Liga hiszpańska. Faworyci postraszeni

Po kwadransie starcia Barcelony z Getafe światowe serwisy szykowały się do osadzenia Atletico Madryt na szczycie Primera Division. Pedro rozwiał ich nadzieje jeszcze w pierwszej połowie meczu.

W polu karnym - blog Dariusza Wołowskiego >>

Pedro Rodriguez ma za sobą kuriozalny rok. Jego bramki pozwoliły Vicente del Bosque przetrwać kryzys klasycznych napastników. Skrzydłowy Barcelony przeciągnął kadrę mistrzów świata przez kwalifikacje brazylijskiego mundialu, stając się dla niej niemal kimś tak ważnym, jak w ostatnich latach bywali David Villa czy Fernando Torres.

O ile pozycja Pedro w "La Roja" stawała się niepodważalna, o tyle na Camp Nou coraz bardziej skomplikowana. Transfer Neymara i eksplozja formy Alexisa Sancheza sprawiły, że często wycierał ławkę dla rezerwowych. Z Getafe na pewno by nie grał, gdyby Leo Messi nie leczył kontuzji, a Neymar nie był ukarany za kartki. A więc klasyczny hat-trick w osiem minut na Coliseum nie miałby prawa się wydarzyć.

To samo co Pedro przeżywał niedawno Cesc Fabregas - także piłkarz ważny dla La Roja. Jakiś czas temu żalił się nawet publicznie, że Gerardo Martino nie widzi go w jedenastce galowej. Żelazna trójka w pomocy Xavi - Iniesta - Busquets była jednak rozbijana częściej, a jeśli nie, to tak jak z Getafe Cesc grywał jako fałszywy napastnik. Do trzech bramek Pedro dołożył dwie i Barcelona komfortowo obroniła pozycję lidera do końca tego roku.

Z ogłoszeniem sensacyjnej pozycji Atletico na szczycie Primera Division trzeba poczekać co najmniej do 5 stycznia, a być może nawet do 11 i meczu na szczycie na Vicente Calderon kończącego pierwszą rundę rozgrywek (dwa dni przed ogłoszeniem laureata Złotej Piłki). Chwile, gdy dwa hiszpańskie kolosy nie patrzą na krajowych rywali z wyżyn, są w ostatnich latach wręcz unikalne.

W meczu z Atletico w składzie Barcy będzie Neymar, może także Messi, co jednak nie postawi drużyny Diego Simeone na straconej pozycji. Wicelider też źle zaczął mecz tej kolejki z Levante, przegrywał, potem jeszcze stracił prowadzenie w drugiej połowie, ale tak jak Barca pokazał charakter.

Real grał w Walencji bez Garetha Bale'a i zwyciężył na Estadio Mestalla po raz piąty z kolei. Tym razem gola na 3:2 zdobył rezerwowy Jese, po grubym błędzie bramkarza Guaity, który puścił piłkę kopniętą w krótki róg. "Królewscy" dwa razy tracili prowadzenie, ale za trzecim go już nie oddali, utrzymując 5 pkt straty w tabeli do Barcelony i Atletico. Ronaldo zdobył gola (z minimalnego spalonego), ale wypadł słabo, był zbyt samolubny, próbując strzelać z każdej pozycji. Bez konsekwencji.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.