Premier League. W City jeszcze bez paniki

Do prowadzącej w Premier League Chelsea traci już sześć punktów, w Lidze Mistrzów nie wygrało jeszcze meczu. Dlaczego Manchester City wciąż nie wygląda na drużynę, która mogłaby dołączyć do europejskiej czołówki?

- Trenerzy dzielą się na dostosowujących grę drużyny do rywali i takich, którzy niezależnie od wszystkiego obstają przy swoim pomyśle. Do pierwszej grupy należy José Mourinho z Chelsea, do drugiej - Arsene Wenger z Arsenalu lub Manuel Pellegrini z City. Tych drugich nie interesuje, z kim grają, zawsze ustawiają drużynę tak samo. Dlatego można ich pokonać - tłumaczył w sobotę trener West Hamu Sam Allardyce po niespodziewanym zwycięstwie z City 2:1. Dla obrońców tytułu była to druga ligowa porażka i czwarty mecz, w którym stracili punkty w tym sezonie. W Champions League jest jeszcze gorzej. Tam City walczy tak naprawdę już tylko o drugie miejsce, bo do liderującego Bayernu traci na półmetku aż siedem punktów. Do końca będzie musiało się bić o awans, prawdopodobnie zadecyduje o nim mecz z Romą na Stadio Olimpico w ostatniej kolejce.

Tylko cztery tytuły szejków

Słabo, biorąc pod uwagę setki milionów funtów zainwestowanych w zespół i ambicje właścicieli. Rządzący Manchesterem City od sześciu lat szejkowie zapowiadają stworzenie zespołu, który przywiezie na Etihad Stadium Puchar Europy i zdominuje ligę angielską.

Za czasów szejków piłkarze City zdobyli cztery trofea (dwa mistrzostwa, Puchar Anglii i Puchar Ligi) i dołączyli do krajowej czołówki. Pellegrini jest na dobrej drodze, by wypełnić zadanie postawione przez właścicieli - wygranie pięciu rozgrywek w pięć lat (ma już mistrzostwo i Puchar Ligi). Rzecz w stylu, w poprzednim sezonie Manchester wyrwał tytuł na samym finiszu, choć rywalizował z niestabilnymi, często gubiącymi punkty Chelsea i Liverpoolem. Po letnich transferach londyńczycy wyglądają mocarnie i już na początku sezonu uciekli obrońcom tytułu. Jeśli City nie zacznie gonić, piłkarze Mourinho szybko zapewnią sobie mistrzostwo.

Próby podbicia Pucharu Europy kończyły się natomiast klęską totalną. Z grupy City wyszło raz - w poprzednim sezonie - i przegrało dwumecz o ćwierćfinał z Barceloną 1:4. "City znów gra poniżej możliwości w Lidze Mistrzów. Niewytłumaczalne, biorąc pod uwagę kadrę, jaką zbudowało" - pisał na Twitterze Gary Lineker tydzień temu, po remisie w Moskwie z CSKA 2:2.

Teoretycznie Manchesterowi naprawdę niczego nie brakuje. W szatni mistrzowie świata (Silva, Navas) siedzą obok srebrnych medalistów mundialu (Agüero, Demichelis, Zabaleta) oraz zdobywców Pucharu Europy (Touré, Lampard). Vincent Kompany dwa lata temu został wybrany na najlepszego piłkarza ligi angielskiej. To nie jest grupa niedoświadczonych gołowąsów, tylko ekipa gwiazd, która powinna wygrywać tu i teraz - średnia wieku pierwszej jedenastki na mecz z West Hamem wynosiła 27,6 roku.

Kłopotem styl trenera Pellegriniego?

Być może Allardyce ma rację i kłopoty City wynikają ze stylu trenera Pellegriniego, bo po roku pracy Chilijczyka rywale z Premier League po prostu nauczyli się grać z jego drużyną. Przewidywalne City wciąż jest w stanie wygrywać dzięki indywidualnościom (cztery gole Agüero strzelone Tottenhamowi), ale gdy one zawodzą, traci punkty.

Słaby start może też wynikać z zapaści kilku piłkarzy. Najbardziej spektakularnie upada Yaya Touré, który w poprzednim sezonie z 21 golami był trzecim strzelcem Premier League, a w tym nie pomaga ani w ofensywie, ani w defensywie. Trener tłumaczy pomocnika problemami osobistymi, w lipcu na raka zmarł jego brat Ibrahim. - Może dlatego nie jest teraz w najwyższej formie. Powinniśmy go wspierać, bo jest dla nas bardzo ważny. Jestem przekonany, że wróci do poziomu, do którego wszystkich przyzwyczaił - mówił kilka tygodni temu Pellegrini. Edina Dżeko, który nie zdobył bramki przez ostatni miesiąc, nic już jednak nie tłumaczy, podobnie jak popełniającego błędy na lewej obronie Gaëla Clichy'ego. Sprowadzony latem z Porto Eliaquim Mangala wciąż zdaje się uczyć Premier League, w sobotę zawinił przy pierwszym golu West Hamu. 23-letni Francuz kosztował aż 32 mln funtów, został najdroższym obrońcą w historii ligi angielskiej. Gdy kilka tygodni temu strzelił samobójczego gola i popełnił faul, po którym podyktowano rzut karny dla Hull, Pellegrini tłumaczył, że to "bardzo dobry piłkarz, któremu brakuje szczęścia". - Nie ma powodów do paniki. Sezon dopiero się zaczął, do zdobycia jest jeszcze 87 pkt - mówił Pellegrini po porażce z West Hamem.

W środę w 1/8 finału Pucharu Ligi jego drużyna podejmie Newcastle. Gospodarze są zdecydowanymi faworytami, awans zostanie przyjęty jako oczywistość, ale gdyby obrońcy trofeum odpadli, na Etihad Stadium już oficjalnie ogłoszono by kryzys.

Najpopularniejsi piłkarze na Facebooku [PRZEGLĄD]

Więcej o:
Copyright © Agora SA