- Diodak! Diodak! - krzyczał Thomas Mueller przelatując przez strefę wywiadów po wygranym finale Pucharu Niemiec. Naśmiewał się ze swojego młodszego kolegi, Joshuy Kimmicha, który w serii rzutów karnych uderzył w wyjątkowo beznadziejny sposób, lekko i prosto w stojącego na linii bramkarza Borussii Dortmund. Przekombinował ze strzałem i nabiegiem, stawiając dziwaczne kroki niczym jeden z bohaterów kreskówek o Kaczorze Donaldzie. Sześć tygodni później ksywka była nieaktualna, bo starszego kolegę z klubu i kadry Kimmich uratował świetnie wykonaną jedenastką w ćwierćfinale mistrzostw Europy z Włochami. Wtedy, gdy w kompromitujący sposób pudłowali wielcy reprezentacji mistrzów świata: Mueller, Mesut Oezil i Bastian Schweinsteiger.
To, że Kimmich w ogóle tam się znalazł zakrawa na cud. Trzy lata wcześniej usłyszał w VfB Stuttgart, że musi jeszcze pograć sezon z juniorami, bo fizycznie nie nadaje się do trzecioligowych rezerw klubu. A on dwanaście miesięcy później jako pierwszoplanowa postać cieszył się z awansu do drugiej Bundesligi, choć w barwach innego klubu - RasenBallsport Lipsk - nad zespołem do którego się nie nadawał kończąc sezon z 30-punktową przewagą. Tamtego lata zdobył też złoto Euro do lat 19, rok później w kadrze U-21 przegrał w 1/2 finału ME z Portugalią, a po kolejnych dwunastu miesiącach w seniorskiej drużynie Niemców skończył na półfinale (0:2) i w najlepszej jedenastce turnieju.
- To przypadek jakiego nigdy wcześniej nie doświadczyłem i pewnie już nigdy nie zobaczę - mówi Ralf Rangnick, który dał mu szansę we wtedy trzecioligowej drużynie. Uczynił to z polecenia jednego z dyrektorów akademii, tego samego, który kilka lat wcześniej zapukał do drzwi domu państwa Kimmich w wiosce Bosingen, gdzie mieszka niespełna dwa tysiące ludzi. Zrobił to, by ostatecznie przekonać rodziców małego Joshui, by puścili go na stałe do szkółki Stuttgartu. Wcześniej odmawiali, bo syn rozłąki by nie wytrzymał, a w malutkim Bosingen było mu po prostu dobrze.
Kimmich jest bohaterem pierwszych dwóch miesięcy sezonu. Utrzymał wysoką formę z Euro 2016, dla reprezentacji zdążył już strzelić gola w meczu z Norwegią, przeciwko Czechom asystował. Ale na dobre rozbrykał się w klubie: trafiał do siatki w meczach z Schalke, Rostowem, Hamburgiem, Eintrachtem i w środę z PSV. Gdy strzelił z Kolonią w dzień celebrowania Oktoberfestu, oficjalna strona Bayernu napisała, że "ten chłopak o wzroście 176 cm i przy 70 kg wagi podniósł Arnolda Schwarzeneggera z krzesełka". Słynny aktor i były gubernator Kaliforni był gościem mistrzów Niemiec na tym meczu.
Meczu, który Bayern zakończył remisem. W zasadzie do wygranego 4:1 meczu z PSV na koniec pierwszej części fazy grupowej LM to Bayern robił wszystko, by kibice szybko zapomnieli o świetnym starcie sezonu. Grali powoli, rozkojarzeni i bez jakości, którą się od nich wymaga. Błyszczał tylko Kimmich, odznaczał się energią oraz dyscypliną, ale sam nie potrafił poprowadzić Bayernu do zwycięstw w tej niefortunnej serii czterech meczów. Jeszcze nie teraz.
- Ja wciąż jestem nikim w porównaiu do Manuela Neuera, Thomasa Muellera i Xabiego Alonso - mówi Kimmich, ale przyznaje też, że odbiór jego osoby się zmienił. - Rok temu wychodziłem z autokaru drużyny i wszyscy dziwili się, kim jest ten junior. Teraz czasem krzykną moje nazwisko, częściej proszą o autografy.
On się nie zmienił, zresztą jego osobowość jako cechę kluczową w niesamowitym rozwoju wyróżniali i Guardiola, i Rangnick. Pierwszy jeszcze prowadząc Bayern mówił, że się w Kimmichu zakochał, drugi nie może odżałować, że Stuttgart mógł 20-latka od Lipska odkupić za półtora miliona i od razu sprzedać monachijczykom za kilka razy więcej.
W Niemczech to Hermann Gerland (od lat w sztabie Bayernu) zaczął mówić, że Joshua jest naturalnym następcą Philippa Lahma, bo raz, że może być i środkowym pomocnikiem, i bocznym obrońcą, ale też poczuwa się do roli lidera. Gdy Bayern łapał zadyszkę on jako jeden z pierwszych powiedział wprost, że to kwestia obniżenia się koncentracji u piłkarzy. Ale Kimmicha porównują także do Matthiasa Sammera, bo w podobnie wzorowy sposób wykonuje zadania kluczowe, ale mało widoczne. Z kolei dzięki jego manierze gry na jeden lub dwa kontakty bardziej odważni szukają podobieństw z hiszpańskimi rozgrywającymi Barcelony. Może dlatego z Katalonii w poprzednim sezonie wysłano skautów, by przyjrzeli się 21-latkowi.
- Wszyscy opiekujemy się Joshuą, a on po prostu daje z siebie wszystko - mówi Mats Hummels. - To ten, który do naszej gry wpuszcza świeże powietrze. Gdy nie możemy przebić się przez mur rywali, potrzeba nam nowych pomysłów, jego rajdów i zagrań - tłumaczy Sami Khedira. - Gra na wielu pozycjach jest moją przewagą, a tym, który otworzył mi oczy na więcej możliwości na boisku był Guardiola - zaznacza Kimmich.
Hiszpan nie bał się ustawić Kimmicha na środku obrony w trudnym meczu 1/8 finału LM z Juventusem w Turynie (2:2). Wtedy chociaż Bayern prowadził dwiema bramkami, to przez błędy młodego zawodnika w rozegraniu i w kryciu spotkanie skończyło się remisem. Ale Guardiola dalej na niego stawiał: i w kolejnej rundzie europejskich rozgrywek, i w finale Pucharu Niemiec, który skończył się nadaniem mu (na krótko) przezwiska oraz powołaniem do reprezentacji.
Kimmich dalej się uczy, ale tak pojętnego studenta już dawno niemiecki futbol nie widział. Xabi Alonso podpowiada mu, jak prowadzić mecz z drugiej linii, Lahm doradza gry na boku obrony, gdy ostatnio w ataku szaleje na miarę Arturo Vidala: jak już się rozpędzi, to kończy razem z piłką w siatce. A po meczu czy treningu wraca do mieszkania wynajmowanego razem z siostrą, dzwoni do swojej mamy i uczy się gotować.
- Thiago jest niesamowity z piłką. Thomas Mueller to niesamowicie ambitny i inteligentny piłkarz. David Alaba jest kompletny, może grać wszędzie. O Robertcie Lewandowskim także mogę mówić długo. Jak to mówię: inny świat - opowiada Kimmich o wejściu na wyższy poziom. Drodze, która dla wielu jest tak stroma, że zajmuje nawet kilkanaście lat, a nie 24 miesiące. Joshua nie miał łatwo, bo z trzeciej Bundesligi przebić się jest trudno, a różnice między stylem RB Lipsk i Bayernem Guardioli także są spore. Z intensywnego chaosu do kontroli nad każdym aspektem gry.
Kimmichowi nic zdaje się nie przeszkadzać w rozwoju, wręcz z każdym miesiącem zaskakuje czymś nowym. W tym ostatnim: strzelaniem goli, ciągiem na bramkę rywali. A przecież od tego wszystko się zaczęło. Gdy 9-letni Kimmich występował w VfB Bosingen jego zespół akurat grał ze Stuttgartem i to on trafił hat-tricka.