Premier League. Mourinho spełnił obietnicę

- Jeszcze tylko trzy punkty, by wygrać mistrzostwo. Osiągnijmy to razem - tylko tyle napisał w programie meczowym szkoleniowiec Chelsea, Jose Mourinho. Kto widział, jak pieczętuje tytuł z Crystal Palace (1-0), ten wie, że w ich zwycięstwie było jeszcze mniej treści.

Chcesz wiedzieć szybciej? Polub nas Ten minimalizm wyrażania myśli zwykle rozgadanego Portugalczyka świadczy przede wszystkim o jego determinacji w dążeniu do mistrzostwa Anglii. Nic dziwnego - Mourinho od początku poprzedniego sezonu mówił o tym, jak jego zespół dojrzewa, i obiecywał, że dopiero w obecnych rozgrywkach będzie dominował w lidze. Po nieudanym zakończeniu pracy w Madrycie, pierwszym roku bez trofeum w Londynie i w przypadku niezrealizowania tego postawionego przez samego siebie celu, zwątpienie w najważniejszą umiejętność, jaką posiada - wygrywanie - by nie tyle wzmocniło się, co nabrało podstaw.

W tym sezonie podobnych obietnic nie było, a gdy Chelsea już osiągnęła wystarczającą przewagę nad resztą stawki, to Portugalczyk ostrzegał. Wspomniał o potencjale klubów z Manchesteru, twierdził, że Arsenalowi brakuje czterech piłkarzy, by stać się zespołem w pełni nawiązującym do "The Invincibles", czyli mistrzów Arsene'a Wengera sprzed przyjazdu Mourinho na Wyspy.

I Chelsea przypieczętowała mistrzostwo, nie grając wspaniale, nie słuchając pochwał, a raczej broniąc się przed zarzutami o futbolu nudnym i negatywnym. Można argumentować, że przecież pierwszą połowę sezonu ten zespół miał świetną, że u Mourinho rozwija się Eden Hazard, niedawno wybrany na najlepszego piłkarza Premier League, a łatwość i minimalizm wysiłku w osiągnięciu celu wynikały również z nijakiego pościgu ich rywali.

Nie ulega wątpliwości, że mistrzowska drużyna Chelsea sprzed pięciu lat, prowadzona przez Carlo Ancelottiego, była lepsza od obecnej - grała piękniej, skuteczniej, a podkreśleniem tego był styl zdobycia tytułu, rozjechanie w ostatniej kolejce 8-0 Wigan, gdy teraz wystarczyło wymęczone 1-0 z Crystal Palace. Jednak wtedy tytuł osiągał zespół w pełni dojrzały, teraz "The Blues" dopiero w pełni dorastają, a nawet mogą latem doświadczenia trochę stracić - odejść ma Petr Cech, niepewna jest przyszłość Didiera Drogby. Także dlatego wygranie ligi jest kluczowe, by - jak to ujął John Terry - "stworzyć nową generację zwycięzców".

Nowa generacja musi latem podnieść swój poziom, bo teraz zmienią się oczekiwania - nie tylko dlatego, że wszyscy oczekują po Arsenalu, Manchesterze United i City znacznie lepszych sezonów, ale również przez potrzebę przełożenia jakości na rozgrywki europejskie. Zeszłoroczna klęska z Atletico Madryt w półfinale i odpadnięcie z PSG w tym sezonie pozostawiły wątpliwości co do wielu aspektów pracy Mourinho, a przecież to Liga Mistrzów zdecydowanie weryfikuje status wielkości drużyn. W Anglii Chelsea jest o krok przed swoimi rywalami - kilkanaście punktów różnicy w tabeli nie można inaczej interpretować - natomiast od Realu, Barcelony czy Bayernu dzieli ją podobny dystans. I musi nadganiać, bo tego oczekuje Roman Abramowicz.

Jak to w zwyczaju ma Mourinho i sama Chelsea, europejską czołówkę nadganiać będzie transferami. Potrzeba może nie szerszej, ale bardziej wszechstronnej kadry, zwłaszcza jeśli chodzi o grę ofensywną. Czy za to zmieni się styl? Kto pamięta pierwszy okres pracy Portugalczyka w Londynie, ten wie, że w sezonie po pierwszym mistrzostwie jego zespół - choć przegrywał nieco częściej - dalej miał równie mocno dokręconą śrubę automatyzmu wygrywania. Wątpliwe, by i tym razem cokolwiek się zmieniło, zwłaszcza że Mourinho zdaje się najlepiej wiedzieć, czego potrzeba do wygrywania. Teraz presja jest na rywalach, by udowodnili, że jednak potrafią pokonać tę nudną, nudną Chelsea.

Zobacz wideo

Messi ma naprawdę 38 lat, a Lewandowski 42 lata? [ZOBACZ]

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.