Premier League. Jak Cesc Fabregas wyleczył kaca

Cesc Fabregas schodził do szatni, a w jego kierunku leciały najgorsze wyzwiska. Przez cały mecz był obrażany i wygwizdywany, choć pierwszy raz od dawna nie przez własnych kibiców. A za to, że hejtującym go fanom Arsenalu odpowiedział klepiąc się po herbie Chelsea wróci do roli bohatera. Jednak dla mistrzów Anglii ważniejsze było to, że wreszcie swoją grą w zwycięskich derbach Londynu postawił się krytykom i odbił od dna własną karierę.

Środkowi pomocnicy wygrywają mecze nie na boisku, ale w swoich głowach. Dostrzegając więcej, na bieżąco analizując sytuację, podejmując decyzje, których rywale się nie spodziewają. Wszystko opiera się na ich czuciu gry - idealnym wyważeniu każdego podania, przebiegnięciu metra w prawo, ustawieniu się dokładnie tam, gdzie środkowy pomocnik powinien być.

Futbol nieustannie przyspiesza, na najwyższym poziomie tempo spotkań tylko rośnie. Najgorsze, co rozgrywającemu może się zdarzyć, to spowolnienie procesu decyzyjnego. Ale nie chodzi o szybkość w nogach, na dystansie pięciu czy pięćdziesięciu metrów. Andrea Pirlo już od lat po boisku porusza się truchtem, ale niewielu jest w stanie nadążyć za jego myślami.

Pomocnicy w trakcie meczu wchodzą w swego rodzaju fazę, gdy wszystkie te rzeczy przychodzą im naturalnie, automatycznie, szybko. Jednak w kryzysie dłużej niż zwykle trzymają piłkę, nie zaskakują rywali podaniami, w meczach tracimy ich z oczu. Gdy mózg zespołu działa na wolniejszych obrotach i jego myśli są zamglone, cierpi cała drużyna. Jeśli nie odzyskają tej jasności i szybkości myślenia, jest to dla nich gorsze niż przybranie na wadze, czy utrata przyspieszenia.

***

Spójrzcie na przypadek Ceska Fabregasa. Historia o tym, jak zachwycał w pierwszej połowie mistrzowskiego sezonu Chelsea i jak zwolnił w drugiej jest doskonale znana, a dopisywane rozdziały z obecnych rozgrywek już kompletnie niezrozumiałe. Wszystko, co działo się wokół 28-letniego piłkarza było dziwne, np. ciągłe oskarżenia o konflikt z Mourinho i przyczynienie się do jego zwolnienia. Albo historia z ostatnich dni, o wyrzuconym z pracy porządkowym, który zarzucał Fabregasowi, że jest "wężem" w szatni Chelsea. Kumulowało się to w postawie na boisku - przypomnijcie sobie mecz z Tottenhamem na White Hart Lane pod koniec listopada. Wypadł wtedy okropnie słabo, jakby grał skacowany.

 

Tym mocniejsze są jego słowa po wygranym meczu z Arsenalem w niedzielę (1:0). - Mój mózg działa szybciej niż w ostatnich miesiącach, gdy mocno cierpiałem - mówił Fabregas. - Już prawie wróciłem na swój poziom, ale czuję się lepszy. Dla mnie to było najlepsze wydarzenie ostatnich dziesięciu miesięcy - dodawał. Nie mistrzostwo kraju, ale zwycięstwo, które wyniosło Chelsea na trzynaste miejsce w tabeli.

- Nie wiem, dlaczego ta szybkość zniknęła, ale wróciła. Nawet pod presją mam większą kontrolę. Nie jestem niezdecydowany, choć ułatwiają mi to też koledzy - mówił Fabregas. A Guus Hiddink potwierdzał, że to nie była kwestia dodatkowego treningu nad techniką czy wydolnością. - Codzienna praca, rozmowa w trakcie treningu i poza nim, skupiając się na tym, co dobre i nie tracenie energii na inne rzeczy - tłumaczył chwaląc ostatnie występy Fabregasa.

Sam Fabregas nie strzelił gola, nie asystował przy bramce Costy, ani nie zaliczył wielu kluczowych podań. Jednak dzięki niemu gra Chelsea była płynna. Jeśli zespół wpadał w kłopoty, to pojawiał się on i jednym, dwoma zagraniami je kasował. W odpowiednich momentach przyspieszał lub zwalniał akcje. Nie tracił piłek, a miał ją najczęściej ze wszystkich na boisku. Udanie asekurował kolegów, był tam, gdzie akcja. Odbierał, przechwytywał i rozgrywał. Wrócił.

Lepszego miejsca i czasu nie mógł sobie wymarzyć. Jeszcze rok temu, gdy seryjnie asystował przy golach Costy dziwiono się, że Arsene Wenger zrezygnował z transferu Hiszpana, bo miał w składzie Mesuta Oezila. Teraz nikt niczego francuskiemu szkoleniowcowi nie zarzucił, bo role się odwróciły - to Niemiec króluje na boiskach, cudownie zagrywa i jest liderem Arsenalu. Ale w niedzielę tego nie było widać. Wręcz przeciwnie, kibicom gospodarzy Fabregas pokazał, czego w ich środku pola brakowało: połączeń dyscypliny z kreatywnością, odpowiedzialności z odwagą.

Oczywiście Fabregas nie jest takim samym zawodnikiem, jak Oezil. To, że wystąpił za napastnikiem nie oznacza, że potrafi być "dziesiątką". Nie jest też pomocnikiem w typie biegacza od jednego do drugiego pola karnego, nie był też cofniętym rozgrywającym, ani "szóstką". Raczej dał lekcję, jak kontrolować spotkanie. Zaczął od odbiorów i asekurowania, a potem stopniowo przejmował panowanie nad sytuacją. Był ciągle w ruchu, nieustannie pokazywał kolegom, jak mają grać.

Przed Fabregasem kluczowe miesiące - nie tylko w klubie, ale i w reprezentacji. Jeśli jego zapaść by trwała, droga z Barcelony do klubu dwa czy trzy poziomy niżej znacznie by się skróciła, dokonała się zanim Hiszpanowi stuknęłaby trzydziestka. I to pomimo tego, że Fabregas był dla Mourinho i jest dla Hiddinka centralną postacią zespołu. Portugalczyk mocno na niego stawiał, wbrew doniesieniom o ich konflikcie te relacje były więcej niż poprawne. Kryzys Chelsea to może też brak takiej osobowości, naturalnego lidera w szatni, jakim był Didier Drogba. On łączył grupę angielską z międzynarodową, wpływał na obydwie. Dla Mourinho Fabregas miał wejść w jego rolę, ale do tej pory tego nie było widać.

Udało się dopiero w ostatnich dniach - już w meczu z Evertonem był najlepszym zawodnikiem Chelsea, przywrócił zespół do gry po stracie dwóch bramek. Niedzielnym występem zdecydowanie odkreślił prawdopodobnie najgorszy etap w swojej karierze.

Zresztą nie tylko on. Wreszcie można uwierzyć, że cała Chelsea wyleczyła mistrzowskiego kaca. Przedłużając serię bez porażki do ośmiu spotkań, w sezonie kompromitujących błędów w obronie zachowując czyste konto. Diego Costa zaliczył swój najlepszy mecz od zeszłorocznego finału Pucharu Ligi. Nemanja Matić przypomniał sobie o umiejętnościach, którymi zasługiwał na pochwały w poprzednim sezonie. Branislav Ivanović nie ustrzegł się błędów, ale zaliczył asystę przy jedynym golu. - Wreszcie graliśmy tak, by zasłużyć na przyszłość w tym klubie - powiedział Matić.

Jeszcze daleko do perfekcji, bycia drużyną z czołówki, jednak celebracje piłkarzy po zwycięstwie z Arsenalem były nawet bardziej spontaniczne niż pod koniec kwietnia zeszłego roku, gdy zbliżyło to Chelsea do mistrzostwa. Widać, że wróciła nadzieja, może są podstawy na których można budować drużynę na kolejny sezon. Z Fabregasem, znów trzeźwo i szybko myślącym na boisku.

Podyskutuj z autorem na jego blogu.

Barcelona czy Real? Czy wiesz, gdzie oni grali? [QUIZ]

Zobacz wideo
Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.