Zmierzch Rio Ferdinanda - pozaboiskowej gwiazdy

David Moyes w Leverkusen tryumfował, gdy pod presją czujnego Sir Aleksa Fergusona jego zespół wreszcie zagrał na miarę swoich aspiracji w Lidze Mistrzów. Jednak w glorii i chwale pozytywnych występów Giggsa, Rooneya, Naniego, Kagawy i Evansa nie powinien przejść niezauważony początek końca jednej ze współczesnych legend Manchesteru United.

I to Walijczyk, na granicy czterdziestych urodzin, był jedną z najjaśniejszych postaci tego jednostronnego widowiska, imponując przede wszystkim zdolnością do podejmowania właściwych decyzji. W tak chętnie wprowadzanym przez gospodarzy chaosie on zawsze panował nad wydarzeniami na boisku, był tym podchodzącym do własnych obrońców i przenoszącym akcje United pod drugą bramkę. Podkreśleniem będzie asysta do Naniego, idealnie wyważone dotknięcie, zagranie na wolne pole zewnętrzną częścią stopy, jakby kompletnie bez wysiłku. Wczoraj miał on oczywiście najwięcej podań z najwyższym procentem dokładności.

Jednak gdy w imponującym zwycięstwie United ten popis Giggsa będzie przywoływany równie często co hat trick asyst Wayne'a Rooneya, zmierzch jednej z klubowych legend zdaje się przechodzić bez echa. Kilka dni temu Rio Ferdinand już musiał odpowiadać na pierwsze pytania o sens kontynuowania własnej kariery piłkarskiej dłużej niż po zakończeniu obecnej rocznej umowy z Manchesterem United. - Najpierw muszę przetrwać ten sezon - odpowiedział nieszczególnie przekonująco były obrońca i kapitan reprezentacji Anglii.

Sygnały, że dla Ferdinanda nadchodzi czas pożegnań, daje się zauważyć nie tylko na boisku. Powszechnie sądzi się, że najlepszymi przykładami współczesnego piłkarza są biegające konsorcja - Cristiano Ronaldo, Gareth Bale czy Leo Messi, którzy rejestrują własne numery, opatentują "cieszynki" czy są po prostu najbardziej wartościowymi słupami reklamowymi. Jednak na Wyspach pod tym względem niewielu może równać się z 35-letnim obrońcą Czerwonych Diabłów.

Dekada pełna Ferdinanda

Przy okazji uroczystego sparingu z Sevillą tego lata, który upamiętniał dziesięć lat jego gry w United, Ferdinand wydał album z ulubionymi zdjęciami. Wśród ich opisów czytelnik mógł znaleźć graficzne znaki, które przy pomocy smartphone'a i Internetu dawały dostęp do kolejnych unikalnych materiałów video z jego udziałem. Tak, jego ludzie wszystko dokładnie zaplanowali.

Organizacja jednego meczu towarzyskiego to i tak nic przy innych aktywnościach Ferdinanda. Ma własną markę ubrań, prowadzi własny magazyn internetowy, a wszystko to sygnowane numerem, z którym (coraz rzadziej) występuje na boisku. Od tego sezonu jest również ekspertem jednej z angielskich stacji pokazującej spotkania Premier League, a swoimi mocnymi opiniami o szkoleniu i narodowym futbolu zwrócił uwagę nowego prezesa federacji Grega Dyke'a. Ten zaprosił go do specjalnej komisji, gdzie spotkał się już z selekcjonerem Royem Hodgsonem, który tuż przed Euro 2012 odstawił go na boczny tor "z powodów czysto sportowych".

To jeszcze nic. Rio Ferdinand bowiem planuje i organizuje imprezę "oscarową" dla środowiska piłkarskiego w Anglii. Współtworzony z jednym z tabloidów, wedle słów obrońcy, ma to być "unikalny wieczór w kalendarzu wszystkich zainteresowanych". Do niedawna najdroższy obrońca na świecie ma również własną fundację, na Twitterze śledzi go prawie pięć milionów ludzi, a na Facebooku jego profil lubi ponad trzy miliony użytkowników. - Muzyka, moda, telewizja... To wszystko tworzy Rio Ferdinanda - mówił sam o sobie Anglik. Tylko gdzie tu miejsce na futbol?

Skruszone skały United

Po pamiętnym derbowym meczu z Manchesterem City, który pokonał Czerwone Diabły na Old Trafford 6-1, Sir Alex Ferguson zarzucił swoim piłkarzom, że zhańbili swój klub. - Dla Ferdinanda to był moment przełomowy. Kiedyś zwykle pokazywał napastnikowi, gdzie ten może przyjąć piłkę, by następnie mu ją zabrać. Teraz, gdy próbował to zrobić z Davidem Silvą, nie był w stanie go dogonić - napisał Szkot w swojej najnowszej autobiografii.

Przed obecnym sezonem jednym z najważniejszych punktów zaczepienia dla nowego szkoleniowca United miał być sprawdzony i doświadczony duet stoperów, Ferdinand i Vidić. Niegdyś dwie skały stanowiące o sile drużyny, w ostatnich latach częściej spędzające razem czas w gabinetach lekarskich niż na boisku. Jednak coraz wolniejsze nogi zawodziły Anglika i Serba - upokorzeni przez Manchester City i po zaledwie tygodniu ośmieszeni przez West Brom, środkowi obrońcy szybko zostali przez Davida Moyesa rozdzieleni. To głównie na nich spoczął ciężar odpowiedzialności za słaby start sezonu United.

Znaki są też widoczne w obecnym sezonie. To on przegrał pojedynek główkowy z Aggerem przy jedynym golu w meczu z Liverpoolem. W derby Manchesteru nie zablokował łatwego dośrodkowania Nasriego, a przy trzeciej bramce kompletnie nie kontrolował ruchu strzelca, Kuna Aguero. Z West Bromem najpierw ośmieszył go Amalfitano, zakładając siatkę i odjeżdżając przed strzeleniem gola, a potem zgubił go na kilku metrach Berahino, którego strzału Ferdinand nie był w stanie zablokować. - Kocham Twój styl bronienia - napisał w tamtych dniach do Ferdinanda jeden ze śledzących go użytkowników Twittera. - Najwyraźniej nie widziałeś kilku moich ostatnich spotkań - przyznał otwarcie Anglik. W lidze więcej odbiorów od niego ma

młody Januzaj, częściej piłkę przechwytywał krytykowany Valencia, skuteczniej radził sobie w pojedynkach główkowych Chris Smalling, który od Ferdinanda przecież grał mniej.

Poza grą

Po meczu z West Bromem David Moyes odsunął go na prawie miesiąc, zresztą przyplątał się też drobny uraz. W ostatnim meczu ligowym to przed niego wyskoczył Kim, by dać Cardiff City wyrównanie w doliczonym czasie gry. Zresztą gdyby do dyspozycji Szkota był Phil Jones czy Jonny Evans, jeden z dwójki Ferdinand-Vidić na pewno by nie zagrał. W meczu Ligi Mistrzów z Bayerem Leverkusen Anglik też się nie popisał, pomimo łatwej wygranej United.

Tuż przed otwierającym golem Valencii dał się w banalny sposób ograć Kiesslingowi, którego strzał w ostatniej chwili zablokował Evans. W 72. minucie napastnik Bayeru z łatwością przepchnął Ferdinanda w polu karnym United, po chwili Anglik przegrał walkę o górną piłkę z Benderem, którego strzał był niecelny. Grający asekurancko, kilka metrów od rywala, ze zrozumiałych względów unikający pojedynków biegowych i niewłączający się do gry ofensywnej, Rio Ferdinand jako jeden z naprawdę nielicznych dał swojemu menedżerowi kolejne powody do zmartwień.

A może po prostu myślami był gdzie indziej? Może przy własnych słowach o rozważaniu zakończenia kariery? Spisanych w książce Fergusona krytycznych uwagach o jego pozaboiskowych zajęciach? A może po prostu Rio Ferdinand zaczyna zdawać sobie sprawę, jak blado świeci jego gwiazda na murawie, gdy poza nią, wprost przeciwnie, rozbłyska coraz jaśniej?

W Leverkusen przebił go czterdziestoletni Giggs, we wspomnieniach nie może się równać z wchodzącym wkrótce do kin filmem dokumentalnym o sześciu najsłynniejszych wychowankach Manchesteru United, a nawet we wspomnianej speckomisji angielskiej federacji, gdyby nie jego spór z Royem Hodgsonem, wszyscy rozpisywaliby się głównie o Glennie Hoddle'u. W telewizyjnym studiu może i gada dużo oraz chętnie, ale też nie analizuje tak dobrze, jak jego starszy kolega, Gary Neville.

Im więcej pojawia się takich sygnałów, z "obozu" samego Ferdinanda, z jego własnych słów i z jego występów, tym bardziej naturalna wydaje się decyzja o zakończeniu kariery. Pomysłów na realizowanie samego siebie ma on sporo,

może nawet mniejsza ich część dotyczy bezpośrednio futbolu. Piłkarz, którego kolejne afery, kontrowersje i kary w ostatnich latach nie unikały może po prostu nie chcieć swojego wizerunku dodatkowo szargać na koniec tej bogatej podróży. Na Old Trafford nie zapłaczą, bo Jonny Evans chyba dorósł do bycia liderem defensywy, a Phil Jones ma ochotę i przyzwolenie Moyesa na ustabilizowanie swojej pozycji w obronie - na miejscu Rio Ferdinanda właśnie.

Relacje z najważniejszych zawodów w aplikacji Sport.pl Live na iOS , na Androida i Windows Phone

Czy Rio Ferdinand powinien po tym sezonie zakończyć karierę?
Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.