Arsenal. Jaka straszna katastrofa

Trener Arsene Wenger przeżywa najgorszy sezon w Londynie, we wtorek przeżył najbardziej spektakularną klęskę. Jego piłkarze przegrali po rzutach karnych z czwartoligowym Bradford i odpadli z Pucharu Ligi.

Angielskie gazety piszą o upokorzeniu i nie przesadzają. Bradford to czwarta drużyna czwartej ligi, jej najlepiej zarabiający piłkarz dostaje 4,5 tys. funtów tygodniowo, a zbudowanie jedenastki, która zaczęła spotkanie, kosztowało 7,5 tys. funtów (10 zawodników sprowadzono za darmo).

Jakby tego było mało, Arsenal grał niemal w najsilniejszym składzie. To nowość, Wenger w Pucharze Ligi ogrywał zwykle najzdolniejszych juniorów. Zdarzało się, że średnia wieku jego drużyny wynosiła 20 lat. W Bradford drużyna z Wojciechem Szczęsnym, Thomasem Vermaelenem, Jackiem Wilshere'em, Lukasem Podolskim i Santi Cazorlą pierwszy celny strzał oddała w 70. minucie, do dogrywki doprowadziła trzy minuty przed końcem, a z pięciu rzutów karnych wykorzystała dwa (pomylili się Cazorla, Chamakh i Vermaelen). Pretensji nie można mieć tylko do Szczęsnego (obronił dwie "jedenastki") i harującego przez 120 minut Wilshere'a.

Wenger mówił, że nie jest mu wstyd. Bardziej niż krytykowaniem swojej drużyny zajmował się chwaleniem rywali. - Nie wydaje mi się, żebyśmy mieli jakiś problem psychiczny w meczach pucharowych. Problemem nie jest też brak umiejętności. Podniesiemy się, to część naszej pracy. Skupiamy się na następnym meczu - mówi francuski trener.

Jego piłkarze od tygodni publicznie opowiadają, że powinni grać lepiej i częściej zwyciężać, ale na boisku, poza nielicznymi wyjątkami, wyglądają na zniechęconych. Brakuje im pewności siebie, bo ta karmi się zwycięstwami. A w Arsenalu po małym sukcesie przychodzą klęski. Miesiąc temu londyńczycy pokonali w derbach północnego Londynu Tottenham 5:2, ale z następnych siedmiu meczów wygrali tylko dwa. Przegrali m.in. ze Swansea i z Olympiakosem. W tym sezonie zwyciężali w 44 proc. spotkań - tak źle w czasie 16-letniej pracy Wengera jeszcze nie było.

Trudno sobie wyobrazić, by zespół z Emirates zdobył w tym sezonie pierwsze od siedmiu lat trofeum - nie będzie faworytem ani Ligi Mistrzów, ani Pucharu Anglii, do lidera Premier League traci 15 punktów. Wciąż ma jednak szanse na wykonanie planu minimum. Mimo fatalnej jesieni do czwartego miejsca dającego grę w eliminacjach LM traci tylko 2 punkty, a w styczniu Wenger planuje wzmocnienia. Angielscy dziennikarze od tygodni piszą, że obserwuje piłkarzy z całej Europy, twierdzą, że może wydać kilkadziesiąt milionów funtów.

Różnica polega na tym, że jeszcze niedawno sezon zakończony na czwartym miejscu uważano na Emirates za słaby, a dziś taki sam wynik uznano by za sukces.

Wreszcie jest! Aplikacja Sport.pl LIVE w wersji na Androidy. Ściągnij i oceń!

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.