Michał Okoński: Nekrolog dla Gascoigne'a? Na wszelki wypadek szykuj

Jeden z najsłynniejszych piłkarzy w historii angielskiego futbolu to zapija się na śmierć, to próbuje wyrwać się z nałogu - w obu przypadkach na oczach milionowej widowni. Grę bez piłki Paula Gascoigne'a opisuje Michał Okoński, dziennikarz "Tygodnika Powszechnego" i autor bloga "Futbol jest okrutny".

Jego pierwsze nekrologi zaczęły powstawać w październiku 2005 roku, kiedy miał zaledwie 38 lat. Normalne rzeczy w zawodzie dziennikarskim: mieć w szufladzie tak zwanego "krokodyla" (od płaczu krokodylimi łzami) na wypadek śmierci ważnej osobistości. Wtedy, przed ośmioma laty, Paul Gascoigne po zaledwie 39 dniach pracy został zwolniony z funkcji menedżera Kettering Town. Jak powiedział prezes klubu, wyleciał za to, że pił przed, po i w trakcie meczów. "Długo tak nie pociągnie - mówili redaktorzy naczelni do swoich dziennikarzy sportowych. - Na wszelki wypadek szykuj "krokodyla"".

Piłkarz podglądany

Upadek Gascoigne'a był w ciągu następnych lat opisywany z dokładnością wyjątkową nawet jak na standardy angielskich tabloidów. Wyroki za jazdę po alkoholu i bójki, przymusowe leczenie na podstawie obowiązującej w Wielkiej Brytanii ustawy o zdrowiu psychicznym, niezliczone fotki "Gazzy" zalanego, pijanego w sztok, nawalonego jak zeppelin. "Ekskluzywny" materiał o byłym piłkarzu sikającym z balkonu. "Tylko u nas" emisja amatorskiego filmu, na którym czterdziestoparoletni facet ledwo potrafi wyjść na scenę, ledwo jest w stanie unieść mikrofon, by rozrechotanej gawiedzi wyznać trzęsącym się głosem, że przecież nie prosił się o to, by zostać alkoholikiem. Paparazzi wysłani za Gascoigne'em do specjalistycznej kliniki w USA. Newsy o intensywnej terapii, na którą trafił w trakcie przeprowadzanego tam detoksu. "Gascoigne znów w tarapatach". "Gascoigne spędził noc w areszcie". "Gascoigne pobił byłą żonę", "Gascoigne idzie na odwyk", "Gascoigne przerywa odwyk"...

Przed paroma dniami obejrzałem szczytowy produkt tego zjawiska - wyemitowany przez angielską ITV dokument "Being Paul Gascoigne". Dokument, dodajmy od razu, tak okropny, jak tylko potrafią być telewizyjne materiały przygotowywane z myślą o chwyceniu widza za gardło. Liryczna muzyka, łopatologiczny komentarz narratorki zza kadru, przydługie ujęcia z byłym piłkarzem spacerującym po plaży, czytaj: pogrążonym w rozważaniach nad zmarnowanym życiem, rodzinne "ustawki", czyli ociekające sztucznością urodziny zorganizowane mu przez dzieci i byłą żonę, ba: Gascoigne odczytujący przed kamerą ułożony przez siebie wiersz - słowem, kicz strzelisty.

Kiedy były piłkarz opowiada, jak w 2008 r. tabloidy zhakowały jego telefon i opłacały krewnych za dostarczanie im medialnego "mięsa", trudno oczywiście nie zastanowić się nad własną potrzebą podglądactwa, prowadzącą do takich wynaturzeń. Problem w tym, że choć Gascoigne wydał fortunę na urządzenia wykrywające podsłuch, ten film także ma z podglądactwem wiele wspólnego: to przecież sam "Gazza" prowadzi nas np. do kliniki, w której patrzymy na ręce wstrzykującego mu botoks technika, albo wpuszcza kamerzystę do łazienki, gdzie widzimy potężną kolekcję kremów antyzmarszczkowych (więcej ma tylko cukierków, których pełne szafki mają pozwolić oszukać głód alkoholowy).

Wszystko na nic: im więcej widzimy, tym bardziej zostajemy bezradni, a może nawet obojętni wobec tragedii serwowanej nam w czasie najlepszej oglądalności.

Piłkarz pije

Ani film ITV, ani jakakolwiek z publikowanych dotąd rozmów z Gascoigne'em nie zbliża nas do odpowiedzi na pytanie, dlaczego. Być może sam piłkarz nie jest w stanie jej sformułować; być może, jak w przypadku każdego alkoholika, nie istnieje jedna prosta odpowiedź. Dzieciństwo naznaczone skrajnym ubóstwem, ciężką chorobą ojca i widzianą na własne oczy śmiercią jednego z kolegów, po której przyszły reprezentant Anglii trafił po raz pierwszy do psychiatry? Gwałtowny awans społeczny i jego nieuniknione koszta? Zaniedbanie edukacji, bo przecież jak tylko młody zawodnik przejawia oznaki talentu, w zasadzie przestaje chodzić do szkoły? Szybko pojawiające się pieniądze, których nie sposób wydać? Presja oczekiwań, że zawsze będzie grał znakomicie? Nieoczekiwana przerwa w karierze, na skutek poważnej kontuzji w finale Pucharu Anglii w 1991 r. (cały "Gazza": jego brutalne wejście w Gary'ego Charlesa zaszkodziło bardziej jemu niż rywalowi)? Ciężar gigantycznej zaiste sławy (w 1990 r. uznano go przecież za jednego z najlepszych piłkarzy mundialu, a w Anglii zapanowała "Gazzamania", wkrótce przyszedł transfer z Tottenhamu do Lazio), a potem powolnego pogrążania się w zapomnienie? Specyfika środowiska, w którym rzekomi twardziele mają szczególną trudność z poproszeniem o pomoc, zwłaszcza w przypadku kłopotów psychicznych?

Z pewnością alkohol towarzyszył mu od zawsze. Gdy po pokonaniu Arsenalu w półfinale Pucharu Anglii (cóż za rzutem wolnym się wtedy popisał: uderzał z 40 metrów, a Seaman nie miał szans...) odpytywany przez telewizję błaznował, a potem czynił do kibiców gesty imitujące wychylanie kufla, był na kilka godzin przez gigantycznym pijaństwem. Kiedy prowadzący wówczas Tottenham Terry Venables oddelegowywał napastnika Paula Stewarta, by po treningach miał oko na "Gazzę", kandydat na "anioła stróża" był odrobinkę zdziwiony. Mówimy wszak o czasach, gdy pomeczowe libacje były normą, w alkoholizm wpadał również kapitan Arsenalu Tony Adams, a Alex Ferguson właśnie z tego powodu robił czystkę wśród piłkarzy podczas pierwszych miesięcy pracy w Manchesterze United. Jeden z ówczesnych podopiecznych Fergusona, Arthur Albiston, tłumaczył, że zanim pojawienie się na Wyspach fali zagranicznych zawodników i trenerów wpłynęło na zmianę stylu życia miejscowych, pijatyki w pubach były jedynym sposobem wypuszczenia z siebie napięcia, nagromadzonego podczas meczów i podróży...

Pierwsze pobyty w klinikach dla alkoholików Paul Gascoigne zaliczał jeszcze jako zawodowy piłkarz, a przecież najgorsze było dopiero przed nim. "To jakby wyrwano mi serce" - opisywał moment swojego rozstania z futbolem. Życie bez porządkującej świat dyscypliny codziennego treningu; życie bez adrenaliny, jaką dają uwielbienie kibiców i nieustające współzawodnictwo - przecież nie tylko podczas meczu, także o miejsce w składzie, o przywództwo w grupie kolegów, w szatni - okazało się ponad jego siły. Psychiatrzy, oprócz alkoholizmu, diagnozowali skłonność do innych uzależnień, np. od śmieciowego jedzenia czy hazardu, ale także chorobę dwubiegunową i nerwicę natręctw. Dużo jak na jednego, nagle wyniesionego na świecznik, a później zeń strąconego.

Piłkarz zachwyca

Przy swoim braku kontroli nad własnym życiem, doskonale kontrolujący wydarzenia na boisku. Przy swojej sile, niezwykle delikatny technicznie. Kiedy zaczynałem uważnie śledzić futbol z Wysp, był niewątpliwie najlepszym angielskim piłkarzem.

Oto, dlaczego nie chcę kolejny raz wyliczać błazeństw Gascoigne'a. Nie chcę wspominać, jak rozbeczał się podczas mistrzostw świata po otrzymaniu żółtej kartki, która miała wyeliminować go z gry w kolejnym meczu. Wolałbym też jak najszybciej zapomnieć tę scenę z filmu "Being Paul Gascoigne", podczas której przez kilkadziesiąt sekund kopie piłkę na ulicy z dużo młodszym krewniakiem i... w prostej sytuacji dramatycznie się wywraca. Tak, zmarnował sobie życie i nie sposób go stawiać za wzór dla kogokolwiek.

A przecież gdzie tylko mogę, powtarzam słowa Jerzego Turowicza po śmierci Marilyn Monroe: "My, którym uśmiech amerykańskiej aktorki na ekranie przyniósł chwilę radości, pomódlmy się czasem za duszę Marilyn". W tym przypadku nie byłby to uśmiech - raczej gol albo kluczowe podanie. Nie chcę powiedzieć, że na kolejny nekrolog Gascoigne'a to zdanie będzie jak znalazł - mam na myśli raczej modlitwę o powodzenie kolejnej terapii. Byle z dala od mediów.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.