Premier League. Manchester United - Chelsea Londyn. Bitwa o Anglię

Piłkarze Manchesteru United mierzą w czwarte z rzędu mistrzostwo Anglii, czego nie dokonał nikt w całej historii rozgrywek powstałych jeszcze w XIX wieku. Czy zatrzyma ich zraniona Chelsea? Relacja na żywo w Sport.pl od godz. 13.40

Londyńczyków przygnębiły porażki z Interem Mediolan, bo obsesyjnie pragnęli przede wszystkim Pucharu Europy. Kilkakrotnie byli blisko sukcesu, trofeum uciekało im w niemal w ostatniej chwili, aż przyszedł sezon, w którym odpadli z rozgrywek już w jednej ósmej finału.

Ale z punktu widzenia rywalizacji w kraju na ćwierćfinałach Ligi Mistrzów sporo zyskali. Spokojnie trenowali przed dzisiejszym szlagierem, tymczasem głównych konkurentów wyniszczały boje z Bayernem Monachium oraz Barceloną, w których ponieśli bolesne straty w ludziach. Manchester (lider tabeli, punkt nad Chelsea) będzie musiał wytrzymać dwa-trzy tygodnie bez fenomenalnego Wayne'a Rooneya wykluczonego przez uraz kostki. Arsenal (trzeci w tabeli, trzy punkty pod Chelsea) będzie musiał wytrzymać do końca sezonu bez Ceska Fabregasa, również swego najważniejszego gracza, a także Andrieja Arszawina i Williama Gallasa.

Cała Anglia pochyliła się

jednak nad stopą Rooneya. Wyspiarze chcą złota mundialu, a niewielu przypuszcza, by reprezentacja była zdolna osiągnąć cokolwiek bez najlepszego snajpera Premier League (26 goli w 29 meczach) i drugiego Ligi Mistrzów (pięć goli w pięciu meczach). Snajpera nienasyconego, niezmordowanego w pracy dla drużyny, seryjnie przesądzającego o wynikach kluczowych meczów. A przede wszystkim nadal się rozwijającego. Przed sezonem 24-latek dostrzegł w sobie skazę - grę głową - więc zaczął zostawać po treningach, by nad nią intensywnie pracować. Ze znakomitym skutkiem. Trafia głową do siatki także wtedy, gdy otaczają go obrońcy, którym zmieściłby się pod pachą.

Anglicy nie wierzą w kadrę bez Rooneya i wątpią w Manchester bez Rooneya. Przez cały sezon nad Old Trafford unosiło się pytanie, czy aby grupa trenera Aleksa Fergusona nie zależy w ofensywie wyłącznie od swego boiskowego przywódcy.

Podobne pytanie padało w latach minionych, tyle że dotyczyło innego strzelca wyborowego - Cristiano Ronaldo.

Odpowiedź już znamy. Podczas ostatnich wakacji Manchester oddał nie tylko Ronaldo, ale i Carlosa Teveza. Pozbył się ludzi dostarczających od 40 (sezon 2008-09) do 60 (sezon 2007-08) goli rocznie. Jeśli doliczymy asysty, okaże się, że bez nich atak drużyny niemal nie istniał. Ferguson obu stracił, ale nie pozyskał żadnego porównywalnie regularnego napastnika. Wziął tylko za darmo kruchego Michaela Owena, który zdążył wypocić trzy gole, zanim jak zwykle powaliła go ciężka kontuzja.

Najpotężniejsze kluby z ambicjami działają zazwyczaj inaczej. Jak sprzedają, to kupują. Jeśli odejścia gracza formatu Ronaldo nie rekompensuje okazały transfer, morale w szatni może opaść.

Ferguson, także ze względu na finanse, zachowywał się na rynku wstrzemięźliwie. I gdzie są dziś jego piłkarze? Na szczycie tabeli Premier League, w ćwierćfinale Champions League, zdobyli już Puchar Ligi. Nadal wygrywają, choć nie mają pomocników i napastników, którzy by trafiali na prestiżowe listy gwiazd futbolu, takie jak plebiscyt FIFA czy "France Football". Oryginalną strategię kadrową Fergusona ucieleśnia Park Ji-Sung - z pozoru gracz jakich wielu, ale niezawodny, wystawiany w niemal wszystkich meczach hitowych.

Co nie znaczy, że MU nie wydaje gigantycznych pieniędzy na transfery. Jak Ronaldo zastąpił w tym sezonie Rooney, tak w sobotę

Rooneya ma zastąpić Dimitar Berbatow,

być może najdroższy piłkarz wśród tych, którzy w kluczowych momentach siedzą na ławce rezerwowych. Tam Bułgar zaczynał (często też kończył) mecze z Arsenalem (oba), Milanem (oba), Chelsea i Bayernem. A Tottenham zarobił na nim 30,75 mln funtów.

Rywale przylecą do Manchesteru bez całego tłumu kontuzjowanych - Michaela Essiena, Ricardo Carvalho, Ashleya Cole'a, Jose Bosingwy i Branislava Ivanovicia. Bez nich rozbili jednak przed tygodniem bardzo mocne Aston Villa 7:1 (wcześniej wygrali 5:0 z Portsmouth). Nimi nie dowodzi jeden wyrazisty lider - jak Rooney, Gerrard z Liverpoolu czy Fabregas z Arsenalu. Chelsea ma twarze Johna Terry'ego, Franka Lamparda i Didiera Drogby, czyli wybitnych przedstawicieli każdej formacji. Wszyscy zwracają uwagę siłą fizyczną, co zresztą wyróżnia całą Chelsea, grupę drągali zdolnych przydusić do murawy najpotężniejszych futbolowych osiłków.

A ci drągale w przeciwieństwie do MU nie mają w nogach ćwierćfinału Ligi Mistrzów. Głów nie obciąża im też świadomość, że w środę czeka ich ćwierćfinałowy rewanż.

Na murawie mogą czuć się lżejsi, a zarazem będą niesłychanie zdeterminowani. O ile ludzie Fergusona dopadają w ostatnich latach trofeum za trofeum, o tyle piłkarze Carlo Ancelottiego co najwyżej się do nich zbliżają. Zamiast zgodnie z oczekiwaniami Romana Abramowicza wykonać ostatni skok - na sam szczyt - utknęli tuż przed szczytem, osiągając stabilizację, która frustruje właściciela klubu. Dlatego londyńczycy biją się też o to, by przetrwać najbliższe lato. Rosjanin zamierza zainwestować fortunę w transfery, a on nie zwykł kupować graczy bez nazwiska, jakich Ferguson co rusz zaprasza do szatni Manchesteru.

Arsenal bez Arszawina i Gallasa do końca sezonu? 

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.