My też mamy zdanie! Dzielimy się nim na Facebook/Sportpl ?
Primera Division podąża szlakiem wytyczonym przez Premier League i Serie A, które w walce o azjatyckiego klienta przełożyły godziny rozpoczęcia spotkań. Od tego sezonu niedzielne spotkanie ligi hiszpańskiej rozgrywane jest o godz. 12. W Chinach jest wtedy 19.
Przez całe lato hiszpańska prasa krytykowała decyzję zarządzających ligą. Radio Marca wieściło koniec wieloletniej tradycji spędzania niedzielnego popołudnia w Hiszpanii: "Zjedz obiad, napij się ginu z tonikiem, zapal cygaro, a potem pójdź na mecz".
Kibice do zmian przekonani nie są. W sondzie na internetowej stronie dziennika "Marca" ponad 70 proc. z 30 tys. respondentów uznało, że rozgrywanie spotkań w niedzielę o godz. 12 to pora najgorsza z możliwych. Przeciwnicy argumentowali, że latem w południe temperatura dochodzi do 40 stopni.
Hiszpańskie kluby zgodziły się na zmianę terminarza, pod warunkiem że zmiana dotknie wszystkich, w tym Real Madryt i Barcelonę. Choć Chiny to dla obu klubów ważny rynek - sprzedają tam setki tysięcy koszulek i gadżetów, robią przedsezonowe tournée - to przed grą w południe giganci się bronili. - Szanuję piłkarskie tradycje w naszym kraju, dlatego nie podoba mi się granie meczów o 12. Na Camp Nou gra się wieczorem lub w nocy. Ale do nowych reguł się dostosujemy - mówi prezydent Barcelony Sandro Rosell.
Real szybciej przekonał się do nowych zasad. Kilka tygodni temu wygrał z Osasuną aż 7:1, a trener José Mourinho powiedział, że woli, by jego piłkarze grali w dzień niż tuż przed północą. Klub ogłosił wielki sukces telewizyjny - powołując się na dane Beijing TV, spotkanie miało obejrzeć aż 60 milionów Chińczyków.
W ubiegłym tygodniu okazało się jednak, że są to dane nieprawdziwe. Na podstawie badań telemetrycznych wyliczono, że mecz Real - Osasuna obejrzało 1,3 mln Chińczyków. Dziennik ABC wyjaśnia, że po prostu nie było żadnej możliwości, by pierwsze w historii spotkanie Realu rozgrywane o tak wczesnej porze przyciągnęło aż 60 mln widzów. Po pierwsze, na głównym programie sportowym CCTV-5 transmitowano tenis stołowy, a mecz Realu pokazały na żywo tylko mniejsze stacje (Beijing TV i Shanghai TV). Po drugie, na rynku chińskim Primera Division nie jest jeszcze silną marką, zdecydowanie przegrywa z angielską Premier League, która w zeszłym sezonie przyciągnęła przed telewizory w sumie 4,7 mld widzów, z czego aż 300 mln stanowili Chińczycy.
Wcześniejsze mecze w "chińskiej" porze nie zgromadziły nawet milionowej widowni, bo grały Atletico, Getafe czy Rayo Vallecano - drużyny mniej dla chińskiego kibica atrakcyjne. Ale odwrotu od kierunku na Daleki Wschód nie będzie.
Dla władz klubów i ligi narzekania kibiców i dziennikarzy mają drugorzędne znaczenie. W dobie światowego kryzysu, gdy sześć z 20 klubów Primera Division jest w stanie upadłości, a reszta ma problemy z bieżącymi płatnościami, zmiana terminarza i otwarcie na nowych kibiców jest szansą na pozyskanie dodatkowych pieniędzy z praw telewizyjnych i od sponsorów. - Liga musi dobrze sprzedać prawa telewizyjne na całym świecie i zacząć czerpać z tego zyski - przekonuje José Maria Gay z Uniwersytetu w Barcelonie.
Dotychczasowy system rozgrywania meczów to uniemożliwiał. Jeszcze w zeszłym sezonie cztery lub pięć meczów rozgrywano o tej samej porze, co ograniczało możliwość osiągania zysków przez ligę. Teraz równocześnie toczą się najwyżej dwa mecze, dzięki czemu zwiększyła się liczba transmisji.
Władze Primera Division otworzyły niedawno biuro w Pekinie i szykują się do marketingowej ofensywy. Rynku chińskiego nie zdobędą, jeśli giganci - Real i Barcelona - nie zaczną grać swoich meczów w porze normalnej dla tamtejszych mieszkańców.