Obok muru. Wpadka Jagiellonii, świętowanie przychylności PZPN czy...

W piłkarskim świecie idealnym skrucha polegałaby na tym, że zespół, któremu anulowano karę degradacji mimo udowodnionego kupczenia punktami, w najbliższym meczu za wszelką cenę chce pokazać, że potrafi zasłużyć na takie - kompletnie niezrozumiałe, ale to zupełnie inny temat - darowanie win. W polskim bagnie korupcyjnym jest oczywiście inaczej.

Ekstraklasa.tv: Odra przerywa serię zwycięstw Jagi ?

Ułaskawiona w środę Jagiellonia w sobotę beztrosko przegrywa na własnym boisku z rywalem, którego powinna pokonać śpiewająco. Działacze Związkowego Trybunału Piłkarskiego, którzy są pewnie dumni z tego, że ich decyzja była tak humanitarna, tak demokratyczna, tak idąca z duchem sportu, dostali właśnie na nią odpowiedź.

Na jedynym w Polsce ekstraklasowym boisku na prawym brzegu Wisły gościom gra się w tym sezonie ciężko. Ponad 80 proc. punktów Jagiellonia zdobyła u siebie. Wiosną na własnym stadionie miała do tej pory komplet czterech zwycięstw (choćby z Legią) i imponujący bilans bramkowy 10-1. Nikt jej tu nie pokonał od 21 września ubiegłego roku.

Odwrotnie Odra Wodzisław, szokujący zdobywca Białegostoku. To zespół, który w tych rozgrywkach nigdy wcześniej nie zdobył więcej niż jednego gola na wyjazdach. Owszem, wygrał dwa mecze wyjazdowe, ale z Ruchem Chorzów przy pustych trybunach Stadionu Śląskiego, a z Piastem Gliwice... w Wodzisławiu, bo tam gospodarzył Piast, kiedy miał zamknięte własne boisko.

Proszę wybaczyć, ale gra, w której gospodarze wyrównują w 85. min, by po kilkudziesięciu sekundach znów stracić gola, musi wzbudzać podejrzenia. Zwłaszcza w kraju, w którym do niedawna ustawianie meczów było w środowisku niemal usankcjonowane. To przecież koszulkę Jagiellonii wciąż zakłada zawodnik (z Odrą też grał, a jakże), który wkrótce stanie przed sądem oskarżony o korumpowanie rywali.

Komu punkty są bardziej potrzebne w tym sezonie? Naturalnie Odrze, która za wszelką cenę ratuje ekstraklasowy tyłek. Komu przydadzą się za rok? Jagiellonii, która wystartuje do rozgrywek z minusowym kontem.

Dokładając do liczb i rozważań statystycznych wspomniany kontekst dyscyplinarny oraz opinie tych, którzy potrafią patrzeć z trybun trzeźwo, porażkę Jagiellonii z Odrą trudno, niestety, brać za wydarzenie wyłącznie sportowe. Bo to także drwina ze związkowego wymiaru niesprawiedliwości i kpina z polskich kibiców. Tych, którzy latami na takich meczach uśmiechali się porozumiewawczo, i tych, którzy tymi samymi latami naiwnie wierzyli, że wynik żadnego meczu nie był znany przed pierwszym gwizdkiem.

Że nie mam dowodów, a piłkarze z Białegostoku mieli prawo albo do słabszego dnia, albo do świętowania niespodziewanego miłosierdzia PZPN? OK, ale wiem, że nie tylko ja czuję niesmak. Od razu po meczu w środowisku się dosłownie zagotowało. "Wyglądało to jak za starych dobrych czasów" - ironizował sędzia z wieloletnim doświadczeniem. A to tylko jeden z wielu wątpiących głosów.

Gracze z Białegostoku są zaś tak wiarygodni jak Grundol, gwiazda Czarnych Zabrze w "Piłkarskim pokerze". Po meczu, który "Czarni" musieli wygrać, ale woleli go sprzedać, na wszystko wiedzące spojrzenie własnego prezesa Grundol rozkłada ręce i mówi: "To jest sport"...

Chińczyk krzyczy "Sędzia kalosz" ?

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.