La Liga. Real Madryt na fali wznoszącej, czyli miesiąc po królewsku

W ostatnich siedmiu meczach Real Madryt zdobył 30 goli. Czy grał z Cristiano Ronaldo, czy bez niego, czy walczył w jedenastu, czy w dziesięciu. Dzieło Carlo Ancelottiego zaczyna mieć ręce i nogi - pisze komentator Gazety Wyborczej i Sport.pl - Dariusz Wołowski.

Norweg Magnus Carlsen, nowy szachowy mistrz świata porównywany geniuszem do Mozarta, jest zapamiętałym fanem Realu Madryt. W wolnych chwilach, jako lewy obrońca grywa w Fremad Famagusta, klubiku szóstej ligi norweskiej, wczoraj spełnił swoje marzenie o wykonaniu pierwszego kopnięcia na Santiago Bernabeu w meczu ulubionej drużyny z Valladolid. Reszty dokonał Gareth Bale, kompletując hat trick (prawą nogą, lewą i głową), w dodatku zaliczając asystę przy bramce Karima Benzemy. Walijczyk zastąpił kontuzjowanego Cristiano Ronaldo, choć jak powiedział inny znany lewy obrońca Marcelo, do Portugalczyka nie da się go porównać. "Cristiano jest poziom ponad wszystkimi".

Zły nastrój w Madrycie powoli ulatniał się od przegranego Gran Derbi 26 października. Od tamtej chwili drużyna Carlo Ancelottiego wychodziła na boisko siedem razy, zdobywając w sumie aż 30 goli! Jedyny remis z Juventusem w Turynie nie był wynikiem złym, to mistrz Włoch grał z pistoletem przystawionym do skroni i nie poradził sobie z "Królewskimi". Przez jakiś czas można było mieć wątpliwości, czy zespół Ancelottiego osiągnął tak wysokie loty, czy to nieziemski Ronaldo ciągnie za sobą kolegów? Odpowiedź przyszła natychmiast, Portugalczyk doznał urazu w starciu z Almerią przy stanie 1-0 i w tym samym momencie odpowiedzialność za wyniki wzięli na siebie inni.

Florentino Perez gratulował piłkarzom szczególnie za spotkanie w Champions League z Galatasaray, kiedy po czerwonej kartce dla Sergio Ramosa w 25. min, zespół wygrał 4-1. W osłabieniu Real cały czas atakował, według prezesa klubu kibice chcą widzieć taką mentalność graczy zawsze. Jedynym zgrzytem, był domniemany konflikt Pereza z drugim kapitanem.

Hiszpańska prasa donosiła, że Ramos stanowczo domaga się podwyżki, doszło ponoć do tego, że prezes ustalił dla niego cenę transferową 65 mln euro i powiedział: "niech dadzą za ciebie tyle, a puszczę cię choćby do Barcelony". Po meczu z Valladolid Ramos ogłosił jednak, że o zmianę kontraktu nie zabiega. Na swojej koszulce skreślił dedykację "człowiekowi, który sprowadził mnie do Realu" i podarował prezesowi.

Najważniejszy jest jednak fakt, że w Madrycie widać efekty pracy Ancelottiego. Drużyna zaczyna być spójna, kiedy trzeba, odpowiedzialność biorą za nią rezerwowi Angel di Maria czy Isco.

Stolica Hiszpanii doczekała harmonii w ofensywnym "tridente". Najdroższa trójka świata, na którą Perez wydał 222 mln euro (Ronaldo, Bale, Benzema), udowadnia, iż uwielbiając grę z kontry, radzi sobie także w ataku pozycyjnym.

Rzecz jasna wzlot formy w listopadzie nie jest celem samym w sobie. Fani "Królewskich" chcą jednak widzieć, w jakim kierunku zmierza jeden z najdroższych gwiazdozbiorów w historii futbolu. Po fatalnym występie na Camp Nou Bale odnalazł już swoje miejsce w drużynie. Wczoraj ogłosił, iż przestaje odczuwać skutki miesięcy straconych latem w oczekiwaniu na transfer do Madrytu. Wszystko w Realu zaczyna mieć ręce, nogi i głowę. Ancelotti stracił jednego ulubieńca Samiego Khedirę, za to odzyskał drugiego Xabiego Alonso. Uważa go za swoją prawą rękę na boisku.

Strata do Barcelony i Atletico nie jest duża, rzecz jasna "Królewscy" marzą o szczycie formy na fazę pucharową Champions League. Jose Mourinho trzy razy prowadził ich do półfinału, Ancelotti nie wyobraża sobie, by jego przybycie kojarzono z krokiem wstecz. Przecież latem "Królewscy" znów byli królami okna transferowego, w dodatku największego w historii. Jakie więc mogą mieć oczekiwania? Tylko największe.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.