Premier League. Najbrutalniejsze derby wreszcie oczarują?

Kibice w Liverpoolu od lat w spotkaniach derbowych są świadkami najbardziej brutalnych widowisk w całej Premier League. W spotkaniach żadnych innych drużyn nie zobaczyliśmy więcej czerwonych kartek. Czy takie postaci jak Suarez, Sturridge i Lukaku sprawią, że derby Liverpoolu staną się ucztą także dla tych, którzy nie są fanami brutalnego, angielskiego futbolu? Everton - Liverpool w sobotę o godz. 13.45. Relacja na żywo w Sport.pl

Kto wygra derby Liverpoolu? Śledź relacje na żywo dzięki naszej aplikacji Sport.pl LIVE na iOS , na Androida i Windows Phone

Od kiedy Premier League funkcjonuje w obecnym kształcie, w meczach drużyn z Liverpoolu zobaczyliśmy aż 20 czerwonych kartek. "Lepsi" w tej statystyce są piłkarze Evertonu, prowadzą 13:7. Drugą parą drużyn rozgrywającą najostrzejsze mecze są Manchester United i Liverpool. W ich bezpośrednich spotkaniach sędziowie pokazali 14 czerwonych kartek.

Niewiele jest jednak zespołów, które tak poprawiły atrakcyjność swojej gry, co Liverpool. Transfer Coutinho, który świetnie wpasował się do drużyny i dobra współpraca Sturridge'a z Suarezem, sprawiają, że w Liverpoolu mają nadzieje, że sobotni pojedynek wreszcie bardziej będzie przypominał mecz piłki nożnej niż rugby. Duża w tym zasługa trenera Brendana Rodgersa. Także gra Evertonu od czasu zakontraktowania Roberto Martineza stała się dużo bardziej płynna i ofensywna.

Bezradny z Crystal Palace. Zatrzyma duet SAS?

Evertonowi ciężko będzie jednak zatrzymać wspomnianą dwójkę napastników, nie zaostrzając gry. Angielscy dziennikarze są zgodni, że Roberto Martinez postawi na Anfield na Garetha Barry'ego i Jamesa McCarthy'ego, którzy będą skupieni wyłącznie na rozbijaniu ataków rywali. Co jeśli zawiodą?

Wtedy ratować sytuację ma Phil Jagielka, który dopiero co dwoił się i troił w towarzyskim meczu na Wembley, gdzie Anglicy podejmowali Niemców. Tam defensor spisał się nieźle, ale w ostatnim ligowym meczu Evertonu z Crystal Palace (0:0) Jagielka nie przechwycił choćby jednej piłki. Jednak jeśli piłkarze z niebieskiej części Liverpoolu myślą o zgarnięciu kompletu punktów, Jagielka, który na środku obrony wystąpi najprawdopodobniej w parze z Distinem, będzie musiał zagrać na sto procent swoich możliwości, by zatrzymać duet Suarez - Sturridge.

Kolejnym kluczem do odebrania punktów faworyzowanym "The Reds" będzie pełna koncentracja od pierwszych minut. Gdyby w tabeli liczyć wyniki tylko po pierwszych trzech kwadransach, Liverpool prowadziłby w Premier League z pięciopunktową przewagą nad następnym zespołem. Dużo gorzej wypadają podopieczni Brendana Rodgersa w drugich połowach. Gdyby tylko te brać pod uwagę, ekipa z Anfield Road byłaby daleko od czołówki, bo dopiero na czternastym miejscu.

Liverpool już nie tylko czerwony

Bez względu na wynik sobotnich derbów kibice z Anfield Road muszą pogodzić się z tym, że Liverpool nie kojarzy się już tylko z ich klubem, a w zeszłym sezonie Everton zakończył nawet ligę wyżej w tabeli.

Gdyby w ostatnich dwudziestu latach próbowano zestawić jedenastki złożone z piłkarzy obu ekip, piłkarzy z Evertonu wybieralibyśmy incydentalnie. Dziś? Tacy piłkarze jak Phil Jagielka, Leighton Baines, Ross Barkley, Kevin Mirallas czy Romelu Lukaku mogliby z powodzeniem szukać miejsca w pierwszej jedenastce zespołu Rodgersa. Podobnie jest zresztą w Manchesterze, gdzie spotkania derbowe już od kilku lat nie przypominają starć Dawida z Goliatem.

- Everton będzie w tym sezonie sporym zagrożeniem, co pokazują ich ostatnie wyniki. David Moyes zostawił tu świetny zespół. W poprzednim sezonie w pewnym momencie byli bardzo blisko czołowej czwórki, ale ostatecznie stracili kilka punktów. Teraz zatrudnili Roberto [Martineza] i znów wykonują świetną robotę - przekonywał przed meczem Brendan Rodgers.

Zaczynają się schody, LFC gra o tytuł?

Dla Liverpoolu, który jest na czele grupy pościgowej za liderującym w Premier League Arsenalem, rozpoczyna się maraton ciężkich spotkań, który zweryfikuje, czy podopieczni Brendana Rodgersa także w starciach z najlepszymi są w stanie seryjnie strzelać bramki. W niewiele ponad miesiąc będą musieli zmierzyć się z Evertonem, Tottenhamem, Chelsea i Manchesterem City. Na domiar złego wszystkie te mecze rozegrają na wyjeździe. Czy jeśli po tym maratonie Liverpool wciąż będzie w ścisłej czołówce, będzie można już powiedzieć, że po wielu latach przerwy ekipa z Anfield Road ponownie liczy się w walce o mistrzostwo?

Nastroje tonuje kapitan zespołu Steven Gerrard. - Jest dużo za wcześnie na to, by mówić o tytule mistrzowskim. Nie chcę dawać kibicom nadziei zbyt wcześnie - mówi. - Na początku sezonu chcieliśmy wrócić do czwórki. Zaczęliśmy lepiej niż wielu się spodziewało, ale to wciąż trudna liga. O miejsce w czwórce walczy przynajmniej sześć, siedem drużyn. Jesteśmy jednak pewni siebie i wierzymy w sukces - dodaje legenda "The Reds".

Niełatwo wygląda też najbliższa przyszłość Evertonu. Tydzień po derbach zmierzą się na własnym stadionie ze Stoke. W tym meczu będą faworytem, jednak grudzień rozpoczynają od spotkań wyjazdowych z Manchesterem United i Arsenalem.

Dla obu drużyn derby będą więc początkiem być może najtrudniejszego okresu sezonu. Czasu, który ustali pozycje wyjściowe przed drugą połową rozgrywek. Najnowsza historia Premier League pokazuje, że ten, kto jest liderem na święta, ten w maju wznosi trofeum za mistrzostwo Anglii.

Jeśli Liverpool wygra z Evertonem, przynajmniej na kilka godzin, zostanie liderem Premier League.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.