Premier League. Chelsea - popsuta głowa czy system?

- Najbardziej martwi mnie to, że wszystko układa się przeciwko nam. Wiemy, że popełniamy błędy, ale obecnie każdy z nich jest wykorzystywany. Nawet na przedmeczowej odprawie popsuł się nam komputer - żalił się na los Jose Mourinho. Jego Chelsea przegrała kolejne spotkanie, ma najgorszą defensywę w lidze, a same wypowiedzi portugalskiego szkoleniowca pokazują, że i on nie do końca wie, co nie gra w jego zespole.

Dyskutuj z autorem na jego blogu "Zachodny do tablicy"

A może to po prostu kolejna sztuczka? Po menedżerze "grającym" na każdej konferencji prasowej wręcz należałoby się tego spodziewać. Jest jednak inny powód, by wątpić, że to los i brak szczęścia mają największy wpływ na kryzys Chelsea - mistrzowie kraju po prostu grają bardzo słabo. Błędy, dziury i niedostatki są łatwe do wskazania.

Latem najwięcej mówiło się o transferach bocznych obrońców do Chelsea. Nawet John Stones, który w sobotę rozegrał dobre spotkanie przeciwko londyńczykom na środku defensywy, może występować bliżej linii bocznej. Ostatecznie na Stamford Bridge trafił tylko lewonożny Baba Rahman, choć jego nie było nawet w osiemnastce meczowej na Everton.

Brak jakości na bokach obrony na Goodison Park był chyba najbardziej zauważalny ze wszystkich meczów w tym sezonie. Do tego, że skrzydłowi rywali z łatwością radzą sobie z Branislavem Ivanoviciem, można już przywyknąć, jednak różnica w porównaniu z Seamusem Colemanem i 19-letnim Brendanem Gallowayem (dopiero szósty mecz w Premier League!) była zatrważająca - zwłaszcza w ofensywie.

Szablonowe zagrania

Sam Coleman zaliczył trzy udane dryblingi - para bocznych obrońców Chelsea żadnego przy ledwie dwóch próbach. Mimo znacznie rzadszego zaangażowania w ataki defensorzy Evertonu mieli asystę, dwa kluczowe podania, dwa strzały. Wkład Ivanovicia oraz Azpilicuety był znikomy - ledwie jedno kluczowe podanie i dwa zablokowane strzały. A łatwo zauważyć, że na połowie rywali gościli znacznie częściej niż Coleman i Galloway.

Jednej rzeczy po stronie bocznych obrońców Evertonu tablice nie pokażą - inteligencji dokonywanych wyborów w ataku. Może częściowo sugeruje to statystyka, czyli jedynie cztery niecelne ich zagrania na połowie Chelsea. Jednak Coleman i Galloway nie przetrzymywali piłki, zagrywali szybko do bardziej kreatywnych zawodników, przy atakach rozciągali obronę rywali. Z kolei w drużynie Mourinho boleśnie narzucało się to samo rozwiązanie, które zresztą piłkarze Evertonu wykorzystywali - stworzenie miejsca Ivanoviciowi, wymuszenie podania do Serba i jego dośrodkowanie. W poprzednim sezonie prawy obrońca Chelsea zaliczył zaledwie 15 celnych prób na 83, w tym ma 2 na 21. Przy dobrze ustawionej defensywie oraz niewielkiej szansie, że wbiegający z drugiej linii niscy zawodnicy jak Pedro, Hazard czy Fabregas wygrają pojedynek w powietrzu z obrońcami, zagrożenie jest minimalne.

Lewa strona? Bez zaskoczeń, bo bronienie przeciwko prawonożnemu Azpilicuecie jest znacznie łatwiejsze niż przejście go po drugiej stronie boiska. Fakt, że strzelił gola z West Bromwich Albion, jest niemal nieistotny - było to jego jedyne trafienie w 88 spotkaniach ligowych w Chelsea. Asyst ma niewiele więcej - trzy.

Nie ma więc mowy ani o różnorodności, ani o jakości. I chociaż gra w ofensywie to wyłącznie dodatek dla bocznych obrońców, a Ivanović jest sporym zmartwieniem Mourinho w defensywie, bez wsparcia w bocznych strefach Chelsea ma poważny problem z rozbiciem dobrze zorganizowanych rywali. Różnicę pokazują (obrazek poniżej) także kluczowe podania Chelsea (z lewej) i Evertonu (z prawej) - nie tylko dlatego, że goście zaliczyli wyłącznie trzy podania "na strzał" w pole karne rywali. Podania przed "szesnastką" również są bardziej komfortowe dla rywali, choćby przez łatwość ich blokowania. Z kolei te zagrywane w boczne strefy pozwalają drużynie broniącej ustawić linię.

Kozioł ofiarny?

Coraz częściej powtarza się tezę, że Cesc Fabregas staje się dla Mourinho jednym z poważniejszych problemów. Nie tylko dlatego, że Hiszpan jest daleki od formy z zeszłorocznej jesieni, ale przez niedopasowanie do systemu. Jego braki w grze defensywnej szkodzą drużynie, gdy jest jednym z dwójki środkowych pomocników w 4-2-3-1. Nie jest także typową "dziesiątką", więc i przesunięty wyżej nie radzi sobie najlepiej. To nie kwestia braku jakości w jego grze, ale odmiennego profilu do tego wymaganego na tej pozycji. Łatwo jest to zauważalne, gdy porówna się Fabregasa z kontuzjowanym ostatnio Oscarem, który dla Mourinho od początku powrotu do Londynu jest "idealną dziesiątką".

Oczywiście często jest tak, że nie powinno mówić się stricte o pozycjach danych piłkarzy, ale o rolach przydzielonych im przez szkoleniowców. Problem z Fabregasem polega na tym, że - gdy patrzy się na jego grę oraz tablicę (poniżej) otrzymanych od kolegów podań - wcale nie gra jak "dziesiątka". W tej strefie środkowej na połowie rywala, pomiędzy jego liniami obrony i pomocy zaledwie kilka razy dostawał piłkę. Częściej schodził do boków, nawet w głąb pola, akurat dobrze wspierał kolegów w bocznych strefach, choć większość oczekuje od niego asyst, kluczowych podań.

Przez to, że wcale nie okupuje swojej nominalnej pozycji, a schodzi bliżej środka (naturalny ruch dla jego typu "ósemki" przyzwyczajonej do 4-3-3), cały czas jest bardzo blisko Maticia oraz Mikela. Przez to dochodzi do sytuacji, w której posiadanie piłki przez Chelsea jest "sterylne" - czyli do niczego nie prowadzi, jest sztuką dla sztuki. Piłka krąży powoli, na kilka metrów, od nogi do nogi, wykorzystując wyłącznie te strefy, na które pozwala im przeciwnik. Nic dziwnego, że każdy z trójki środkowych pomocników Mikel-Matić-Fabregas miał dokładność podań powyżej 90 proc.

Jednak w środku pola można było dostrzec również inny problem Chelsea - brak pressingu. Dwa pierwsze gole Naismitha były najlepszym przykładem na bierność drugiej linii. Najpierw pozwalając na rozegranie, a w kolejnej akcji na strzał Szkota. Ustawienie było dobre, ruch wszerz również, ale pomocnicy pozwalali na niezwykłą swobodę w rozegraniu. Zouma tylko kilka razy wychodził z obrony za Lukaku, który mógł ze spokojem przyjmować podania i rozgrywać z wbiegającymi pomocnikami.

Wszystkiemu winne wakacje?

Jedynym zawodnikiem Chelsea, który wyróżniał się w tym elemencie, był Nemanja Matić. Mikel zanotował ledwie jedną próbę odbioru, bez żadnego przechwytu. Defensywne statystyki Fabregasa były jeszcze słabsze. Tylko czterech zawodników Mourinho miało więcej niż dwie próby odbiorów (Evertonu - ośmiu), tylko trzech zaliczyło przechwyty (Evertonu - pięciu), żaden strzał gospodarzy nie został zablokowany (za to w drugą stronę aż siedem)!

Dopiero teraz można się zastanowić, czy na tak "sterylną" postawę Chelsea w obronie i w ataku nie ma wpływu to, o czym mówi Mourinho - niska pewność siebie. W większości z opisanych przypadków chodzi przecież o nic innego jak niechęć popełnienia błędu. "Nie zrobię wślizgu, bo w ostatnich meczach dostawaliśmy czerwone kartki, rywale dostawali rzuty karne". "Nie zagram ryzykownie, bo piłkę lepiej utrzymać niż narażać się na kolejną kontrę, z którymi sobie nie radzimy". To także detale, jak zawahanie przy strzale, zwalnianie akcji zamiast jej przyspieszenia itd.

Portugalczyk już kilka tygodni temu tłumaczył, że słabszy start do nowego sezonu może wynikać z opóźnionych przygotowań, dłuższej przerwy wakacyjnej. Warto wrócić również do wymienianych przez niego różnic obecnej mistrzowskiej drużyny do tej sprzed dziesięciu lat, teraz są one bardziej zauważalne. Mourinho mówił o stylu gry, ale większe różnice są w mentalności - takie jak podatność na kryzysy, nieumiejętność radzenia sobie ze słabszymi momentami, brak liderów we wszystkich formacjach, którzy podnieśliby zespół z dołka. Reakcje Mourinho jakby potwierdzały, że Portugalczyk - zakładając słabszą formę na początku - nie przewidział negatywnych efektów u poszczególnych zawodników, jak i całej drużyny.

Mourinho ma dwie możliwości rozwiązania tych problemów - grać tym składem aż do przełamania, powrotu automatyczności, która w połączeniu z jakością piłkarzy dawała świetne efekty przed rokiem. Może również wybrać drogę rewolucji w składzie, zrezygnować z "pasażerów", na których narzekał dwa tygodnie temu. Słabo gra Diego Costa, błysku brakuje Edenowi Hazardowi, kwestia Cesca Fabregasa jest opisana wyżej, do tego dochodzą boczni obrońcy... Po najbliższych tygodniach i wyborach Mourinho zobaczymy, czy to zawiódł jego komputer, czy przypadkiem nie popsuł się cały system.

Zobacz wideo
Więcej o:
Copyright © Agora SA