Pomocnik drugoligowego Southampton od kilku dni przebywa w Krakowie, gdzie leczy kontuzję. Dziś wraca do Anglii.
Kamil Kosowski: - Nie gram, bo nabawiłem się kontuzji. Wydawało się, że nie jest groźna, lecz gdy przyjechałem na badania do Polski, okazała się o wiele poważniejsza, niż sądził angielski lekarz.
- Po odejściu trenera Redknappa skończyły się moje kłopoty. Teraz prowadzi nas George Burley i z tego, co widzę, chce korzystać z moich usług. Tym bardziej że klub rozwiązał ostatnio kontrakt z lewym pomocnikiem. Gdybym tylko był w pełni sił, miałbym miejsce w składzie.
- W Anglii mało się trenuje, bo jest dużo spotkań. A co do kontuzji to dopadła mnie dopiero pierwsza w życiu. Po pierwszym leczeniu w Krakowie wróciłem do Southampton na trzy dni, ale noga znowu spuchła i dlatego znowu jestem w Polsce na kuracji u specjalisty, który się zajmował moją nogą od początku.
- Chodzi głównie o to, że nie opanowałem angielskiego do tego stopnia, żeby strzelać jak z automatu specjalistyczną terminologią medyczną. W Polsce mogę dokładnie wytłumaczyć, gdzie boli.
- Nie ma żadnego porównania. Nawet nie ma co jej porównywać z Bundesligą, bo w Anglii wszystko się dzieje dużo szybciej. Piłkarze biegają po boisku szybciej, piłka lata szybciej, a walka jest zdecydowanie bardziej brutalna.
- Było ich chyba z dziesięć z rzędu. Obrona nie traciła wielu bramek, ale napastnicy ich nie strzelali, choć mieli mnóstwo sytuacji. Graliśmy po prostu bez szczęścia.
- Ale trener mnie zmienił w przerwie, bo nasz kapitan dostał czerwoną kartkę i trzeba było przemeblować skład. Jakkolwiek by to patrzeć, jesienią rozegrałem 15 spotkań. Co prawda nie wszystkie w pełnym wymiarze, ale jednak było ich tyle, ile w całej rundzie polskiej ligi.
- Nie wiem dlaczego. Gdy graliśmy razem z Tomkiem, zespół miał z tego pożytek. Dostawałem wreszcie jakieś podania. Tomek posyłał krosy w moim kierunku, coś się działo. Później trenerzy zdecydowali, że jeden z nas siedzi.
- Na początku dobrze mi szło. Drużyna mi ufała, później może byłem za dobry i obawiali się konkurencji? Najgorsze nie jest to, że mi nie podawali, tylko że przestaliśmy grać w piłkę jako zespół. Zaczęła się kopanina oparta na długich podaniach, choć to wcale nie jest potrzebne.
Ogólnie jednak drużyna jest dobra, kilku piłkarzy naprawdę niezłych, nie tylko na poziom Championship.
- Powiem szczerze - do trzech razy sztuka. Może trzeci klub zagraniczny w karierze będzie strzałem w dziesiątkę. Życzyłbym sobie trafić do klubu, który gra o najwyższe cele, ma wspaniałych zawodników, a jednym z nich jest Kosowski. Na razie nie było mi to dane. W Kaiserslautern broniliśmy się przed spadkiem. Natomiast drużyna z Southampton jest niezła, ale o trzy miejsca gwarantujące prawo gry w Premier League walczy 20 równorzędnych zespołów.
- Nie wiem, czy byłem pewniakiem trenera Janasa. Gazety podpowiadały selekcjonerowi, żeby mnie nie brał do reprezentacji. Wolały na skrzydle Ebiego Smolarka, Gorawskiego, kogokolwiek, byle nie Kosowskiego. Gorszej sytuacji od tej, którą miałem w Kaiserslautern, już nie mogę mieć. W Niemczech momentami nie zabierano mnie na mecze. W Anglii zaliczyłem już 15 spotkań i w wielu jeszcze wystąpię, gdy tylko dojdę do siebie po kontuzji. Nie zapominam, na czym polega piłka. Wielokrotnie to udowodniłem. Przede wszystkim wam, dziennikarzom, bo trenerowi nie musiałem.
... - Nie mogliśmy lepiej trafić. Jeśli nie wyjdziemy z grupy, będziemy mogli mieć pretensje wyłącznie do siebie.
- Można mówić wiele o Niemcach złego, że grają toporny futbol, ale tworzą solidną drużynę. Wraz z Brazylią będą dla mnie faworytami turnieju. Ja się ich jednak nie boję. Jeśli każdy z nas zagra na granicy swoich możliwości, możemy nawet Niemców pokonać.
- Ja bym się tym za bardzo nie martwił. Reprezentacja dodaje mu skrzydeł. Nawet jeśli ktoś ma taką sytuację w klubie, to jak przyjeżdża na reprezentację i otrzymuje nominację do gry w pierwszym składzie, daje z siebie dwa razy więcej. Gdy jest jeszcze dobre towarzystwo do gry, to nasze występy wyglądają tak jak w eliminacjach.
Specjalnie nie robiłbym tragedii, że nie wiedzie się nam w klubach. Są też inni.
- Ebi ma trenera, który na niego stawia, więc gra czy jest w dobrej, czy w słabszej formie.
Powtarzam, nie dramatyzujmy. Już nieraz się mówiło, że bez jednego czy dwóch zawodników nasza reprezentacja nie da rady, a później wygrywała. Ufam trenerowi Janasowi. Pewnie tak samo jak do tej pory podejmie dobre decyzje.
Trudno też oczekiwać, by trener robił rewolucję, rezygnował z ludzi, którzy wygrali eliminacje i opierał się teraz na piłkarzach, którzy strzelili parę bramek w polskiej lidze, bo tego domaga się prasa.
- Można gdybać, czy ze mną w składzie pół roku później Wisła wylądowałaby w Lidze Mistrzów. Był to jednak taki czas, że obojętnie, co by się nie działo, byłem zdecydowany na opuszczenie Polski. Człowiek uczy się na błędach i teraz bym pewnie tak nie zrobił. Ale... gdybym mógł cofnąć czas i miał ten sam rozum co teraz, to nie spieszyłbym się tak z tym wyjazdem. Wtedy jednak nie było szans, żeby mnie zatrzymać. Tak byłem zdesperowany.
Co mnie ciągnęło? Pieniądze - to normalne, lecz ciekawiło mnie też, jak wygląda piłka w bogatszych ligach.
- Na razie myślę o mundialu. Moja przyszłość jest od niego uzależniona, i od dobrej gry w klubie. Później będzie tak, że jeśli nie podpiszę nowego kontraktu w Southampton, wrócę do Kaiserslautern na rok. A po roku? Wrócę do Wisły, chyba że z prezesem Cupiałem spotkam się na lampeczce koniaku i zagram w Krakowie wcześniej.
- Niech to będzie pointa tej rozmowy.
14 meczów (4 razy wchodził z ławki rezerwowych, 8 razy zmieniany), w sumie grał 809 minut, zdobył jednego gola, raz został ukarany żółtą kartką.
Bilans Southampton z Kosowskim: 2 zwycięstwa, 11 remisów,1 porażka
Bilans Southampton bez Kosowskiego: 5 zwycięstw, 2 remisy, 7 porażek
Przed przyjściem Kosowskiego Southampton zajmowało 5. miejsce, tracąc do lidera cztery punkty, teraz jest 14. i do prowadzącego Reading traci 38 punktów.