Real Madryt - FC Barcelona. El Clasico na opak

Zapomnijcie o wszystkim, do czego przywykliście, oglądając szlagier ligi hiszpańskiej. Nie ma już wzburzonego Realu i spokojnej Barcelony, nie wiadomo nawet, czy w niedzielę zobaczymy przyszłego mistrza kraju. El Clasico w niedzielę o 21 - Relacja Z Czuba i Na Żywo na Sport.pl

Niewykluczone, że to pierwsze z czterech El Clásico tej wiosny. 16 kwietnia Real zagra z Barceloną o zwycięstwo w krajowym pucharze, dwa najlepsze hiszpańskie kluby mogą się też zmierzyć w półfinale Ligi Mistrzów (patrz ramka).

To znaczy dwa najlepsze, biorąc pod uwagę historię. W lidze prowadzi co prawda Real, ale tracąca cztery punkty Barcelona jest dopiero trzecia. Rozdziela je Atlético, niewykluczone zresztą, że w niedzielę wieczorem liderem zostanie właśnie ekipa z Vicente Calderón.

Ale nie tylko dlatego szlagier w Madrycie odbędzie się w zupełnie innej atmosferze niż wcześniej.

Przez ostatnie lata jeśli gdzieś bywało gorąco, to w Madrycie. Jeśli piłkarze cierpieli przez wydarzenia spoza boiska, to na Santiago Bernabéu. Jeśli któryś trener był pod presją, to prowadzący Realu. Teraz "Królewscy" są od tego wszystkiego wolni.

Cierpią natomiast na Camp Nou. Nie ma wątpliwości, że Neymar zmarniał po wybuchu afery wokół jego transferu, która doprowadziła do rezygnacji prezesa Sandro Rosella. Brazylijczyk nie strzelił gola od pięciu meczów (tak długiej przerwy nie miał od przyjścia do Katalonii), dał w nich tylko jedną asystę. - Gdybym miał znaleźć przyczyny jego słabszej formy, wskazałbym na to, co dzieje się poza boiskiem - powiedział niedawno trener Gerardo Martino. Neymar nie jest o nic oskarżony, konsekwencje grożą tylko Barcelonie. Piłkarz musiałby jednak nie mieć układu nerwowego, żeby uodpornić się na to, co się wokół niego dzieje. - Ostatnio mówiło się wyłącznie o rzeczach, które nie mają związku z futbolem. To ma wpływ na postawę drużyny i szkodzi klubowi - ostrzegał kilka dni temu były trener Barcy Carles Rexach.

To nowość na Camp Nou. Gdy Barcelona uchodziła za najlepszą drużynę świata, zawodnicy mogli koncentrować się tylko na wyzwaniach boiskowych.

Trener Katalończyków zajmował w tym czasie jedną z najbezpieczniejszych posad na szczytach europejskiego futbolu. Martino od tygodni natomiast czyta i słyszy, że klub szuka następcy. Co z tego, że lista przedstawianych przez prasę kandydatów nie wygląda wiarygodnie (był na niej m.in. André Villas-Boas, który właśnie został trenerem Zenitu), co z tego, że władze dementują plotki. Kiedyś, jeśli ktoś napisałby, że klub planuje wykopanie Guardioli albo Vilanovy, nie zostałby potraktowany poważnie. A teraz letniej zmiany trenera w Barcelonie naprawdę nie sposób wykluczyć.

Sam Martino nie pracuje w takim komforcie jak poprzednicy, brazylijski oddział ESPN ujawnił kilka dni temu listę życzeń, którą trener miał przekazać w październiku Rosellowi. Argentyńczyk wytypował czterech obrońców (m.in. Nevena Suboticia z Borussii), dwóch pomocników (Ilkaya Gündogana z Borussii i Ardę Turana z Atlético) oraz dwóch napastników (Miroslava Klosego z Lazio i Sergia Agüero z Manchesteru City). Jeśli uznamy, że lista jest prawdziwa, dostaniemy kolejny dowód na to, jak bardzo zmieniła się atmosfera na Camp Nou. Piłkarze z podstawowej jedenastki wcześniej czuli się tam znacznie pewniej niż teraz.

W Madrycie trudno dziś znaleźć zawodników niezadowolonych, jeszcze dłużej szukalibyśmy krytyków trenera. Gdy latem Carlo Ancelotti zmienił Mourinho, "Marca" nazwała go "El Pacificador", czyli "niosący pokój". Dziś cicho muszą siedzieć nawet ci, którzy kiedyś narzekali, że w Realu gra za mało tubylców. Rok temu w ćwierćfinale Champions League Mourinho wystawił tylko jednego Hiszpana, wtorkowe spotkanie z Schalke zaczęło aż ośmiu.

A przede wszystkim Real wyrósł na drugiego faworyta LM i głównego kandydata do pokonania Bayernu. Wciąż może przeżyć najlepszy sezon w historii klubu - ozłocony triumfami w trzech rozgrywkach.

I pomyśleć, że po pierwszym El Clásico sytuacja była odwrotna. Że gazety w wystawieniu na szpicy wracającego po kontuzji Garetha Bale'a widziały rękę prezydenta Florentino Péreza, który nie lubi, gdy gwiazdy sprowadzone za grube miliony przesiadują na ławce. Że Bale wydawał się wówczas zdecydowanie gorszym transferem niż Neymar (a w ostatnich pięciu meczach Walijczyk strzelił dwa gole i miał pięć asyst). Że po zwycięstwie u siebie Barcelona miała aż sześć punktów przewagi nad Realem.

Do Madrytu przyjedzie z nożem na gardle. Jeśli przegra, w praktyce straci szansę na tytuł. Z drugiej strony El Clásico to świetny moment, by odmienić sezon. Ostatecznie Katalończycy również mogą go skończyć z trzema trofeami.

Zobacz wideo
Więcej o:
Copyright © Agora SA