Bundesliga. Idealny Gaudino, czyli jak Bayern produkuje piłkarzy dla Guardioli

Philipp Lahm, Bastian Schweinsteiger, Thomas Mueller i David Alaba - to nie tylko gwiazdy światowego formatu, ale przede wszystkim wychowankowie Bayernu Monachium. O tym, jak funkcjonuje akademia mistrzów Niemiec, rozmawialiśmy z jednym z jej koordynatorów.

Kryzys w składzie Bayernu Monachium? Jeśli w piątkowy wieczór w Mainz wyjściowa jedenastka Pepa Guardioli nie była tak słaba, tak na ławce rezerwowych oprócz Reiny i Pizarro znaleźli się sami juniorzy. Jednak kilku z nich już zdążyło poznać dorosły futbol w wykonaniu mistrzów Niemiec. 18-letni Gianluca Gaudino zagrał w tym sezonie w trzech meczach Bundesligi, jednym Ligi Mistrzów oraz Superpucharze z Borussią Dortmund. W drużynie tak napakowanej gwiazdami - zwłaszcza w środku pola - jest to nie lada wyczyn dla każdego młodego pomocnika.

- Gaudino to idealny przykład - tłumaczy Sport.pl Timon Pauls, który pracuje w akademii Bayernu Monachium. - On przecież niedawno zaczynał w drużynie dziewięciolatków, a już gra w pierwszym zespole. Ma perfekcyjną technikę, wiele widzi na boisku, a pomimo że wciąż jest słabszy fizycznie, to nie musimy na to zwracać zbytniej uwagi. On doskonale wie, gdy podać krótko, gdy długo, ma idealną świadomość taktyczną - dodaje.

Trzeba mieć kulturę

Są różne sposoby budowania akademii. Niektóre wielkie kluby stawiają na istną piramidę, której podstawą jest nawet kilkanaście drużyn z najmłodszych roczników, by naturalną selekcją do kolejnych grup wiekowych trafiali tylko najlepsi. Tymczasem w centrum treningowym Bayernu na Saebener Strasse w każdym roczniku ćwiczy jeden zespół - do momentu przejścia z małego na duże boisko jest ich zaledwie kilkunastu, potem dołączają "wybrańcy" znalezieni przez skautów. - Do czternastolatków nasze drużyny są złożone wyłącznie z piłkarzy z regionu, mieszkających nie dalej niż 60-80 kilometrów od Monachium - tłumaczy Pauls, który jest koordynatorem skautów - Później śledzimy także drużyny narodowe, mamy skautów w całych Niemczech. Właśnie tak bym opisał strukturę naszej siatki - od regionu, na cały kraj.

Jednak najlepsi trenerzy, skauci i koordynatorzy może i będą mogli zebrać najbardziej utalentowanych młodzieżowców, a później ich świetnie wyszkolić, ale każdą akademię rozlicza się z tego, ilu wychowanków ostatecznie przebija się do pierwszego składu. To najtrudniejszy moment - stworzenie możliwości, wybranie odpowiedniego momentu, wprowadzenie do drużyny i przygotowanie do gry o prawdziwą stawkę, a później wypuszczenie juniora na boisko. Nie ma idealnej formuły, nawet jeśli każdy klub jej poszukuje. W Bayernie założyli sobie, że najważniejsze będzie stawianie na lokalną młodzież. Ostatnio taką konfrontację różnych myśli można było obejrzeć w młodzieżowej Lidze Mistrzów, gdy "Bawarczycy" dwukrotnie zmierzyli się z Manchesterem City - przegrywając z kretesem, tracąc 10 goli w 180 minut i strzelając tylko jednego.

- Oczywiście, taki wynik jest bolesny dla zawodników i dla całego klubu - tłumaczy Pauls. - Dużo o tym rozmawialiśmy, o naszej filozofii pracy. Jednak zawsze powtarzamy, że my nie będziemy kupować sobie drużyn młodzieżowych. Moglibyśmy wydać kilkadziesiąt milionów na juniorów czy rezerwy, jak City, ale to nie ma dla nas żadnego sensu. Dlatego to trudniejsze, gdy walczymy z zespołami wyselekcjonowanymi z całego świata. I można tak wygrać młodzieżową Ligę Mistrzów, to spore osiągnięcie, ale liczyć się będzie to, jak wielu zawodników promuje się do pierwszego składu - dodaje.

Ostatnio Gary Neville w felietonie dla "The Daily Telegraph" określał to mianem kultury szkolenia. - Doskonale to rozumiem - mówi Pauls - Jeśli o nią chodzi, to u nas wszyscy młodzi piłkarze muszą chodzić do szkoły. Wiemy, że większość z nich nie zostanie profesjonalistami na najwyższym poziomie. Ich edukacja jest dla nas bardzo ważna, bo gdy odejdą z Bayernu, to będą mieli świetne wykształcenie, możliwość pójścia na studia przy jednoczesnej grze w mniejszym, pół-zawodowym klubie, dorabiając kilkaset euro miesięcznie. Mieliśmy kilka projektów, w których zapraszaliśmy piłkarzy z innych krajów, ale przystosowanie się do życia, kultury, szkoły w Niemczech było dla nich zbyt trudne. Dla nas najłatwiej jest szukać piłkarzy z Monachium i okolic - zaznacza.

Guardiola też ma swój udział

Centrum treningowe Bayernu na Saebener Strasse jest, choćby w porównaniu z Manchesterem City, mocno ograniczone. Jak twierdzi Pauls, w klubie cenią sobie niemal rodzinną atmosferę, to, że młodzi piłkarze mogą wpaść na Davida Alabę czy Bastiana Schweinsteigera. Jednak także Bayern ma w planach budowę nowej akademii. - Nadal będziemy opierać ją na piłkarzach z Niemiec, z Bawarii. Dla mnie takim przykładem wkładu akademii jest Thomas Mueller, który musi być obecnie wart pewnie pięćdziesiąt milionów euro i tyle właśnie zaoszczędził Bayern dzięki ciężkiej pracy struktur - tłumaczy.

Łatwo stwierdzić, że pod względem rozumienia tej ideologii szkolenia Bayern nie mógł trafić na lepszego szkoleniowca pierwszego zespołu - Guardiola nie tylko to rozumie, ale także poprzez pracę w Barcelonie (z rezerwami i pierwszym zespołem) doskonale wie, jak to powinno działać. Na jeden z treningów swojej drużyny zaprosił zawodnika urodzonego w 2000 roku. - Trzeba to dobrze zrozumieć, nie chodziło nam o "wypchnięcie" na siłę jakiegoś super talentu. Guardiola powiedział, że widzi w nim duży potencjał, że jest bardzo dobry, ma świetną osobowość. Jego trener z drużyny młodzieżowej tłumaczył mu, że to wyłącznie nagroda, wyjątkowy moment. To i tak były wyłącznie ćwiczenia indywidualne, bezkontaktowe - opowiada Pauls.

Jak jednak Guardiola wpłynął na akademię Bayernu, gdy trafił do klubu latem 2013 roku? - On niewiarygodnie ciężko pracuje, by ciągle poprawić grę drużyny. To chęć do utrzymania piłki, gry technicznej, stwarzania przewagi w bezpośrednich pojedynkach... Więc jeszcze większą uwagę zwracamy na pierwszy kontakt z piłką, na technikę użytkową, bo to pozwoli młodym piłkarzom spełnić wymagania trenera. Filozofia pracy akademii musi być spójna z tą głównego szkoleniowca, ale my mieliśmy to szczęście, że nasz profil pracy był i jest bardzo spójny z tym, co przyniósł ze sobą Guardiola - tłumaczy Pauls i dokładniej opisuje relację między pierwszym zespołem i akademią - Matthias Sammer jest z nami co tydzień, czasem są też wyjątkowe spotkania, gdy Guardiola lub jego asystenci przygotowują jakąś prezentację. Ale wszyscy jesteśmy jak jedna rodzina, rozmawiamy ze sobą cały czas, wymieniamy poglądy i uwagi.

Zabrany od rywali

I jeśli to nie Gaudino, nie Mueller czy nie wspomniany czternastolatek są najlepszymi przykładami na to, jak funkcjonuje akademia Bayernu, niech będzie nim sam Timon Pauls. Jak sam tłumaczy, koordynuje i odpowiada za "efekty sportowe" drużyn do U-14 mistrzów kraju, jest kierownikiem zespołu U-19, który występował w młodzieżowej Lidze Mistrzów oraz także nadzoruje pracę skautów szukających zawodników do dwunastego roku życia. Blisko współpracuje z Michaelem Tarnatem (ponad 100 meczów w Bayernie i 19 występów w reprezentacji Niemiec) oraz Heiko Herrlichem (były zawodnik m.in. Borussii Dortmund), ale sam ma zaledwie... 22 lata.

Jak to możliwe, by tak młoda osoba była zarówno jedną z najważniejszych w strukturach szkoleniowych tak potężnego klubu? Pauls już jako trzynastolatek był trenerem drużyny U-10 w Monachium. Gdy miał szesnaście lat, wyprosił i wychodził w TSV 1860 rolę skauta i trenera, dostając te role przy zespole jego rówieśników. - Weekendy spędzałem poza domem, ciągle podróżowałem pociągami z meczu na mecz za kilkadziesiąt euro. Chyba udało mi się znaleźć wielu utalentowanych piłkarzy, bo nasz zespół wielokrotnie pokonywał Bayern. Zresztą wielu z nich wciąż jest w TSV 1860. W Bayernie chyba musieli zwrócić na to uwagę, bo to właśnie mi zaproponowali pracę u siebie - tłumaczy Pauls. Miał wtedy osiemnaście lat, od czterech jest "po drugiej stronie" i radzi sobie coraz lepiej.

Nie ukrywa, że miał problemy z zaakceptowaniem go przez starszych, bardziej doświadczonych pracowników akademii. - Zwłaszcza w TSV 1860, dlatego starałem się robić coraz więcej samemu i w cieniu, obserwując oraz ucząc się od innych. Tak jest też teraz, gdy chodzę na treningi seniorów, rezerw czy uczestnicząc w zajęciach "mojej" U-19. Każdego dnia mogę dostrzec coś nowego, wziąć dla siebie. W Bayernie po czterech latach znają mój potencjał oraz mój wkład. Zaczynałem jako skaut, ale moim celem było stopniowe pokazywanie innym, że mogę poradzić sobie z większą odpowiedzialnością, pracować ze starszymi. Jest to trudne, bo tu nie chodzi tylko o zaprezentowanie młodym chłopcom i rodzicom naszego klubu, przekonanie ich do Bayernu, ale też czasem przekazanie złych wieści, że nie zostają z nami dłużej - tłumaczy swoją rolę Pauls.

Teraz także nie ma wolnych weekendów. Jeśli nie jest na wyjeździe z U-19, to musi być na turniejach, gdzie grają młodsze zespoły, ciągle koordynując pracą skautów, często reagując na ich doniesienia. - W samym Monachium mamy siedmiu skautów do wieku trzynastolatków, ale często też wcielają się w te rolę trenerzy. W dobry weekend działa nawet dwadzieścia osób, a jeśli każdy z nich obserwuje setkę chłopców, to tych raportów powstaje całkiem sporo - zaznacza z uśmiechem. Kolejny skok w hierarchii? Na razie nie ma tego w planach. - Akademia jest dla mnie super. Łatwo zauważyć, jakim biznesem stał się futbol na najwyższym poziomie, jaka jest tam stawka i presja. Wolę obserwować i wpływać na rozwój młodych piłkarzy, takich jak Gaudino. Przecież on już jest częścią pierwszego zespołu...

Koszykarz w NBA, gwiazda Premier League czy hokeista NHL? Kto zarabia najlepiej?

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.