Bundesliga. Młode wilki biją Wolfsburg. Jak zagrał Błaszczykowski?

Tam, gdzie biegał w Borussii Dortmund Jakub Błaszczykowski, teraz w Bundeslidze sieją postrach Ousmane Dembélé i Christian Pulisić, w niemieckiej prasie nazywani "młodymi wilkami" Thomasa Tuchela. Jednak we wtorek, pomimo wysokiej porażki Wolfsburga (1:5) 30-letni Polak pokazał, jak szybko odnalazł się w nowym zespole.

- Z całym szacunkiem dla Legii Warszawa i Darmstadt, ale my jesteśmy na innym, wyższym poziomie - mówił Dieter Hecking przed wtorkowym meczem Wolfsburga z Borussią Dortmund. Ale to goście szarżowali raz po raz, popisy skrzydłowych (Dembélé i Pulisicia) w cień odsunął Raphael Guerreiro, który strzelił pierwszego gola, przy drugim Pierre-Emericka Aubameyanga asystował, a trzeciego stworzył prostopadłym podaniem. Po dwóch ciosach w siedemnaście minut Wolfsburg był bardzo blisko tego miejsca w którym znaleźli się poprzedni rywale Borussii.

Po prawdzie, Hecking ostrzegał, że dla jego Wolfsburga to będzie najtrudniejszy sprawdzian w nowym sezonie. Może też o takim potencjale ofensywnym, który przyszedł za wcześnie, choć "Wilki" nie straciły gola w trzech pierwszych kolejkach. Jednak w tyłach to zespół po generalnym remoncie: stoperzy Philipp Wollscheid i Jeffrey Bruma trafili do Wolfsburga latem, prawy obrońca Vieirinha dopiero w weekend zagrał pierwsze spotkanie. Dobrze grali w poprzednich kolejkach, ale tą Borussię obecnie niewielu udałoby się zatrzymać.

Symbolem tych zmian jest także piłkarz, który wyprowadził zespół na boisko. Jakub Błaszczykowski nie tylko ledwo co przyszedł do Wolfsburga, ale stał sie liderem i kapitanem. Niektórzy sugerowali, że dostał opaskę od Heckinga, ponieważ w weekend rozgrywał dwusetne spotkanie w Bundeslidze. Nic z tych rzeczy - swoim doświadczeniem, ale też jakością i poświęceniem był naturalnym kandydatem do roli kapitana.

Prawdą jest, że zespół na nowo złożony mółgby po takim starcie przeciwko Borussii szybko się rozsypać - jak Legia tydzień wcześniej. Jednak lider poderwał kolegów: Błaszyczkowski najpierw ostrym faulem w środku pola dał sygnał, że rywale nie są nietykalni, a następnie szybkimi akcjami prawą stroną pokazał, że można im również zrobić szkodę.

Owszem, co pokazał mecz, Błaszczykowski nie ma już dawnej szybkości, co kosztowało go miejsce w planach Thomasa Tuchela już rok temu, gdy wracał po długiej kontuzji. Także dlatego szkoleniowiec Borussii mówił ostatnio, że Polaka, gdyby ten został, traktowałby jako bocznego obrońcę. Nim już w Wolfsburgu był także Błaszczykowski w pierwszych dwóch kolejkach, tam kończył wtorkowe spotkanie. Ale ta uniwersalność to nie tyle znak mijającego czasu, jak również docenienie jego walorów.

Bo 30-letni Polak wciąż ma atuty, które wyróżniały go na tle Borussii, choć w zespole o innym stylu. Wolfsburgowi brakuje tej płynności w grze, bezczelności i dynamiki, ale na pewno mają determinację oraz jakość. Gdyby Mario Gomez był w nieco wyższej formie, to jedną z pięciu sytuacji na pewno by wykorzystał i wynik wcale nie wyglądałby tak jednostronnie. A to akcje rozgrywane głównie przez Błaszczykowskiego kończyły się zmuszaniem Romana Burkiego do wytężonej pracy w bramce Borussii.

Ostatecznie skończyło się to trzecią bolesną lekcją w ciągu niecałych siedmiu dni. Niesamowicie patrzy się na obecną Borussię, bo przecież dziesięć dni temu, gdy przegrywali z RasenBall Lipsk mówiło się, że potrzebują czasu, by się zgrać. - Jedna porażka nie może sprawić, że wszystko zaczniemy od nowa - powiedział wtedy Tuchel, a jego zespół po prostu przyspieszył i odjechał kolejnym rywalom. We wtorek popis zagwarantowały gole Guerreiro, Łukasza Piszczka, Dembélé i dwa trafienia Aubameyanga. Trzeci kolejny mecz Borussii, który sędzia kończył równo z upływem dziewięćdziesiątej minuty, litując się nad przegranymi.

Wolfsburg może nie potrzebował litości, ale przypomnienia, że nie wszystko jeszczze jest tak poukładane, jak pokazywałby to wstęp do tego sezonu. Przed Heckingiem jeszcze sporo pracy: także nakierowanej na to, by ciężka praca m.in. Błaszczykowskiego, rozgrywane przez niego akcje i to, jak wiele widzi na boisku, przynosiły więcej efektów. - Wiem, że to zespół, który wróci do czołówki Bundesligi - mówił jeszcze przed tym meczem Tuchel.

A Błaszczykowski? Jak obiecał przed meczem tak zrobił: dał z siebie wszystko. Wygrał większość swoich pojedynków (54 proc.), miał piąty wynik sprintów w drużynie (19) i trzeci pod względem intensywnych biegów (60). Gdy piłkarza Wolfsburga pytano przed meczem o starcie z Borussią, odpowiadał banałami: "tak, świetnie wspominam tamte lata", "będzie to wyjątkowe spotkanie". Ale jego profesjonalizm polega na tym, że najwięcej mówi na boisku: rywala potraktował jak każdego innego, różniło się tylko pożegnanie. Takie, które pozostanie w głowie na lata: Błaszczykowski przed sektorem gości i ustawionymi w linii piłkarzami Borussii otrzymał owację na stojąco. W końcu oni sami do siebie Polaka wywołali, dziękując mu za dziewięć lat i ponad 250 podobnych występów. Teraz czas dla nowe rozdziały: jego i Borussii. Takie z których każdy powinien być zadowolony.

Zobacz wideo

Cristiano Ronaldo spotyka się z byłą miss Hiszpanii [ZDJĘCIA]

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.