Premier League. Balotelli mówi, że przy nim jest najnudniejszym piłkarzem. Kim jest Marko Arnautović?

Napastnik Stoke City w tym sezonie strzela najbogatszym drużynom w Anglii, a austriacką kadrę prowadził do awansu na Euro 2016. A jeszcze kilka miesięcy temu Marko Arnautović bardziej był znany z wyzywania policjantów, nocnych eskapad i bójek na treningach. Uspokoił się dopiero w Anglii.

W tym sezonie zdobył ledwie sześć bramek, ale dwie z nich padły z Manchesterem City, a kolejne dwa pokonały bramkarzy Chelsea i Manchesteru United. W kadrze rozegrał najwięcej minut w eliminacjach do Euro - to również dzięki niemu Austria w piorunującym stylu awansowała na mistrzostwa. 26-letni napastnik dojrzałym piłkarzem był już jako nastolatek, ale by dojść na ten poziom, musiał najpierw stać się dojrzałym człowiekiem.

Do Stoke Arnautović przyjechał dwa lata temu. Mark Hughes zapłacił za niego pieniądze, które w Anglii krążą między klubami tylko przy transferach juniorów. Przecież 2,3 mln euro to niewiele więcej niż Arsenal wydał na Krystiana Bielika. Wiadomo: Austriaka nikt w Werderze Brema już nie chciał. Nie po przepychankach na treningu z kolegami z drużyny, nazywaniem portowego miasta "śmietnikiem", wiecznym spóźnianiem się na treningi z podkrążonymi oczami - znakiem nocnej balangi. I rosnącą nadwagą.

Ale Hughes, śladem wielu innych trenerów, postanowił zaryzykować, przekonany o niewątpliwym talencie Austriaka.

Zwycięzca Ligi Mistrzów

Arnautović zamieszkał pod Manchesterem i przejął dom po Mario Balotellim. Włoch zapewniał angielską prasę, że jego historie będą blednąć przy wyczynach austriackiego napastnika. - Będę wyglądał jak najnudniejszy człowiek na świecie - mówił.

Obaj znają się z Interu Mediolan, gdzie Arnautović spędził rok (wypożyczony z Twente Enschede), ale za to ten najważniejszy w historii włoskiego klubu - sezon 2009/10, zakończony potrójną koroną. Austriak rozegrał tylko trzy mecze, co nie przeszkodziło mu pojawić się na pierwszym treningu Werderu - kolejnego klubu - w butach z napisem "zwycięzca Ligi Mistrzów". W Champions League nie zagrał jednak ani jednego meczu.

Mediolan poznał za to od innej strony - stolicy mody, restauracji i klubów nocnych. I kobiet. Zupełnie inny był to krajobraz niż widok pastwisk z okna mieszkania w Enschede. Do stolicy Lombardii trafił jeszcze jako nastolatek, podkreślał, że nie miał jeszcze wówczas stałej partnerki.

Bentley i zegarek

Zaczął skupiać się na tym, co stereotypowego piłkarza charakteryzuje poza boiskiem. Żył hucznie, co miesiąc jego ciało obrastały kolejne tatuaże, a wśród kobiet szukał ideału prosto z magazynów dla mężczyzn - brunetki pokrytej tatuażami i piersiami z silikonu. Do klubów wędrował pięć razy w tygodniu, a Jose Mourinho nazywał go "jeszcze dzieckiem". Potrafił spóźnić się na jeden trening, by na następny przyjść cztery godziny za wcześnie. Jako prezent dostał od Portugalczyka zegarek.

Od Samuela Eto'o dostał Bentleya. Kameruńczyk pożyczył mu samochód zaraz po skończeniu przez Arnautovicia kursu na prawo jazdy. I Austriak po kilku dniach Bentleya zgubił. Przynajmniej tak myślał, bo potem okazało się, że po prostu go skradziono. - Dzwoniłem z przeprosinami każdego dnia i nocy, chyba ze sto razy. Bałem się, że kogoś poprosiłem żeby go zabrał. Odnalazł się po roku - wspominał.

"Mogę kupić twoje życie"

Całkiem możliwe, że złodzieje uratowali Austriaka przed wypadkiem. Kilka lat później, już jako piłkarz Werderu, został zatrzymany w środku nocy przez wiedeńską policję za grube przekroczenie prędkości. Funkcjonariuszowi powiedział, że "zarabia tyle, że może kupić jego życie". Przeprosił, sprezentował policjantowi dwa bilety na mecz kadry, a sam tłumaczył się problemami osobistymi, bo jego dziewczyna była w ciąży. Ale niesmak pozostał - ludzie częściej niż oklaskując jego zagrania, pukali się głowę i wytykali Arnautoviciowi głupotę. Tak jak trzy lata temu, gdy zerwał więzadło w kolanie podczas zabawy z psem.

Piłka nożna w klatce

Dorastał w wiedeńskiej dzielnicy imigrantów - Floridsdorf. Tam nauczył się pierwszego języka obcego - tureckiego, bo masa jego kolegów z ulicy pochodziła właśnie znad Bosforu. Po ojcu odziedziczył serbski temperament, który pomagał mu w meczach na osiedlowym boisku otoczonym klatką i przepychankach z prawicowymi ekstremistami, którzy zapuszczali się w jego rejony.

Przeszkadzało to jednak na boisku, gdzie Arnautović zawsze chciał być pierwszoplanową postacią. Akademie piłkarskie - szkoły skromności - nie były dla niego. Gdy był juniorem, w żadnym klubie nie grał dłużej niż trzy lata - w wielu spędził co najwyżej sezon, wyrzucany za dyscyplinę. Każdy kolejny szkoleniowiec chciał jednak niesfornego młodzieńca w drużynie mieć, wiedząc, że to prawdziwa perełka.

Rodzina, Mark Hughes i Marcel Koller

Jego trenerzy z kadr młodzieżowych mówili, że już jako nastolatek wyglądał jak ukształtowany piłkarz - wysoki, silny, szybki, z doskonałą techniką. Świetnie przygotowany do futbolu wymagającego od napastników uniwersalności. Arnautović może być skrzydłowym, dziesiątką, środkowym napastnikiem.

- Gdybym był trenerem, nie miałbym do siebie cierpliwości. Dlatego podziwiam Thomasa Schaafa - mówił, gdy był piłkarzem Werderu Brema. Teraz na pierwszy plan wysuwa dwóch trenerów - Marka Hughesa i Marcela Kollera. Pierwszy zaufał mu w Stoke, nauczył spokoju, drugi uczynił kluczową postacią w kadrze Austrii (z której bywał już wyrzucany za zachowanie). Obaj sprawili, że Arnautović zaczął na boisku po prostu pracować. Sam zawodnik mówi, że najważniejsze w uspokojeniu się było jednak założenie rodziny - ma już dwójkę dzieci (z blondynką, nie brunetką).

Austriak przez lata porównywany był ze Zlatanem Ibrahimoviciem - obaj wysocy, silni, do tego potrafili być barwni poza boiskiem. Na nim - tylko Szwed. Dlatego przyjście do Anglii wywołało skojarzenia z Balotellim - karykaturą piłkarza. Ten sezon pokazuje jednak, że Arnautoviciowi bliżej jednak do Ibrahimovicia niż Włocha.

Wybierz Ikonę Sportu 2015 czytelników Sport.pl [GŁOSOWANIE]

 

Mobilna wersja plebiscytu na Ikonę Sportu 2015 czytelników Sport.pl [GŁOSOWANIE]

Więcej o:
Copyright © Agora SA