Jan Urban:Wiadomo, jakich piłkarzy mamy

- Niewielu włoży nogę tam, gdzie jest groźba oberwania czy odniesienia kontuzji. Lidera u nas nigdy nie było. To nie jest przypadek, że jak tracimy bramkę, to przegrywamy mecz. Nie mamy zawodnika, który potrafi zmobilizować drużynę - mówi trener Legii Warszawa Jan Urban.

Ekstraklasa.tv: Grosicki za szybki dla obrońców Legii ?

Kuba Dybalski: Po dziewięciu kolejkach Legia traci do Wisły dziewięć punktów. Tak jak dwa lata temu straci szansę na tytuł już jesienią?

Jan Urban: - Oby nie. W następnej kolejce Wisła gra z Lechem. Ale musimy myśleć głównie o sobie, gramy na wyjeździe z Piastem. W ostatnich latach przegraliśmy u siebie tylko z Lechem i Odrą Wodzisław, czasem zdarzył się jakiś remis. Problemem Legii są stracone punkty na wyjazdach. Tak było jeszcze, jak ja grałem w piłkę. Zawsze jest trzech-czterech zawodników, którzy grają dużo słabiej niż na Łazienkowskiej.

Dlaczego?

- Nie powiem panu, którzy to zawodnicy, ale pewnie po prostu nie umieją. W Białymstoku zostaliśmy sponiewierani, ale Jagiellonia u siebie jest bardzo trudnym przeciwnikiem. Jednak to mecz z Odrą będzie się nam czkawką odbijał bardzo długo. To było zupełnie inne spotkanie niż dwa lata temu, gdy przegraliśmy 0:2. Teraz powinniśmy wygrać i to wysoko, zawiodła skuteczność. Gdyby nie ta porażka, mielibyśmy 5 punktów straty, czyli sytuację, z której dość łatwo można wyjść.

Przed meczem mówił pan, że o Jagiellonii wiecie bardzo dużo, ale Maciej Iwański stwierdził, że biliście głową w mur.

Dobrze powiedział. Jeśli się atakuje, a to nie daje efektu, czyli okazji strzeleckich, to trudno o bramki. Ale to nie wynikało tylko z naszej nieporadności. Jagiellonia naprawdę zagrała agresywnie w obronie i w środku pola. Iwański i Smoliński nie potrafili opanować środka pola, mieli kłopoty z konstruowaniem akcji, a nasi napastnicy ze sforsowaniem obrony. Dużo wiedzieliśmy o Jagiellonii, ale największy błąd popełnili obrońcy, którzy poszli na łatwiznę. Nie tak się umawialiśmy na krycie napastników Jagiellonii. Zaczęli grać "na spalonego". Kilka razy się udało, ale gdy się nie udało, straciliśmy bramki.

Co powiedział pan obrońcom w szatni? Przed przerwą Grosicki uciekał Astizowi i po przerwie też uciekał.

- Właśnie to, co panu powiedziałem. Że nie tak to miało wyglądać. Mieli kryć krótko przede wszystkim Grosickiego, bo Frankowski nie jest aż tak szybki.

Ale też uciekał Dicksonowi Choto.

- To nie był problem, gdy cofał się po piłkę, bo do niego nie dochodziła. A do Grosickiego dochodziła. Obrońca miał być przy nim już w chwili przyjęcia piłki. Nie róbmy z Grosickiego nie wiadomo jakiej gwiazdy, ale to, co umie, to szybkie prowadzenie piłki. Jeśli zostawi mu się 10-15 m, to się rozpędzi.

Mówił pan, że legionistom zabrakło charakteru...

Można przegrać mecz, ale to niedopuszczalne, żeby nas tak skopali i sponiewierali. Na Zachodzie gra się agresywnie, często na pograniczu faula. A my w tym meczu dostaliśmy jedną żółtą kartkę, Iwański obejrzał ją za zbyt szybkie rozegranie rzutu wolnego! To nienormalne. Zawodnicy powinni od razu zrozumieć, że sędzia pozwala grać, a nie zachowywać się tak, jak w sobotę. Ale to problem nie od dziś. Wiadomo, jakich piłkarzy mamy. Niewielu włoży nogę tam, gdzie jest groźba oberwania czy odniesienia kontuzji.

Ale jest pan trenerem już trzeci sezon i ma jakiś wpływ na transfery. Dlaczego nie ma w drużynie takich, którzy tę nogę włożą?

- Mamy piłkarzy związanych długimi kontraktami i nie da się ich nagle wymienić. To nie są piłkarze, którzy wślizgami będą odbierać piłki. Nie mają do tego warunków. Ale proszę zwrócić uwagę na Iniestę czy Xaviego. Wiem, że to inna półka, ale oni nie grają ciałem, wślizgami, ale odbiorów mają sporo i też są skuteczni.

A w polskiej lidze są tacy?

- Nie ma ich wielu. Nieraz mówiłem, że chciałbym Sobolewskiego. Oczywiście nie jest do kupienia, ale pod tym kątem będziemy szukać piłkarzy zimą. Takich, którzy umieją grać twardo, potrafią rządzić w środkowej części boiska i przede wszystkim mają bardzo doby odbiór. Jeszcze jednak za wcześnie, by mówić o nazwiskach.

Iwański twierdził, że z Jagiellonią zagraliście tak, jak sobie założyliście. Kilka tygodni temu pytałem go dlaczego po trzech rożnych z rzędu Macieja Rybusa w meczu ze Śląskiem piłkę wybijał pierwszy obrońca - powiedział, że tak sobie założyliście...

Mogę po prostu powiedzieć: "co on pier...". Ale nie wierzę, że tak panu powiedział, bo jaki trener może zakładać, żeby zagrywać na pierwszy słupek, gdzie wybija obrońca. Już trampkarze, że tego pierwszego piłka powinna przejść. Proszę mnie nie prowokować, że on tak powiedział. Jeśli reprezentant Polski osiem razy wybija rzut rożny i raz piłka przechodzi obrońcę, to tu jest problem, a nie w założeniach.

...Tłumaczenie się piłkarzy "założeniami" dowodzi, że w Legii brakuje graczy, którzy umieją reagować na wydarzenia na boisku. Coś zmienić, jeśli nie idzie.

- Lidera u nas nigdy nie było. To nie jest przypadek, że jak tracimy bramkę, to przegrywamy mecz. Nie mamy zawodnika, który może zmobilizować, pociągnąć drużynę za sobą. Zawodnicy mogą się nie zgadzać, ale takie są statystyki i fakty.

Ilu piłkarzy z Legii, którą pan trenuje, widziałby obok siebie w składzie Górnika Zabrze, w którym grał pan w latach 80.?

- No, niewielu. Najlepsi polscy piłkarze grali wtedy w polskiej lidze. Poziom był diametralnie wyższy. Nie ma w ogóle porównania. W zespołach była konkurencja, w każdym dwie-trzy gwiazdy, które nie musiały iść do Legii czy Górnika. Tam mogli być jednymi z wielu, u siebie byli gwiazdami, ale takich piłkarzy było sporo.

Co się dzieje z Piotrem Gizą, który rozpoczynał sezon jako podstawowy piłkarz w środku pomocy, a teraz nawet nie pojechał do Białegostoku?

- Większość zawodników była zdrowa. Smoliński zagrał poprawnie z Lechem, choć już z Jagiellonią tak dobrze nie było. To jest znamienne, że u siebie zawodnicy potrafią się zmobilizować, a na wyjeździe już nie. Piotrek Giza może wystąpić w kolejnym meczu, ale nikt nie będzie grał na siłę. Nie mogę sobie pozwolić, by w zespole były święte krowy nie do ruszenia.

Rok temu Giza trafił na ławkę, a pan mówił, że nie radzi sobie z gwizdami kibiców i z krytykującymi go dziennikarzami. Teraz jest podobnie?

- Nie. Po raz pierwszy znalazł się poza osiemnastką i mam nadzieję, że to będzie dla niego mobilizujące. Przegrał rywalizację, ale musi walczyć. Ja mogę go tylko wystawić do składu, on musi swoją grą udowodnić, że na to miejsce zasłużył.

Takesure Chinyama też nie ma pewnego miejsca w zespole?

- Jeśli nie będzie biegał i strzelał bramek, też usiądzie na ławce. Wielu na niego narzekało w poprzednim sezonie, a on został królem strzelców. Często jest niewidoczny, wydaje się, że mało ruchliwy, ale ma niezwykłą łatwość w strzelaniu goli i trudno zrezygnować z takiego piłkarza. Łatwiej byłoby, gdyby Bartek Grzelak był zdrowy. Wtedy moglibyśmy częściej stosować inne warianty, choć to przynosi różne rezultaty. Dwóch napastników sprawdziło się w meczu z Lechem, ale już z Jagiellonią nie, a przecież to był ten sam skład. W wielu meczach Takesure musiał grać, bo nie było innego wyjścia. Adrian Paluchowski jest jeszcze młody. Chciałby zadomowić się w zespole na stałe i grać częściej, ale na razie nie gra.

Na Zachodzie 22-letni piłkarz już nie uchodziłby za młodego i perspektywicznego.

- Wiem. Ale to nie jest sytuacja, że zagrał ileś tam meczów w lidze i nagle przestał się rozwijać. Zagrał ich bardzo mało i sam wie, ze teraz jest praktycznie czwartym napastnikiem.

Dwa lata temu Maciej Rybus i Ariel Borysiuk uchodzili za talenty. Teraz zatrzymali się w rozwoju.

- Nie oczekujmy, że będą cały czas grali na wysokim poziomie. Ariel nie jest jeszcze piłkarzem pierwszego składu, ale ma wszystko, by być defensywnym pomocnikiem, grającym twardo i skutecznie.

Fakt że zmężniał, ale czy wciąż nie jest zbyt wątły?

- Nie. Świetnie gra głową. W twardych pojedynkach bardzo dobrze sobie radzi. Jemu po prostu brakuje doświadczenia. Nawet sporo. Ma 18 lat, z nami jest już dwa. Spokojnie. W innych zespołach są zawodnicy, którzy zaczynali nie wiadomo jak dobrze, a w drugim sezonie już tak świetnie nie było.

Kto pod pana okiem zrobił największy postęp?

Ci dwaj wymienieni i Jakub Rzeźniczak. Maciej Iwański, gdy do nas przyszedł, miał bardzo dobry okres, potem słabszy, teraz znów gra dobrze i został powołany do reprezentacji. Na pewno brakuje stabilizacji Radoviciowi, który powinien więcej dawać drużynie. Ale to są problemy, które ujawniają się głównie na wyjazdach.

Czy piłkarze powinni balować po porażce w Białymstoku?

- Było to zaplanowane dużo wcześniej. nie możemy wiedzieć, jaki będzie wynik meczu. Nie chodzili nie wiadomo gdzie, tylko wszyscy byli w jednym miejscu. Media często mówią, że są momenty, kiedy trzeba siąść we własnym gronie i omówić sobie pewne sprawy i to był dobry moment.

Omawiali te sprawy do 5 rano?

- Coś ponoć się wydarzyło, dlatego mówię, że trzeba to wyjaśnić, bo przedmiotem jest dobre imię klubu. Podejrzewam, że pół ligi coś takiego zorganizowało. Na całym świecie wspólne kolacje są kilka razy w sezonie. Wszyscy powtarzają, że trzeba wiedzieć kiedy, gdzie i ile.

W Osasunie często przy kolacji i winie dyskutowaliście po meczach.

- Nie było przymusu, ale trzy czwarte drużyny na takich kolacjach się spotykało. W Hiszpanii to normalne.

Spotykał się pan z piłkarzami na kolacji? Może wtedy nie bawiliby się do rana?

- Nie wszystko da się przenieść z Hiszpanii do Polski.

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.