Jego przywary w grze obronnej doskonale znamy, bez zabezpieczenia w partnerach z dortmundzkiej drużyny bezkarnie pod polem karnym rywali na pewno by sobie na hasał. Ale też ofensywnym rozmachem nadrabia przywary na tyle, że wśród prawych obrońców w europejskiej hierarchii plasuje się wyżej niż Kuba Błaszczykowski wśród prawoskrzydłowych oraz Robert Lewandowski wśród napastników. Przynajmniej na razie. (Nawiasem mówiąc, w obecnej sytuacji Interu transfer do Mediolanu wcale nie byłby sportowym awansem).
Wrażenie wyniesione z oglądania meczów potwierdzają podstawowe statystyki. I to jak! Dorobek okazalszy niż 3 gole i 7 asyst Piszczka (analizowałem dane sprzed minionego weekendu) uzbierał w pięciu czołowych ligach jeden Dani Alves (2+10), od dawna niedościgniony lider wśród ponaddźwiękowych, żądnych przygód, nienasyconych w ataku prawych obrońców. Inni wyglądają przy polskim awanturniku mizernie. Wszyscy. Również wyróżniający się w Bundeslidze Khalid Boulahrouz (2+4) i przywiędły od kilkunastu miesięcy Maicon (1+4), i brykający we Francji Matthieu Debuchy (5+1) oraz Christophe Jallet (3+2) i przesuwany często na środek Micah Richards (1+5), o którym trener Manchesteru City mawia, że zbyt rzadko zabiera na boisko rozum.
Ba, również na lewej stronie defensywy nie znajdziemy w najsilniejszych ligach nikogo, kto nacierałby na przeciwników skuteczniej od byłego napastnika - Piszczka. A jeśli dodamy jeszcze, że jedyny nie bezpieczniejszy w tym gatunku Dani Alves pochodzi z Brazylii, to okaże się, że podczas Euro 2012 będziemy mieli na prawej obronie żądło, jakiego mogą zazdrościć nam wszyscy uczestnicy turnieju.