Premier League. Huddlestone w końcu zetnie swoje "Huddlefro"

Tom Huddlestone, pomocnik Hull i reprezentacji Anglii, po ponad dwóch latach pójdzie wreszcie do fryzjera: strzelił właśnie bramkę w meczu z Fulham, dotrzymując słowa danego sobie i kibicom. Historię jego niezwykłego zakładu opisuje Michał Okoński, dziennikarz "Tygodnika Powszechnego" i autor bloga "Futbol jest okrutny".

Rzadko spotyka się podobną "cieszynkę" po strzeleniu gola: w 67. minucie meczu sobotniego Hull - Fulham obchodzący tego dnia 26. urodziny Tom Huddlestone podbiegł do swojej ławki rezerwowych, gdzie szef ekipy medycznej Rob Price czekał już z przygotowanymi nożyczkami. Piłkarz wyciągnął w jego kierunku jeden z kosmyków swojego imponującego afro i rach, ciach, włosy Huddlestone'a spadły na murawę, a on sam wrócił do gry. W kolejnym meczu obejrzymy go nie tylko ostrzyżonego, ale zapewne także odmienionego psychicznie, jakby ostatecznie odpędził ścigające go w ciągu ostatnich kilkunastu miesięcy koszmary.

Skrzyżowanie niedźwiedzia z Xabim Alonso

O tym, że może zostać wielkim piłkarzem, mówiono od chwili, gdy jako szesnastolatek zaczął grać w Derby County. Szkoleniowiec tej drużyny George Burley, który pracował w życiu z niejednym wybitnym piłkarzem, twierdził, że podobnego talentu do rozgrywania piłki nie spotkał nigdy. Podobnie mówił Glenn Hoddle, wypożyczający go do Wolverhampton wkrótce po przenosinach Anglika z Derby do Tottenhamu. Do Hoddle'a bywał zresztą często porównywany, choć inny z pracujących z nim trenerów, Martin Jol, zestawiał go także z Franzem Beckenbauerem, całkiem niedawno Joey Barton mówił z kolei o "skrzyżowaniu niedźwiedzia z Xabim Alonso", a byli i tacy, którzy w niespiesznej elegancji Huddlestone'a dostrzegali podobieństwo z Pirlo. Z pewnością niewielu było i jest w Anglii piłkarzy umiejących podać piłkę z podobną precyzją, czyniąc to w dodatku niemal od niechcenia - wszystko jedno, czy chodzi o pięć, czy (zwłaszcza!) pięćdziesiąt metrów.

Kariera jego wszakże nie rozwijała się w sposób oczywisty. Po odejściu Martina Jola z Tottenhamu Huddlestone popadł w niełaskę kolejnego trenera Juande Ramosa, oskarżającego go o nadmierną skłonność do tycia, wmuszającego weń jakieś specjalne warzywne papki przygotowywane pod kierunkiem hiszpańskich dietetyków i sadzającego na ławce do czasu odzyskania tzw. sportowej sylwetki. Szczęśliwie Ramosa zmienił Harry Redknapp, mówiący piłkarzom, że jest mu wszystko jedno, co jedzą, byle potrafili celnie podawać: Huddlestone odżył, a nadwaga nie przeszkadzała mu także w strzelaniu kapitalnych bramek.

Wszystko zdawało się iść w dobrym kierunku: piłkarz bywał już powoływany do reprezentacji Anglii i znalazł się w szerokiej kadrze na mundial w RPA, później jednak zaczęły się kontuzje. Sezon 2011/12 stracił niemal w całości. Potem wrócił wprawdzie po dziesięciomiesięcznej przerwie związanej z kontuzją i operacją kostki, ale grał w kratkę: łapał kolejne urazy, a następny trener Tottenhamu Andre Villas-Boas zamiast wizjonerów od dalekich podań szukał do swojej drugiej linii raczej szybkobiegaczy.

Charytatywne afro

Angielski rozgrywający do pressingu rzeczywiście się nie nadaje, zdarzało mu się też nie trafiać ze wślizgami i schodzić z boiska z czerwoną kartką, ale jako cofnięty rozgrywający nie ma na Wyspach konkurencji, dobrze wykonuje stałe fragmenty gry, a o sile i precyzji jego uderzeń z dystansu Wojciech Szczęsny mógłby powiedzieć niejedno (ostatnią bramkę przed dzisiejszym trafieniem strzelił Arsenalowi w kwietniu 2011 r.; jeśli wynajdziecie ją gdzieś w internecie, zauważcie, jak krótkie miał wówczas włosy). Dlatego kiedy obiecywał, że nie pójdzie do fryzjera, dopóki nie strzeli kolejnej bramki, nie spodziewał się pewnie, że tyle to potrwa: w momencie, w którym to robił, i przerwa po operacji kostki nie zapowiadała się na aż tak długą, i jego sytuacja w Tottenhamie wydawała się stabilna (dopiero co przedłużał kontrakt z klubem o kolejne pięć lat), a kiedy tylko pojawiał się na boisku, kibice przy każdej okazji zachęcali go do strzału gromkim "Shoooot!". Raczej chciał zwrócić uwagę na profilaktykę nowotworową: na raka zmarł jego dziadek i kilku innych członków rodziny. Założył więc stronę internetową, za pośrednictwem której mógł informować o rozwoju swojej "Huddlefro", a równocześnie umożliwił kibicom wpłaty na jedną z organizacji walczących z rakiem.

Czas jednak płynął. Huddlestone musiał znosić docinki kolegów, a i układanie splątanych, gęstych włosów stawało się coraz trudniejsze. W pewnym momencie co bardziej zabobonni fani futbolu zaczęli mówić o ciążącym nad nim fatum: tylko w tym sezonie przecież próbował już 39 razy, ale albo obijał słupki i poprzeczki, albo powstrzymywali go bramkarze. Już po transferze do Hull jego nowy szkoleniowiec Steve Bruce posunął się wręcz do apelu, by analizujący sporne sytuacje bramkowe komitet Premier League przyznał mu gola w meczu z Liverpoolem, zamiast uznać, że chodziło o samobójcze trafienie Martina Skrtela. Także w pierwszych kwadransach spotkania z Fulham wydawało się, że do przełamania nie dojdzie: Huddlestone niebezpiecznie uderzał z rzutu wolnego, ale piłka kolejny raz trafiła w słupek...

Szybko nie biega, ale szybko myśli

Na noworoczny mecz z Liverpoolem z pewnością wyjdzie lżejszy, jakby po kolejnej odchudzającej kuracji Juande Ramosa. Kibice Tottenhamu nie mogą odżałować, że odszedł z tego klubu, ale on sam nie może mieć wątpliwości, że na przenosinach do Hull wyszedł jak najlepiej. Wreszcie gra regularnie, menedżer Steve Bruce zaś rozumie, że szybkość nie jest wszystkim i na talentach Huddlestone'a do rozgrywania piłki opiera grę zespołu (w defensywie zapewniając mu, rzecz jasna, konieczną asekurację). Hull nie walczy wprawdzie o europejskie puchary, ale w Premier League z pewnością się utrzyma, a kiedy na jego stadion zagląda Roy Hodgson, coraz częściej robi to właśnie ze względu na Huddlestone'a. Za kadencji tego selekcjonera piłkarz był już powołany do kadry, a teraz może myśleć nawet o wyjeździe na mundial do Brazylii. W obecnej formie nie odstaje przecież choćby od takiego Toma Cleverleya, nawet jeśli nie występuje, jak jego imiennik, w Manchesterze United.

Kiedy schodził z boiska po meczu z Fulham, oklaskiwała go cała drużyna, co przecież w futbolu nie zdarza się często. Steve Bruce, który grał w MU z Bryanem Robsonem i Royem Keanem, mówi, że takiego występu zawodnika drugiej linii dotąd nie widział i że Huddlestone może szybko nie biega, ale z pewnością szybko myśli. Niedługo później strona "Huddlefro" zaczęła rejestrować kolejne wpłaty. A kosmyk obcięty przez Roba Price'a? On również trafi na aukcję charytatywną.

Relacje z najważniejszych zawodów w aplikacji Sport.pl Live na iOS , na Androida i Windows Phone

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.