Premier League. 22 lata kapitana, lidera, legendy. John Terry rozstaje się z Chelsea

Jako dziecko grał w West Hamie, na Old Trafford sprowadzić go chciał sir Alex Ferguson. John Terry w Chelsea zakochał się jednak od pierwszego wejrzenia i przez 22 lata pobytu na Stamford Bridge stał się najbardziej utytułowanym piłkarzem w historii klubu. Romantyczna historia swój koniec mieć będzie wraz z zakończeniem obecnego sezonu.

Terry z Chelsea wygrał niemal wszystko - zdobył cztery mistrzostwa Anglii, pięć krajowych pucharów, trzy puchary ligi, dwie Tarcze Wspólnoty, do tego triumfował w Lidze Mistrzów i Lidze Europy. Do kompletu zabrakło mu tylko Superpucharu Europy i Klubowego Mistrzostwa Świata. Dla klubu ze Stamford Bridge 36-letni obrońca zagrał 714 meczów. O ile wynik ten może poprawić maksymalnie o sześć spotkań, o tyle do gabloty z trofeami, jeszcze w tym sezonie, może dorzucić kolejne mistrzostwo i Puchar Anglii.

Powiedzieć, że Terry w historii klubu jest zawodnikiem ważnym, to nie powiedzieć nic. Jest jego kapitanem, liderem, żywą legendą. Dla kibiców jest "Panem Chelsea", fani nazywają się jego "niebieską armią". Jest też ostatnim piłkarzem obecnej kadry, który w ostatnich latach budował najlepszy, pełen sukcesów, okres w historii klubu. W Wielkanocny Poniedziałek lider Premier League ogłosił jednak, że jego wychowanek po 22 latach opuści Stamford Bridge.

Dzieciak, który nie miał prawa stać się legendą

Karierę zaczynał w maleńkim, londyńskim klubie Comet jako pomocnik. Po dwóch latach Terry przeniósł się do Senrab FC, gdzie w drużynie spotkał m.in. przyszłych reprezentantów Anglii - Bobby'ego Zamorę, Ledley'a Kinga oraz Paula Konchesky'ego. - Wygraliśmy wszystkie możliwe ligi i puchary. Na każdy nasz mecz przychodziło wielu skautów z dużych klubów - wspominał Terry w wywiadzie dla "Guardiana".

Na jednym z takich spotkań wypatrzył go West Ham United, gdzie 36-letni dziś zawodnik spędził cztery lata. Zanim w wieku 14 lat Terry trafił do Chelsea, testowało go też Millwall. Mówiąc delikatnie, za oboma klubami fani "The Blues" z wzajemnością nie przepadają.

- Jako dzieciak kibicowałem Manchesterowi United. To normalne, że młody chłopak, który dopiero zaczyna przygodę z piłką, chce utożsamiać się z klubem, który wygrywa wszystko. Co więcej, mój ojciec i dziadek też im kibicowali. Dlatego tak trudno było mi odmówić sir Alexowi Fergusonowi, gdy ten chciał sprowadzić mnie na Old Trafford - mówił Terry.

- W tamtym czasie trenowałem już z juniorami Chelsea. Podczas wakacji pojechałem na dwa tygodnie do Manchesteru, gdzie ćwiczyłem z rówieśnikami i zagrałem w kilku spotkaniach. Sir Alex zaprosił mnie nawet na jeden mecz seniorów, a po nim na lunch. Ferguson sprawił, że czułem się tam wyjątkowo. Mogłem porozmawiać z piłkarzami, wziąć od nich autografy, zrobić sobie zdjęcie z pucharem za zwycięstwo w Premier League.... Ja zdecydowałem już jednak, że chcę grać dla Chelsea. Pokochałem ten klub od pierwszego dnia na Stamford Bridge. Ojcu nie było łatwo, ale spokojnie wyjaśniłem mu tę decyzję i zaakceptował ją.

Odkurzanie szatni, czyszczenie butów

Dopiero w klubie ze Stamford Bridge Terry przekwalifikowany został z pomocnika na środkowego obrońcę. - Przed jednym ze spotkań w juniorach, menedżer Bob Dale spytał, czy nie chciałbym zagrać z tyłu, bo kilku obrońców się rozchorowało. Zgodziłem się, wygraliśmy 3:0, zostałem nawet piłkarzem meczu. Od tamtej pory już nigdy nie zagrałem w pomocy. Jestem bardzo wdzięczny Bobowi, że zobaczył we mnie coś, czego nie widzieli inni - opowiadał.

Do pierwszej drużyny "The Blues", 17-letniego Terry'ego, wprowadził Gianluca Vialli, który pełnił w klubie rolę grającego trenera. Obrońca debiut zaliczył w październiku 1998 roku jako zmiennik w meczu pucharu ligi przeciwko Aston Villi. Pierwszy występ w podstawowym składzie zanotował kilka tygodni później, w starciu z Oldham w Pucharze Anglii.

- Na co dzień trenowałem z juniorami, ale Gianluca od czasu do czasu dawał mi szansę i zapraszał na zajęcia pierwszej drużyny. Do starszych zawodników miałem bardzo dużo szacunku, ale kiedy zaczynała się wewnętrzna gierka, stawałem się innym człowiekiem. Normalnie byłbym zbyt wystraszony, by mówić 'cześć' tym piłkarzom, jednak na boisku krzyczałem na nich i ustawiałem ich. Myślę, że zaimponowałem tym Viallemu, który z czasem włączył mnie na stałe do zespołu - wspominał Terry.

- Dobra postawa na treningach była tylko jednym z moich obowiązków. Jako jeden z najmłodszych w drużynie, w szatni stawiałem się dwie godziny przed starszymi. W tym czasie czyściłem buty Dennisa Wise'a i Eddiego Newtona. Po zajęciach sprzątałem po starszyźnie i odkurzałem szatnię.

Nauczyciel Desailly

Jak zgodnie podkreślają zawodnicy, którzy wprowadzali Terry'ego do wielkiej piłki, młodzieniec dojrzewał nadzwyczaj szybko. W sezonie 1999/00 strzelił debiutanckiego gola, zdobył też pierwsze trofeum - Puchar Anglii.

 

W tych samych rozgrywkach Terry spędził krótki czas na wypożyczeniu w Nottingham Forest. Tam uwagę zwrócił na niego Steve Bruce, który prowadził wówczas Huddersfield Town. Oferta za obrońcę opiewająca na 750 tys. funtów miała nawet zostać przyjęta przez Chelsea, jednak sam zawodnik zdecydował, że pozostanie na Stamford Bridge, gdzie chciał zbierać doświadczenie na najwyższym poziomie. I był to strzał w dziesiątkę.

Już od sezonu 2000/01, kiedy zaliczył 23 występy, Terry stał się ważnym piłkarzem pierwszej drużyny. Parę środkowych obrońców najczęściej tworzył z Marcelem Desaillym - dwukrotnym zdobywcą Ligi Mistrzów, mistrzem świata (1998) i Europy (2000) z reprezentacją Francji. - Jako młody zawodnik spędziłem z nim bardzo dużo czasu. Zostawaliśmy często na 5-10 minut po treningu i słuchałem, co mogę robić lepiej - opowiadał Terry.

- W ciągu roku wykonywaliśmy 60-70 takich sesji. Chociaż nie było to nic intensywnego, to do dzisiaj w trakcie meczów zdarza mi się myśleć o tym, czego nauczył mnie Marcel. Był czas, w którym jako obrońca, chciałem robić za dużo. Wciąż były we mnie nawyki pomocnika. Desailly powiedział mi kiedyś, że 'geniusz tkwi w prostocie'. Te słowa zapadły mi w pamięci na zawsze, dlatego gdy muszę wybić piłkę w ostatnie rzędy stadionu, to po prostu to robię bez kombinacji.

Z miesiąca na miesiąc Terry stawał się piłkarzem coraz ważniejszym dla Chelsea. W grudniu 2001 roku, w ligowym meczu z Charltonem, po raz pierwszy był jej kapitanem. Później sytuacja ta powtarzała się za każdym razem, gdy Desailly'ego brakowało w składzie. Po odejściu Francuza ze Stamford Bridge w 2004 roku, Jose Mourinho powierzył Terry'emu opaskę na stałe.

- Wiedzieliśmy, że z roli lidera drużyny będzie wywiązywał się perfekcyjnie. Cechy przywódcze pokazywał już od pierwszych dni w zespole. Nie spodziewałem się jednak, że będzie grał na tak wysokim poziomie przez tak długi czas. Jest mądry taktycznie, umie przewidywać ruchy rywali, blokować ich w ostatniej chwili, gry psychologiczne też nie są mu obce. Fizycznie to również najwyższa półka. Kiedy miewał problemy z plecami, to zmienił dietę i poprawił jakość snu. Dzięki profesjonalizmowi wciąż jest najlepszym obrońcą w Premier League - mówił Deasilly o Terrym dwa lata temu.

Najlepszy z najlepszych

Słowa Francuza nie są kurtuazją. W podobnym tonie o kapitanie Chelsea wypowiadali się nie tylko jego koledzy z drużyny, ale też rywale - Jamie Carragher, Wayne Rooney, Arsene Wenger czy Nemanja Vidić. Klasę Terry'ego docenił też Xavi, a Ronaldinho nazwał Anglika "najlepszym obok Paolo Maldiniego" obrońcą przeciwko któremu grał.

Za 36-latkiem stoją też statystyki. Przez lata kariery Anglik stał się obrońcą z największą liczbą czystych kont i strzelonych goli w Premier League. Terry'ego najczęściej wybierano najlepszym defensorem w Europie, żaden obrońca nie był też częściej wybierany na piłkarza sezonu w lidze angielskiej. Terry jest też defensorem z największą liczbą nominacji do jedenastki FIFpro oraz zawodnikiem, który najczęściej zakładał kapitańską opaskę (578 razy!).

Carragher: - W historii Premier League było wielu doskonałych środkowych obrońców, ale Terry bez wątpienia jest najlepszym z nich. I nie mówimy tu tylko o bardzo agresywnym stoperze. John zawsze jest w odpowiednim miejscu i czasie. Jego rozumienie i czytanie gry są niesamowite. Nie wydaje mi się, żebyśmy jeszcze kiedykolwiek zobaczyli tu kogoś lepszego.

Odpowiedni moment na zmiany

W ostatnich miesiącach pozycja Terry'ego na boisku gwałtownie jednak słabła. Chociaż Anglik wciąż jest liderem drużyny, to na murawie pojawia się rzadko. Wiek, kontuzje, zmiana systemu przez Antonio Conte spowodowały, że dziś kapitan Chelsea dużo bardziej niż za obronę bramki, odpowiada za trzymanie porządku i atmosfery w szatni.

Terry blisko odejścia był już w poprzednich rozgrywkach. Jego pobyt na Stamford Bridge w ostatniej chwili przedłużył dopiero Conte, który nie wyobrażał sobie pierwszego sezonu w nowym klubie bez jego lidera. Chociaż Anglik zagrał w czterech pierwszych spotkaniach sezonu, to po przejściu na ustawienie z trójką stoperów, niepodważalną pozycję w drużynie mają David Luiz, Cesar Azpilicueta i Gary Cahill. W ostatnich tygodniach dziury spowodowane kontuzjami łatali nawet powracający po poważnej kontuzji Kurt Zouma i niedoświadczony, 22-letni Holender Nathan Ake.

W obecnych rozgrywkach Terry zagrał tylko w 12 meczach. We wtorek Anglik zaliczył kilka minut w starciu z Southampton (4:2) i był to jego pierwszy od listopada występ w Premier League. W międzyczasie 36-latek grał tylko w pucharze ligi i Pucharze Anglii przeciwko dużo słabszym Peterbourough, Brentford i Wolves.

W Wielkanocny Poniedziałek klub ogłosił, że po zakończeniu sezonu wygasająca umowa Terry'ego nie zostanie przedłużona. Co dalej? Na Wyspach nie ustają spekulacje na temat przyszłości kapitana Chelsea. Wśród potencjalnych, nowych pracodawców Anglika, wymienia się kluby chińskie i amerykańskie, ale też np. grające w Premier League West Bromwich Albion.

"To była najtrudniejsza decyzja w życiu dla mnie i mojej rodziny. Zawsze jednak chciałem odejść na odpowiednich warunkach, w odpowiedni sposób i w odpowiednim czasie - teraz taki nastał. Wciąż czuję się na siłach by grać regularnie, ale rozumiem, że w Chelsea te szanse będą mocno ograniczone. Dlatego przyszedł czas na szukanie nowych wyzwań" - napisał Terry w pożegnalnym liście opublikowanym na oficjalnej stronie klubu.

Wpadki na boisku, skandale poza nim

Nagrody, trofea, status legendy Chelsea, to jednak tylko jedna strona medalu. Opisując bogatą historię Terry'ego nie można pominąć drugiej, ciemniejszej. Lata kariery 36-latka to też wpadki i skandale. We wrześniu 2001 roku Anglik, wraz z trzema kolegami z zespołu, został ukarany finansowo przez klub za naśmiewanie się z amerykańskich turystów na lotnisku Heathrow podczas zamachów na WTC. Kilka miesięcy później, Terry został oskarżony o napaść na bramkarza w klubie nocnym, przez co nie znalazł się w kadrze na mundial w Korei i Japonii.

Na początku 2010 roku do mediów wypłynął największy skandal w karierze zawodnika. Brytyjskie tabloidy poinformowały, że Terry miał romans z partnerką przyjaciela z szatni - Wayne'a Bridge'a. Francuska modelka Vanessa Perroncel miała nawet zajść z kapitanem Chelsea w ciążę, po czym dokonać aborcji. W związku ze skandalem ówczesny selekcjoner Anglików - Fabio Capello - odebrał mu opaskę kapitańską.

Po jej odzyskaniu, kilka miesięcy później Terry stracił ją ponownie. W lutym 2012 roku angielska federacja podjęła taką decyzję po tym, jak piłkarz został oskarżony o rasistowskie obelgi pod adresem zawodnika QPR Antona Ferdinanda. Z decyzją FA nie zgadzał się Capello, który podał się do dymisji. We wrześniu tego samego roku kapitan Chelsea został ukarany przez FA czterema meczami zawieszenia i grzywną w wysokości 220 tys. funtów mimo, że kilkanaście tygodni wcześniej uniewinnił go sąd. W związku z decyzją federacji, Terry zakończył reprezentacyjną karierę.

Wpadek nie brakowało też na boisku. W 2008 roku, podczas finału LM, Anglik spudłował w piątej serii rzutów karnych, gdy mógł dać Chelsea pierwsze w historii trofeum. Ostatecznie, po pudle Nicolasa Anelki, w Moskwie triumfował Manchester United. Terry stał się obiektem drwin kibiców z Old Trafford, którzy notorycznie wypominają stoperowi jego poślizgnięcie i strzał w słupek.

Legenda Chelsea nie miała też udziału w dwóch zwycięskich finałach europejskich pucharów. W 2012 roku w decydującym meczu LM przeciwko Bayernowi Terry nie zagrał z powodu zawieszenia za kartki. Rok później z finału LE z Benficą wyeliminowała go kontuzja.

W CV Anglika są momenty, które rzucają cień na jego karierę. Skandale i wpadki nie mają jednak żadnego wpływu na status legendy Chelsea, jej najlepszego i najbardziej utytułowanego kapitana. Flaga z wizerunkiem Terry'ego, która od lat wisi na trybunie Matthew Hardinga, pozostanie tam pewnie na zawsze. Chociaż "kapitan, lider, legenda" za chwilę opuści zachodni Londyn, to kibice już oczekują jego powrotu. Najpewniej w roli menedżera pierwszej drużyny.

Zobacz wideo
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.