Premier League. John Terry pomnika już nie poprawi

- Nie będzie bajkowego końca, nie zakończę kariery w Londynie - ogłosił kapitan Chelsea. Roman Abramowicz marzy o drużynie pełnej wychowanków, ale nie dość, że żadnego się nie doczekał, to jeszcze pozwala odejść temu, którego w klubie zastał.

Od pół roku John Terry siedział w szatni właściwie sam. Stary druh Frank Lampard wyprowadził się w 2014 r., latem Stamford Bridge opuścili Petr Czech i Didier Drogba. Przez dekadę to oni tworzyli grupę trzymającą władzę w Chelsea. Trener - Abramowicz zwalnia średnio jednego na rok - który się z nimi nie dogadał, nie miał szans na sukces. Sami zawodnicy zaprzeczali, by mieli coś wspólnego z wylaniem Luiza Felipe Scolariego i André Villasa-Boasa, ale i tak Chelsea zasłużyła na opinię klubu, w którym zawodnicy mają bardzo dużo do powiedzenia.

Głos Terry'ego zawsze w szatni brzmiał najgłośniej. Lampard, Czech i Drogba mają pewne miejsce w klubowej jedenastce wszech czasów, przybywali jednak z innych światów. A Terry w koszulce Chelsea grał właściwie od zawsze. Nikt nie wyganiał go ze szkółki West Hamu, ale on już jako 14-latek wolał trenować na Stamford Bridge. Chelsea dała mu nową pozycję (wcześniej grał w pomocy), pierwsze trofeum (Puchar Anglii w 2000 r.), opaskę kapitana (2004). Szatnia go słuchała, kolejni trenerzy znajdowali w nim lidera kierującego zespołem z boiska. Kapitana zobaczyli w nim również selekcjonerzy Steve McClaren i Fabio Capello, ale w reprezentacji - podobnie jak inni najwięksi angielscy piłkarze XXI w. - wyłącznie przegrywał. Swój pomnik budował na Stamford Bridge, podnosił kolejne trofea (cztery razy cieszył się z mistrzostwa, pięć razy - z pucharu kraju), w czasach masowego importu piłkarzy stał się ikoną, która doczekała się na trybunach flagi "Kapitan. Lider. Legenda".

Nie zmieniły tego nawet spektakularne niepowodzenia. W 2008 r. poślizgnął się i przestrzelił decydującego karnego w finale Ligi Mistrzów z Manchesterem United. Cztery lata później, gdy Chelsea w końcu dopadła trofeum, Terry w finale nie zagrał, bo był zawieszony za kartki.

Idolem został tylko wśród swoich. Na wzór dla mas kompletnie się nie nadawał, opinię zszargał sobie skandalami boiskowymi i pozaboiskowymi.

Pięć lat temu brukowce podały, że miał romans z Vanessą Perroncel, byłą partnerką kolegi z kadry Wayne'a Bridge'a. Terry i Perroncel zaprzeczali, ale angielska federacja (FA) pozbawiła piłkarza opaski kapitana kadry. W 2012 r. Terry miał nazwać Antona Ferdinanda z QPR "p... czarną p...". Zawodnik Chelsea tłumaczył, że powtórzył słowa, które - jak mu się wydawało - usłyszał od rywala. Sąd mu uwierzył, ale FA ukarała go 220 tys. funtów grzywny, zdyskwalifikowała na cztery mecze i znów odebrała kapitańską opaskę.

Na Stamford Bridge pozostał jednak Mr. Chelsea. Marzył, że w niebieskiej koszulce dobiegnie do końca kariery. Gdy w styczniu - jak co roku - zapytał o przedłużenie umowy, usłyszał, że klub chce poczekać do lata, aż zatrudni nowego szkoleniowca (Guus Hiddink jest tylko trenerem tymczasowym). Terry czekać nie chciał, w niedzielę ogłosił, że odchodzi. Obiecuje, że pracy poszuka poza Europą.

Jego odejście jest końcem pierwszej Chelsea Abramowicza. Tej, która 11 lat temu zdobyła pierwsze mistrzostwo od 50 lat, tracąc przez cały sezon tylko 15 goli. Tej, która na początku obecnej dekady wygrała LM i Ligę Europy. Tej w końcu, która chyba już na stałe wepchnęła się do krajowej i europejskiej czołówki.

Latem piłkarzem z najdłuższym stażem w klubie zostanie grający w Chelsea od 2006 r. rezerwowy John Obi Mikel. Nowy trener będzie musiał znaleźć nowego przywódcę rozlatującej się ostatnio szatni Chelsea. Po zwolnieniu José Mourinho klub namawiał nawet Drogbę, by porzucił Montreal Impact, został asystentem Hiddinka i pomógł mu zapanować nad zespołem. O ile jednak znalezienie lidera wydaje się realne, o tyle trudno wyobrazić sobie piłkarza, którego publiczność pokochałaby tak jak Terry'ego.

Abramowicz przez dekadę włożył w klubową szkółkę kilkadziesiąt milionów funtów, ściągał juniorów z zagranicy i tych z podwórek niedaleko stadionu Chelsea. Mimo wielu prób jedynym wychowankiem klubu w pierwszej jedenastce pozostał John Terry.

Ronaldo pokazuje swoje spa. Jest tu coś dziwnego. Raczej ktoś

Zobacz wideo
Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.