Kosowski: Znów mi nie podają

Kamil Kosowski dla ?Gazety?: Powiem szczerze - do trzech razy sztuka. Może trzeci klub zagraniczny w karierze będzie strzałem w dziesiątkę. Życzyłbym sobie trafić do klubu, który gra o najwyższe cele, ma wspaniałych zawodników, a jednym z nich jest Kosowski - mówi skrzydłowy reprezentacji Polski

Pomocnik drugoligowego Southampton od kilku dni przebywa w Krakowie, gdzie leczy kontuzję. Dziś wraca do Anglii.

Michał Białoński: Do mundialu pięć miesięcy, a Pan grzeje ławę w drugiej lidze angielskiej.

Kamil Kosowski: - Nie gram, bo nabawiłem się kontuzji. Wydawało się, że nie jest groźna, lecz gdy przyjechałem na badania do Polski, okazała się o wiele poważniejsza, niż sądził angielski lekarz.

Przed kontuzją też nieobca była Panu rezerwa.

- Po odejściu trenera Redknappa skończyły się moje kłopoty. Teraz prowadzi nas George Burley i z tego, co widzę, chce korzystać z moich usług. Tym bardziej że klub rozwiązał ostatnio kontrakt z lewym pomocnikiem. Gdybym tylko był w pełni sił, miałbym miejsce w składzie.

W Wiśle nie narzekał Pan na zdrowie. Kolejne urazy w Anglii to efekt forsownego treningu?

- W Anglii mało się trenuje, bo jest dużo spotkań. A co do kontuzji to dopadła mnie dopiero pierwsza w życiu. Po pierwszym leczeniu w Krakowie wróciłem do Southampton na trzy dni, ale noga znowu spuchła i dlatego znowu jestem w Polsce na kuracji u specjalisty, który się zajmował moją nogą od początku.

W Anglii nie mają dobrych specjalistów?

- Chodzi głównie o to, że nie opanowałem angielskiego do tego stopnia, żeby strzelać jak z automatu specjalistyczną terminologią medyczną. W Polsce mogę dokładnie wytłumaczyć, gdzie boli.

Jak wypada porównanie Championship z polską ekstraklasą?

- Nie ma żadnego porównania. Nawet nie ma co jej porównywać z Bundesligą, bo w Anglii wszystko się dzieje dużo szybciej. Piłkarze biegają po boisku szybciej, piłka lata szybciej, a walka jest zdecydowanie bardziej brutalna.

Za trenera Redknappa byliście drużyną remisów.

- Było ich chyba z dziesięć z rzędu. Obrona nie traciła wielu bramek, ale napastnicy ich nie strzelali, choć mieli mnóstwo sytuacji. Graliśmy po prostu bez szczęścia.

Po tym jak strzelił Pan bramkę wydawało się, że odżyje Pan wreszcie...

- Ale trener mnie zmienił w przerwie, bo nasz kapitan dostał czerwoną kartkę i trzeba było przemeblować skład. Jakkolwiek by to patrzeć, jesienią rozegrałem 15 spotkań. Co prawda nie wszystkie w pełnym wymiarze, ale jednak było ich tyle, ile w całej rundzie polskiej ligi.

Często zdarzało się tak, że jak Pan schodził, to udział w meczu rozpoczynał dopiero Tomasz Hajto i na odwrót.

- Nie wiem dlaczego. Gdy graliśmy razem z Tomkiem, zespół miał z tego pożytek. Dostawałem wreszcie jakieś podania. Tomek posyłał krosy w moim kierunku, coś się działo. Później trenerzy zdecydowali, że jeden z nas siedzi.

Czyli znowu to samo co w Kaiserslautern - drużyna nie chce do Pana podawać?

- Na początku dobrze mi szło. Drużyna mi ufała, później może byłem za dobry i obawiali się konkurencji? Najgorsze nie jest to, że mi nie podawali, tylko że przestaliśmy grać w piłkę jako zespół. Zaczęła się kopanina oparta na długich podaniach, choć to wcale nie jest potrzebne.

Ogólnie jednak drużyna jest dobra, kilku piłkarzy naprawdę niezłych, nie tylko na poziom Championship.

Już w drugim klubie nie mogą Pana docenić. W Niemczech na dzień dobry zadeklarował Pan, że nie lubi Bundesligi i nie umieją tam grać w piłkę, więc w rewanżu mogli Panu robić trudności. Ale w Anglii nie powinni mieć pretensji do Kosowskiego.

- Powiem szczerze - do trzech razy sztuka. Może trzeci klub zagraniczny w karierze będzie strzałem w dziesiątkę. Życzyłbym sobie trafić do klubu, który gra o najwyższe cele, ma wspaniałych zawodników, a jednym z nich jest Kosowski. Na razie nie było mi to dane. W Kaiserslautern broniliśmy się przed spadkiem. Natomiast drużyna z Southampton jest niezła, ale o trzy miejsca gwarantujące prawo gry w Premier League walczy 20 równorzędnych zespołów.

Cztery lata temu trener Engel nie zabrał Pana na mundial. U Pawła Janasa był Pan pewniakiem, nawet gdy w Kaiserlautern grzał Pan ławę. Czy jednak nie obawia się Pan, że przez perypetie w Southampton może stracić pozycję w kadrze?

- Nie wiem, czy byłem pewniakiem trenera Janasa. Gazety podpowiadały selekcjonerowi, żeby mnie nie brał do reprezentacji. Wolały na skrzydle Ebiego Smolarka, Gorawskiego, kogokolwiek, byle nie Kosowskiego. Gorszej sytuacji od tej, którą miałem w Kaiserslautern, już nie mogę mieć. W Niemczech momentami nie zabierano mnie na mecze. W Anglii zaliczyłem już 15 spotkań i w wielu jeszcze wystąpię, gdy tylko dojdę do siebie po kontuzji. Nie zapominam, na czym polega piłka. Wielokrotnie to udowodniłem. Przede wszystkim wam, dziennikarzom, bo trenerowi nie musiałem.

Losowanie mundialu...

... - Nie mogliśmy lepiej trafić. Jeśli nie wyjdziemy z grupy, będziemy mogli mieć pretensje wyłącznie do siebie.

W Bundeslidze mógł się Pan przyjrzeć liderom reprezentacji Niemiec - Ballackowi, Klosemu, Schweinsteigerowi, Podolskiemu. To rywal poza naszym zasięgiem?

- Można mówić wiele o Niemcach złego, że grają toporny futbol, ale tworzą solidną drużynę. Wraz z Brazylią będą dla mnie faworytami turnieju. Ja się ich jednak nie boję. Jeśli każdy z nas zagra na granicy swoich możliwości, możemy nawet Niemców pokonać.

Nie tylko Pan ma kłopoty za granicą. Maciej Żurawski dopiero niedawno wrócił po serii kontuzji do składu Celticu, Jerzy Dudek mecze ogląda z trybun, Mirosław Szymkowiak również był kontuzjowany, a jego Trabzonspor nie ma szans na walkę o puchary, Krzynówka nie chcą już w Bayerze, Rasiaka nie chcą w Tottenhamie. Liderzy reprezentacji mają kłopoty. Nie martwi to Pana?

- Ja bym się tym za bardzo nie martwił. Reprezentacja dodaje mu skrzydeł. Nawet jeśli ktoś ma taką sytuację w klubie, to jak przyjeżdża na reprezentację i otrzymuje nominację do gry w pierwszym składzie, daje z siebie dwa razy więcej. Gdy jest jeszcze dobre towarzystwo do gry, to nasze występy wyglądają tak jak w eliminacjach.

Specjalnie nie robiłbym tragedii, że nie wiedzie się nam w klubach. Są też inni.

Kto? Tylko Smolarek jest pewniakiem w Borussii.

- Ebi ma trenera, który na niego stawia, więc gra czy jest w dobrej, czy w słabszej formie.

Powtarzam, nie dramatyzujmy. Już nieraz się mówiło, że bez jednego czy dwóch zawodników nasza reprezentacja nie da rady, a później wygrywała. Ufam trenerowi Janasowi. Pewnie tak samo jak do tej pory podejmie dobre decyzje.

Trudno też oczekiwać, by trener robił rewolucję, rezygnował z ludzi, którzy wygrali eliminacje i opierał się teraz na piłkarzach, którzy strzelili parę bramek w polskiej lidze, bo tego domaga się prasa.

Nie żałuje Pan odejścia z Wisły? Panu nie wiedzie się za granicą, Wiśle w pucharach. Mógł Pan przecież wynegocjować wysoki kontrakt u prezesa Cupiała, tak jak Mauro Cantoro.

- Można gdybać, czy ze mną w składzie pół roku później Wisła wylądowałaby w Lidze Mistrzów. Był to jednak taki czas, że obojętnie, co by się nie działo, byłem zdecydowany na opuszczenie Polski. Człowiek uczy się na błędach i teraz bym pewnie tak nie zrobił. Ale... gdybym mógł cofnąć czas i miał ten sam rozum co teraz, to nie spieszyłbym się tak z tym wyjazdem. Wtedy jednak nie było szans, żeby mnie zatrzymać. Tak byłem zdesperowany.

Co mnie ciągnęło? Pieniądze - to normalne, lecz ciekawiło mnie też, jak wygląda piłka w bogatszych ligach.

Jak długo chce Pan zostać w Anglii?

- Na razie myślę o mundialu. Moja przyszłość jest od niego uzależniona, i od dobrej gry w klubie. Później będzie tak, że jeśli nie podpiszę nowego kontraktu w Southampton, wrócę do Kaiserslautern na rok. A po roku? Wrócę do Wisły, chyba że z prezesem Cupiałem spotkam się na lampeczce koniaku i zagram w Krakowie wcześniej.

To możliwe?

- Niech to będzie pointa tej rozmowy.

Kamil Kosowski w Anglii

14 meczów (4 razy wchodził z ławki rezerwowych, 8 razy zmieniany), w sumie grał 809 minut, zdobył jednego gola, raz został ukarany żółtą kartką.

Bilans Southampton z Kosowskim: 2 zwycięstwa, 11 remisów,1 porażka

Bilans Southampton bez Kosowskiego: 5 zwycięstw, 2 remisy, 7 porażek

Przed przyjściem Kosowskiego Southampton zajmowało 5. miejsce, tracąc do lidera cztery punkty, teraz jest 14. i do prowadzącego Reading traci 38 punktów.

Copyright © Agora SA