Tarcza Wspólnoty. Spektakularne otwarcie nowego rozdziału Arsenalu

Kto pamięta styl, w jakim w grudniu 2013 roku Manchester City rozbił w lidze Arsenal (6:3), musi być zdziwiony tym, jak nagle i łatwo udało się Arsene'owi Wengerowi odwrócić role. Otwarcie sezonu w Anglii sugeruje, że mistrzowie już dali się dogonić.

Z kolei gdy Manchester City przedstawiał nowego szkoleniowca, Manuela Pellegriniego, to działacze mówili o cierpliwości, budowaniu składu i wygraniu pięciu pucharów w pięć sezonów, choć niekoniecznie oczekując sukcesów już na starcie. Teraz wydaje się, że chociaż zwycięstwa (w lidze i pucharze) przyszły szybko, to mogą mieć kluczowy wpływ na rozwój tego zespołu. Porażka z Arsenalem pokazała, w jak krótkim czasie wyrobioną różnicę w jakości można zatracić.

Zgoda, Pellegriniemu brakowało kilku kluczowych piłkarzy - siedzący na trybunach Wembley Sergio Aguero zdawał się być bardziej zainteresowany swoim telefonem niż wysiłkami kolegów - jednak zaskoczyła sztywność jego drużyny, nieumiejętność odnalezienia tej lekkości jaką imponowali przed rokiem. Nawet pojawienie się Davida Silvy za bardzo nie pomogło, a imponująca forma strzelecka Stefana Joveticia z wcześniejszych sparingów wyparowała. Z pięciu jego strzałów tylko jeden był celny, choć to i tak wynik lepszy od kompletnie nieprzydatnego w trakcie godziny swojej gry Edina Dżeko.

W obronie Pellegrini zdecydował się na Nastasicia oraz Boyatę, pod nieobecność Kompany'ego i Demichelisa. I nic dziwnego, że dużo mówi się o sprowadzeniu dodatkowego środkowego obrońcy, skoro rezerwowy duet popełniał tak wiele błędów. Boyata jest o cztery lata starszy od Caluma Chambersa, którego Arsene Wenger kupił za kilkanaście milionów, ale to zawodnik Arsenalu wyglądał dużo dojrzalej, znacznie lepiej zatrzymując swoich rywali. Transfer Eliaquima Mangali ma być potwierdzony na dniach.

Bardziej niż wynik Pellegriniego musi martwić "wygląd" jego zespołu - zdezorganizowanego po stracie piłki, chaotycznie wyprowadzającego akcje i mało kreatywnego. Tło, jakie stworzył Manchesterowi City na Wembley Arsenal nie mogło dosadniej podkreślić procesu, który zaszedł latem w londyńskim klubie. Słabość mistrzów nie wynikała wyłącznie z braków personalnych, bo równie istotni okazali się piłkarze Arsene'a Wengera.

Łącząc entuzjazm i jakość, Arsenal pokazał, że zdobycie Pucharu Anglii było dla nich nie tyle zamknięciem długiego, niemal dziewięcioletniego, bolesnego rozdziału, ale otwarciem zupełnie nowego. Pełnego sukcesów? To możliwe zwłaszcza po letnich transferach. Alexis Sanchez dał popis w pierwszej połowie, efektownie współpracując z Ramseyem i Cazorlą. To trio było dokładnie tym, czego brakowało Manchesterowi City w całym spotkaniu, by rozbić sprawnie działającą, choć zestawioną nawet bardziej eksperymentalnie linią obrony. Może nieco problematyczna okaże się sprzedaż Thomasa Vermaelena do Barcelony - przez brak Mertesackera i wcześniejsze zejście z boiska Koscielnego, Wenger nie miał do dyspozycji innego środkowego obrońcy.

- Mam najwięcej opcji w ataku od wielu lat - cieszył się po meczu Arsene Wenger. To pokazuje jego priorytety, bo Arsenal ma nadal atakować. Wtedy w grudniu wydawało się, że dzieli ich od Manchesteru City przepaść, dziś tę dziurę zasypali. Zresztą przed rokiem "Kanonierzy" sezon zaczęli od dotkliwej klęski z Aston Villą - może to spotkanie jest bardziej adekwatnym punktem odniesienia do pokazania różnicy w nastrojach towarzyszących trenerowi, piłkarzom i kibicom Arsenalu.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.