uzyskuje przewagę. Barca Guardioli, Vilanovy i Taty Martino miała tylko jeden pomysł prowadząc. Wciąż pchała się do przodu, wciąż była pazerna na posiadanie piłki, bo inaczej czuła, że mecz wymyka się jej spod kontroli. Jak wiemy, tylko w czasach Guardioli udawało się dominować rywali od początku do końca. Dziś jest to niemożliwe. Zwłaszcza w starciu z drużyną taką jak Atletico - gdzie 11 ludzi biega przez 90 minut w tempie ekspresu.

Tak Simeone, jak Luis Enrique uważają wynik rywalizacji o półfinał za daleki od rozstrzygnięcia. Nic w tym oryginalnego - mecz na Camp Nou to była walka dwóch równych sobie rywali wagi ciężkiej, więc trudno było o nokaut w połowie dystansu. W tym sezonie Barcelona pozwalała sobie na słabe występy na wyjazdach - przegrywając na Santiago Bernabeu, w San Sebastian, w Paryżu w Lidze Mistrzów, remisując w Maladze i na Coliseum Alfonso Perez z Getafe. Gdyby tę wersję odważyła się zaprezentować na Vicente Calderon, w półfinale będzie Atletico. Drużyna, która w kolejnym sezonie sprawia wielkim hiszpańskiej piłki masę kłopotów. To nie jest mistrz incydentalny i przypadkowy. Nie wziął się ze słabości Barcelony i Realu, co udowodnił choćby na Stamford Bridge w ubiegłym sezonie. Warto zwrócić uwagę, jak Atletico się zmienia, jak dostosowuje do konkretnego zadania. Dlatego nikt nie miał prawa przypuszczać, że na Camp Nou drugi raz zobaczymy zespół, który nie wie, jak odpowiedzieć na presję gospodarzy.

Rewanżu na Vicente Calderon najbardziej niecierpliwie z graczy Barcy powinien wyczekiwać Luis Suarez. Może dostanie choć troszkę więcej miejsca do gry? Może drugi raz nie będzie wyglądał przy rodaku Godinie jak gracz początkujący na tym poziomie. Reszta graczy z Katalonii pamięta męki z poprzedniego sezonu i do Madrytu z pewnością jej się nie spieszy. Trzeba będzie zostawić na boisku całe zdrowie, a i to nie da gwarancji sukcesu. Bez dwóch zdań jednak: taka Barca jak w dwóch ostatnich starciach z Atletico to znów drużyna na miarę talentu swoich piłkarzy. Choćby Andres Iniesta był tylko cieniem geniusza z lat minionych.

Czy to przez nią C. Ronaldo rozstał się z Iriną Shayk? [ZDJĘCIA]

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.