Wayne Rooney - najbardziej angielski piłkarz

Wayne Rooney zaczynał jako cudowne dziecko, ale na cudownego gracza nie wyrósł. Teraz bardzo brzydko się starzeje.

"Zaginiony Wayne Rooney - ostatnio widziany w okolicach Old Trafford, ubrany w czerwoną koszulkę. Wszelkie informacje proszę przekazywać funkcjonariuszom" - napisała w sobotę na Twitterze manchesterska policja. W mediach społecznościowych żart został uznany za niesmaczny, chodziło przecież tylko o to, że od kilku miesięcy napastnika Manchesteru United trudno zauważyć na boisku.

W tym roku zdobył tylko 13 bramek, wczoraj w meczu z CSKA Moskwa (1:0) trafił po 452 minutach przerwy. Tydzień temu przestrzelił "jedenastkę", a MU po karnych odpadł w 1/8 finału Pucharu Ligi z drugoligowym Middlesbrough. W sobotę ani razu nie dotknął piłki w polu karnym Crystal Palace.

Paradoksalnie, także ostatnio zaklepał sobie miejsce wśród legend angielskiego futbolu. We wrześniu strzelił 50. gola, wyprzedził Bobby'ego Charltona i został najskuteczniejszym piłkarzem w historii reprezentacji. Będzie też najlepszym strzelcem MU, do prowadzącego Charltona (249) brakuje mu tylko 12 bramek. Niezależnie od tego, co jeszcze osiągnie, zostanie twarzą angielskiego futbolu początku XXI w. A może nawet więcej - jego emanacją.

Wyspiarze w niemal każdej reprezentacji widzieli do niedawna faworytów mundialu, w Rooneyu dekadę temu znaleźli kandydata na najlepszego piłkarza świata. I o ile przy ocenie mocy kadry zazwyczaj mijają się z rzeczywistością, o tyle Rooney jako nastolatek naprawdę dawał nadzieję. Jeszcze na Euro 2004 był lepszy od rówieśnika Cristiano Ronaldo. Potem losy angielskiego futbolu i najlepszego angielskiego piłkarza zaczęły się na siebie nakładać.

Reprezentacja ponosiła klęski na kolejnych wielkich imprezach, a Rooney po każdej zbierał największe cięgi. Od turnieju w Portugalii na ME i MŚ zdobył dwie bramki. Kadra oddalała się od światowej czołówki, a on spadał w hierarchii najlepszych piłkarzy. Na nominację do Złotej Piłki nie zasłużył od trzech lat. Ostatnio angielskie kluby imponują już tylko morzem przepuszczanych pieniędzy, Rooneya z najlepszymi na świecie też łączy tylko pensja. 300 tys. funtów tygodniowo daje mu siódme miejsce wśród najlepiej zarabiających piłkarzy. I to się nie zmieni - od dekady Anglik reklamuje produkty Nike'a, ale teraz chciałby go przejąć Adidas. W końcu Anglicy chcieliby wymyślić swój futbol na nowo, zorganizować szkolenie, ale drepczą w miejscu, ich starania kończą się na masowej produkcji raportów o złym stanie boisk i braku wykształconych trenerów. Rooney też chciał się zmienić, zapowiadał, że po trzydziestce cofnie się do środka pola. I w poprzednim sezonie faktycznie oddalał się od bramki rywali. Latem ustalił jednak z Louisem van Gaalem, że wraca do napadu. Holender zapowiadał, że Rooney strzeli 25 goli w sezonie.

Jeszcze niedawno Anglicy mieli do niego pretensje. W dziesiąte rocznice ligowego debiutu (2002), pierwszego gola w reprezentacji (2003), transferu do Manchesteru United (2004) zastanawiali się, co poszło nie tak. Gdy dwa tygodnie temu piłkarz obchodził 30. urodziny, nikt już nie wypominał, że zaczynał jako "biały Pele". Został gwiazdą na miarę obecnych możliwości angielskiego futbolu, gwiazdą czasów kryzysu. Nikt już się nie spodziewa, że Rooney zostanie bohaterem spektakularnego transferu albo zbliży się do Złotej Piłki. Umierają nadzieje na to, że poprowadzi kadrę do medalu wielkiej imprezy.

Pewnie Rooneyowi nie pomaga to, że MU po odejściu Alexa Fergusona podupadł, być może van Gaal nie potrafi wycisnąć z niego tego, co najlepsze. Ale tak naprawdę przez całą karierę gonił oczekiwania, jednak rzadko się do nich zbliżał. I to się nie zmieniło, choć wymagania obniżono do minimum. Dziś nie wiadomo nawet, czy wciąż jest najlepszym angielskim piłkarzem.

Przewrotki, scorpion kicki, sombrera... Co za gole! [STADIONY Z CZUBA]

Więcej o:
Copyright © Agora SA