Rooney dla "Gazety": Stać nas na mistrzostwo

- Wyobrażam sobie, jaki to ból zostać w domu i w telewizji oglądać, jak koledzy grają na mundialu. Nie życzę nikomu takiego koszmaru - mówił Wayne Rooney, nie wiedząc, że trzy dni później ten koszmar stanie się jego udziałem.

Tydzień temu 20-letni Anglik, którego porównują ze sobą i Pele i Maradona, złamał kość śródstopia w ligowym meczu z Chelsea. Choć jego gra na mundialu stoi pod znakiem zapytania, bo treningi wznowi za sześć tygodni, trener Anglików Sven Goran Eriksson zapowiedział, że weźmie Rooneya na turniej, choćby miał się wyleczyć dopiero na finał. - Bo to tak, jakby Brazylia straciła Ronaldinho - wytłumaczył.

Rozmawialiśmy na stadionie Old Trafford przy okazji prezentacji nowych butów firmy Nike, w których Rooney miał prowadzić Anglię do walki o tytuł w Niemczech. Biało-czerwonych, zaprojektowanych tak, że celność i siła strzałów miała być jeszcze większa. Przybyli dziennikarze ze wszystkich krajów uczestników mundialu. Włoch pytał, czy Italia ma szanse, jeśli na czas nie wyleczy się Francesco Totti. - Choć z Tottim Włochy na pewno będą silniejsze i mogą nam stanąć na drodze do tytułu, życzę mu z całego serca, żeby wyzdrowiał. Mistrzostwa świata to największe marzenie każdego piłkarza. Wyobrażam sobie, jaki to ból zostać w domu z kontuzją i w telewizji oglądać, jak grają koledzy, bo opowiadał mi o tym Steven Gerrard, który nie pojechał do Japonii i Korei. Nie życzę nikomu takiego koszmaru - mówił Rooney.

Trzy dni po kontuzji powiedział w "Timesie": - Kontuzje to zwyczajna rzecz. Niestety, moja dopadła mnie w wyjątkowo złym czasie. Ale świat się od tego nie zawali. Jestem młody i silny, postaram się wrócić do formy jak najszybciej. Olbrzymie wsparcie, jakie dostałem od wszystkich w tym kraju dodaje mi sił. Bardzo chcę zagrać w Niemczech, ale jeśli się nie uda, będą następne mistrzostwa.

Michał Pol: Alex Ferguson powiedział nam przed chwilą, że jest szczęśliwym człowiekiem, bo trafił w karierze na kilku piłkarzy nie tylko o wielkim talencie, ale i wielkim sercu do walki, jak Eric Cantona, Mark Hughes, Roy Keane, Bryan Robson i... Pan. "Rooney to wspaniały dzieciak o wielkich umiejętnościach, szybkości, technice, sile i determinacji, ale to jego wielkie serce do gry spaja wszystkie te elementy i czyni go wielkim zawodnikiem" - twierdził trener MU.

Wayne Rooney: - Co mogę powiedzieć? To wielka rzecz być w jednym szeregu z takimi legendami. A jeszcze przez kogoś takiego jak sir Alex.

Kiedy odchodził Pan z Evertonu, chciały Pana wszystkie kluby, w tym szastająca pieniędzmi Chelsea. Jaki wpływ na wybór miał Ferguson?

- Znałem jego twarz z telewizji od dziecka. Sir Alex kocha wygrywać, a futbol jest jego wielką pasją. Wiele razy udowadniał, że potrafi wydobyć z młodego piłkarza, co najlepsze. O współpracy z kimś takim marzy każdy chłopak na Wyspach, który choć trochę kopie piłkę. Nikt nie zaprzeczy, że przez dwa lata współpracy poczyniłem wielkie postępy. A myślę, że to nie koniec.

Wybrałem MU też dlatego, że w latach 90. zdobył wszystko, co było do zdobycia, a ja jako dzieciak chłonąłem te sukcesy w telewizji. Więc kiedy usłyszałem, że interesuje się mną, decyzja mogła być tylko jedna - ten klub i żaden inny. Od pierwszego dnia na Old Trafford jestem traktowany jak członek wielkiej rodziny. Na Old Trafford wszyscy się wspierają - od piłkarza po biletera.

A co szczególnie Pan poprawił na Old Trafford?

- Lepiej widzę kolegów na boisku i lepiej do nich dogrywam. Poprawiłem też siłę i kondycję. W Evertonie zdarzało mi się, że nie byłem w stanie dograć do końca 90 minut. Teraz zapomniałem już, co to za uczucie, mógłbym grać na full codziennie.

To będą Pana pierwsze mistrzostwa świata. Jak Pan wspomina poprzednie?

- Pierwsze świadome wspomnienie to mundial we Francji w 1998 roku. Pamiętam, jak wielkie wrażenie zrobił na mnie niesamowity gol Michaela Owena w przegranym meczu z Argentyną. On miał wówczas tylko 18 lat! Od razu po meczu poleciałem na boisko i udawałem, że jestem nim.

Wejście do reprezentacji miał Pan nie gorsze niż Owen. Na Euro 2004 w Portugalii bez respektu poczynał Pan sobie z Zidane'em, był wybierany na gracza meczu, Pele nazywał Pana nowym sobą, a kiedy Pana zabrakło, Anglia przegrała z Portugalią. W Niemczech nie wystąpi Pan w roli nieznanego dzieciaka. Każdy rywal już wie, na co stać Rooneya, i będzie starał się go powstrzymać.

- Niech próbują. Mnie jest obojętne, czy mnie ktoś zna, czy nie. Czy chce mnie powstrzymać tak, czy siak, i tak będę robił swoje. Nie zawracam sobie głowy rywalami.

Angielskie media obawiają się, czy wytrzyma Pan presję i jak będzie Pan reagował na ewentualne prowokacje ze strony rywali, którzy będą chcieli wykorzystać Pański temperament.

- Zdaję sobie sprawę, że mogę być "krótko pilnowany" w nadziei, że puszczą mi nerwy. Bywało, że puszczały, ale byłem wtedy młodym chłopakiem. OK, nadal jestem młody, ale gram już na najwyższym poziomie od czterech lat i nabrałem doświadczenia, żeby wiedzieć, jakich rzeczy nie robić i nie dać się sprowokować. Obiecuję sobie, że podczas mundialu będę starał się skupić tylko na grze.

I Pan, i wielu kolegów z kadry powtarzacie, że jedziecie do Niemiec po tytuł.

- Wierzę w to. Zwycięstwo w towarzyskim meczu z Argentyną [3:2 po golu Rooneya i dwóch Owena w ostatnich trzech minutach] pokazało nam, że ta drużyna stworzona jest do wielkich celów.

Aż taką wagę przywiązujecie do sparingu?

- To nie był zwykły mecz towarzyski. Atmosfera była tak intensywna, a gra tak ostra, jakby to był półfinał mundialu. A jeszcze trzeba nas było zobaczyć po meczu w szatni. Wszyscy szaleli z radości. Ja sam cieszyłem się o wiele bardziej niż po wielu wygranych w eliminacjach do mistrzostw świata.

Skoro o nich mowa, na Old Trafford wygraliście z Polską 2:1. Jakie szanse daje Pan naszej drużynie na mundialu?

- Pamiętam. To spotkanie kosztowało nas mnóstwo sił, bo wasz zespół grał siłowo i świetnie bronił.

Jeśli Anglia zajmie pierwsze miejsce w grupie, a Polska drugie w swojej, zagracie o ćwierćfinał mundialu...

- To będzie bardzo ciężki mecz, dlatego wolałbym nie trafić na Polskę. Żeby zostać mistrzem świata, trzeba pokonać każdego, ale mecz z Polską narazi nas na stratę mnóstwa sił.

To znaczy, że wolałby Pan z naszej grupy trafić na Niemcy?

- Za wcześnie na spekulacje. Niemcy mają świetna drużynę i są gospodarzami. Michael Ballack to najlepszy ofensywny pomocnik świata. Jeśli trafimy na Niemcy, trzeba bardzo na niego uważać. Jeśli on gra bardzo dobrze, cała niemiecka drużyna gra bardzo dobrze.

Kto jest faworytem do tytułu?

- Brazylia, nie ma dwóch zdań. Jak spojrzeć na skład - Ronaldinho, Ronaldo, Robinho, Adriano - człowiek dostaje gęsiej skórki. Ale jeśli chcesz zostać mistrzem świata, musisz pokonać nawet Brazylię. Sposób na zwycięstwo jest tylko jeden: atakować ich tak intensywnie, żeby nie mieli kiedy odpowiedzieć. Pokonać ich będzie bardzo ciężko, ale jeśli się uda, co to za satysfakcja!

Kto jeszcze będzie się liczył?

- Argentyna, Włochy, Holandia i Niemcy.

Jest Pan gwiazdą reklamową Nike i uczestniczy w kampanii pod hasłem "Joga Bonito".

- Joga Bonito to po portugalsku "graj pięknie". Chodzi o to, żeby tak jak Brazylijczycy w każdej chwili czerpać radość z gry, zachwycać ludzi. Ja staram się to robić zawsze.

W najnowszej reklamówce wściekły na kolegów podczas treningu Manchesteru United sam staje Pan na bramce i broni, wykonując niewiarygodne parady.

- To nie triki komputerowe, to działo się naprawdę. Czasami na koniec treningu staję dla zabawy na bramce i chłopaki robią sobie trening strzelecki. Ale zazwyczaj Edwin van der Sar i Tim Howard zazdrośnie pilnują bramki i za nic nie dadzą ci do niej wejść.

W ubiegłym tygodniu wszyscy piłkarze Premier League drugi raz z rzędu wybrali Pana na najlepszego młodego zawodnika roku. A Pan na kogo głosował?

- Z młodych piłkarzy na Cesca Fabregasa. A z "dorosłych" na Thierry'ego Henry'ego. To wielki zawodnik.

Manchester United kończy sezon na drugim miejscu w Premier League. Od świąt Bożego Narodzenia przegraliście tylko trzy mecze z 19. Gdybyście tak dobrze grali przez cały sezon, walka o tytuł trwałaby do końca.

- Tak dobry finisz wziął się z tego, że szybko odpadliśmy z Ligi Mistrzów i mieliśmy wystarczająco dużo czasu, żeby odpoczywać między meczami. Kilku kolegom, bo nie wszystkim, udało się wyleczyć kontuzje. To właśnie plaga przewlekłych kontuzji sprawiła, że pozwoliliśmy Chelsea tak bardzo uciec nam w tabeli. Bo choć w chłopakach było mnóstwo woli walki i determinacji, po prostu zabrakło nam siły ognia. Wierzę, że w przyszłym sezonie Chelsea będzie do pokonania. Jak popatrzeć na ten zespół przez ostatnie dwa lata, to utrzymuje on wysoki poziom, ale stabilny. Nie ucieka reszcie stawki dramatycznie. Jeśli MU przez cały sezon będzie grało tak jak przez ostatnie cztery-pięć miesięcy, tytuł będzie nasz.

Przeczytałem gdzieś, że Pańskim idolem jest Mike Tyson. Dlaczego bokser, a nie któryś z wielkich piłkarzy?

- Kiedy byłem mały, bardzo lubiłem jego styl walki. Imponowało mi, że potrafił się wyrwać ze swego środowiska i został najmłodszym mistrzem świata. Jeśli chodzi o dokonania sportowe, powinien być inspiracją dla każdego młodego człowieka.

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.