Maciej Skorża: Chcę osiągnąć więcej niż w Wiśle

Niedawno wracałem z rodziną z wakacji i na Okęciu przejęli mnie warszawscy taksówkarze. Usłyszałem: ?Dobrze, że trener przyjechał. Niech pan się za nich weźmie, bo są za bardzo rozpuszczeni?. Patrzę tylko przed siebie, nie będę robił polowania na czarownice. Tworzę nowy zespół - mówi nowy trener Legii Warszawa Maciej Skorża

Robert Błoński, Jakub Dybalski: We wrześniu 1999 r. Legia zatrudniła trenera, którego kilka tygodni wcześniej zwolniła Wisła. Wie pan kogo?

Maciej Skorża: Nie.

Franciszka Smudę.

- Naprawdę? Nie wiedziałem. I jak mu poszło?

Nie awansował do pucharów i w marcu 2001 r. po porażce 0:4 w Lubinie został zwolniony. Wrócił do Wisły na rok, a potem tułał się w Piotrcovii, Widzewie, na Cyprze i w Wodzisławiu.

- No to nie mam wyjścia. Muszę pójść inną drogą.

Czy to dobry pomysł, by zamieniać jeden czołowy polski klub na drugi?

- Po zakończeniu pracy w Wiśle dalej pracuję w klubie, z którym mam walczyć o najwyższe trofea. To wyzwanie. Choć przyznaję, kiedy dostałem ofertę z Legii, miałem wątpliwości. Spodziewałem się, że w Krakowie wiele osób nazwie mnie "zdrajcą", a w Warszawie powiedzą: "Po co Legii trener Wisły?". Mam jednak nadzieję, że kiedy opadną emocje, wszyscy mnie zrozumieją.

Kiedy poprzednio zmieniał pan klub, rzeczywiście można było mówić o sportowym awansie. Z Groclinu, który wywalczył Puchar Polski, ale na mistrzostwo nie miał szans, trafił pan do Wisły. Zamiana Wisły na Legię, która na tytuł czeka już cztery sezony, to też awans sportowy?

- Idąc tym tokiem rozumowania, to po odejściu z Wisły praca w każdym innym polskim klubie byłaby dla mnie krokiem w tył. W końcu zdecydowanie najwięcej tytułów mistrzowskich w ostatniej dekadzie trafiło na Reymonta. Druga strona medalu jest taka, że kiedy zostałem zwolniony z Wisły, pomyślałem, że w lidze chciałbym teraz pracować właściwie tylko w Legii albo Lechu.

Przechodząc do Wisły, trafił pan do drużyny, która zajęła ósme - najgorsze w erze Bogusława Cupiała - miejsce w lidze. Ale tam nie czekała na pana taka rewolucja kadrowa jak teraz w Legii.

- Teraz mam zdecydowanie trudniejszą sytuację. Przed pierwszym treningiem w Krakowie wiedziałem, kogo na nim spotkam, w głowie miałem gotową jedenastkę. Realnej siły Legii nawet nie znam, obraz niektórych zawodników jest zamazany przez słabą rundę wiosenną. Jest też sporo nowych piłkarzy, którzy szybko muszą znaleźć zrozumienie z pozostałymi. Przede mną szalenie ciekawe wyzwanie.

Na pierwszej konferencji w Wiśle powiedział pan, że "życie przerosło marzenie", a przy podpisywaniu kontraktu stwierdził, że zawsze marzył o pracy w Legii.

- Jedno i drugie to prawda. Trzy lata temu rozmawiałem z prezesem Korony Krzysztofem Klickim i wtedy marzeniem była praca w Kielcach. Nagle pojawiła się oferta Wisły, więc życie przerosło wówczas marzenia. W Warszawie mieszkałem wiele lat, zaczynałem pracę trenera i sentymentu do stolicy nigdy nie kryłem, nawet pracując w Wiśle. Dla niektórych może to być niekonsekwencja, ale nie mam zamiaru się tłumaczyć ze swoich marzeń.

Jako trener Legii został pan przedstawiony 1 czerwca, a nowi piłkarze podpisali kontrakty wcześniej. Znał ich pan? Co z zawodnikami, którym kończą się kontrakty? Opiniował pan, którzy mają zostać, a kto może odejść? Mięciel i Smoliński nie polecieli na majowe zgrupowanie do USA.

- Konsultowano ze mną zmiany w kadrze zespołu. Poza tym analizowałem materiały dotyczące zawodników wytypowanych do klubu. Ci, których zaakceptowałem, są w Legii. Żałuję, że nie miałem możliwości obejrzeć ich na żywo, ale ufam Markowi Jóźwiakowi. Przygotował obszerne, szczegółowe dane. Vrdoljaka znałem, bo kiedyś chcieliśmy go kupić do Wisły.

Wiele wskazuje na to, że nowa Legia będzie cudzoziemska. W podstawowej jedenastce może grać aż ośmiu zawodników zza granicy.

- Nie mogliśmy pójść inną drogą. Celem podstawowym było zbudowanie silnej drużyny bez względu na narodowość. Każdy nowy musi być lepszy od tych, którzy już tu są. W Polsce większego pola manewru nie mieliśmy, ceny za ligowców są przeszacowane. Nie przesądzam jednak, że nikogo z ekstraklasy nie kupimy.

Na widok którego kandydata do Legii serce panu mocniej zabiło?

- Skauci Wisły już rok temu pokazali mi Vrdoljaka, ale wtedy nie chciał nawet myśleć o przeprowadzce do Polski. Zimą przeczytałem, że negocjuje z nim Legia, ale transfer wydał mi się mało prawdopodobny. A jednak. Manu ma szansę stać się pupilem publiczności, bo gra widowiskowo. Mezenga też, jeśli będzie strzelał bramki.

Rogera i Edsona kibice oklaskiwali na stojąco.

- Manu może swoją grą porwać tłumy, dla niego kibice mogą zacząć wstawać z miejsc, kiedy dojdzie do piłki. Za to Kneżević ma ogromne serce do walki. Kogoś takiego Legii brakowało.

W najlepszych ligach świata najdroższym piłkarzem są napastnicy. W polskiej - defensywny pomocnik.

- Legia bardzo potrzebowała piłkarza na tej pozycji. Z doświadczeniem w pucharach. Vrdoljak wciąż może robić postępy. Cenię u niego ogromną dyscyplinę taktyczną i boiskową odpowiedzialność.

Często powtarzał pan, że ceni Bartłomieja Grzelaka, z którym Legia nie przedłuży umowy. Manu przejął po nim numer dziewięć.

- Bartek to dobry piłkarz, ale w Warszawie z różnych względów nie pokazuje wszystkiego, na co go stać. W innym klubie może być czołowym zawodnikiem.

Kto oprócz Tomasza Kiełbowicza przedłuży umowę z Legią? Sebastian Szałachowski?

- Jest blisko. Jako jedyny.

Czyli Smoliński, Mięciel, Szala, Grzelak i Jarzębowski odchodzą?

- Tak.

Chińczyk Dong?

- Zostanie na okres przygotowawczy, po którym zadecyduję o jego przydatności w Legii.

To dobrze, że Legia nie gra w pucharach? Ma pan więcej czasu na przygotowania, dwa obozy i sparingi. Gdyby zespół zajął trzecie miejsce, pierwszego lipca grałby w pierwszej rundzie eliminacji do LE.

- Dałoby to możliwość zahartowania drużyny w grze o stawkę.

W Armenii albo Azerbejdżanie...

- A może Liechtenstein czy Wyspy Owcze? Nawet jeśli byłby to niezbyt wymagający przeciwnik, choć w przypadku polskich klubów o żadnym nie można tak mówić, to pojawiłaby się presja, której nie ma w meczach towarzyskich.

A kiedy czas na trenowanie i zgranie?

- Między meczami. Obejmując Legię, byłem gotowy na oba warianty. Gdybyśmy awansowali do pucharów, trenowalibyśmy już teraz. A tak, zaczynamy 21 czerwca.

Ma pan poczucie, że wkracza do stajni Augiasza? Kibice nie zapomną klęski z Wisłą i drużyny, która zlekceważyła mecz. Gdyby nie Jan Mucha, byłby pogrom. Wiosną w wielu meczach piłkarze pokazali, że nie zależy im na Legii.

- Nie oglądałem bezpośrednio spotkania z Wisłą, ale zadzwoniłem z gratulacjami do Pawła Brożka, który strzelił trzy gole. Był zaskoczony łatwością, z jaką wygrali. Powiedział w swoim stylu: "Trenerze, mogliśmy ich szóstką pojechać". Nie wierzyłem, ale potem obejrzałem mecz i rzeczywiście nie wyglądało to ciekawie ze strony Legii. Ale teraz patrzę tylko przed siebie. Nie zrobię polowania na czarownice, nie będę szukał winnych. Każdy ma czystą kartę. Tworzę nowy zespół.

Był w Legii taki piłkarz, o którym powiedziałby pan w marcu: "Nie sprzedawajcie go za żadne skarby świata"?

- Był, ale nim mnie ktoś o niego zapytał, podpisał kontrakt z Evertonem [Jan Mucha]. Kilku, na których oprę zespół, zostało.

Choto, Astiz, Iwański może Rybus i Borysiuk?

- Tak, choć przed nikim nie zamykam miejsca w jedenastce.

21-letni Maciej Rybus i 19-letni Ariel Borysiuk, których Jan Urban wprowadzał do drużyny, nie zrobili postępu. Rybus, skrzydłowy, strzelił dwa gole w sezonie.

- W pewnym sensie zatrzymali się, ale nie znaczy, że w nowym towarzystwie nie będą grali lepiej.

Maciej Iwański strzelił sześć goli i miał 11 asyst. Ale nie dał Legii tego, co Zagłębiu Lubin, czyli mistrzostwa. Na boisku krzyczy, gestykuluje, ruga kolegów, ale w ważnych meczach ginie. Zwycięską bramką w ciężkim meczu strzelił tylko w Bełchatowie - z wolnego. To ma być generał pana drużyny?

- Widzę w nim duży potencjał. Zdecydowanie większy, niż dotąd pokazał. Jest jednak kilka rzeczy, które chcę, by zmienił w swojej grze. Ale jemu pierwszemu o tym powiem. Liczę, że nowi zawodnicy, z którymi przyjdzie mu grać, spowodują, że będzie grał lepiej.

Rozmawiał pan już z legionistami?

- Nie. I co więcej, praktycznie poza Chinyamą z żadnym z nich nie pracowałem. Tylko Tomek Kiełbowicz był raz na zgrupowaniu kadry, kiedy byłem w niej asystentem Pawła Janasa. Poznamy się 21 czerwca, kiedy wrócą z urlopów. Dzień później jedziemy do Grodziska na obóz, gdzie zmierzymy się z GKP Gorzów i Widzewem. Do Warszawy wracamy trzeciego lipca na dwa tygodnie i gramy dwa kolejne sparingi. 18 lipca ruszamy do Francji, gdzie naszymi rywalami będą Bordeaux, PSG, Rennes i Lorient. Siódmego sierpnia na Łazienkowską przyjeżdża Arsenal. A potem już liga.

Jakim ustawieniem ma grać Legia?

- Bazowym ma być 4-3-3, ale będzie się zmieniać w zależności od rywala. Muszę poznać drużynę i możliwości graczy. Nie chcę im narzucić czegoś, co zupełnie nie będzie pasowało.

Te trójkąty to: Vrdoljak - Iwański - Mezenga w pomocy i Manu - Chinyama - Rybus w ataku?

- Mam różne pomysły. Z przodu mogą grać Mezenga z Chinyamą i Manu. Skrzydłowego Manu pytałem, jak by się czuł za napastnikami. Spodobał mu się ten pomysł.

Wytłumaczył się z trzech goli i jednej asysty w poprzednim sezonie ligi portugalskiej? Mało jak na skrzydłowego.

- Nigdy nie strzelał wielu goli, ale w Polsce może być mu łatwiej. Opiera się na szybkości, dryblingu i absorbowaniu obrońców.

Wniósł pan do Legii coś w posagu? Polecił jakiegoś zawodnika, którego na Łazienkowskiej nie znali?

- Tak, ale niektórzy odpadli po konfrontacji z tymi, których obserwowała Legia. Panowie, okno transferowe jeszcze nawet się nie otworzyło.

Kogo jeszcze kupi Legia?

- Potrzebujemy bramkarza, lewoskrzydłowego i środkowego pomocnika. Na testy ma przyjechać środkowy obrońca z Afryki.

A lewy obrońca nie jest potrzebny? W Legii jest trzech, ale żaden nie zagrał pełnego sezonu.

- Wybiorę jednego z trójki Komorowski, Wawrzyniak, Kiełbowicz. Chcę mieć możliwość modelowania drużyny. Nie chodzi o to, by teraz kupić 16 piłkarzy, a zimą nikogo. Najpierw chcę poznać chłopaków, znaleźć silne i słabe strony, zobaczyć w treningu i meczach. A wtedy zimą podejmiemy kolejne kroki. Zimowe okno będzie skromniejsze niż letnie, ale go nie prześpimy.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.