Stefan Majewski: Z korupcją zetknęli się wszyscy

Wszyscy w środowisku mówili o korupcji, wszyscy słyszeli kwoty, jakie padały za ustawione mecze, kto z kim, dlaczego, za ile. Teraz każdy nabrał wody w usta i udaje, że przez tyle lat nic złego się nie działo - mówi trener Stefan Majewski

Przemysław Iwańczyk: W wywiadzie dla poniedziałkowego "Przeglądu Sportowego" powiedział pan, że wszyscy wiedzieli o korupcji w piłce, tylko nikt nie chce o niej mówić. Dodał pan też, że czuje się za tę korupcję odpowiedzialny.

Stefan Majewski: A powiedziałem nieprawdę?

Prawdę, która w ustach członka zarządu PZPN brzmi jak herezja.

- Mnie jest łatwiej, bo dopiero niedawno zostałem działaczem. Zacznijmy od początku. Kiedy wróciłem do Polski w 1999 r., trudno mi było uwierzyć w to, co słyszałem na temat naszej piłki. Wszyscy wkoło mówili o korupcji. Padały kwoty, wymieniano ustawione mecze, mówiono, kto je ustawia i za ile. Teraz każdy nabrał wody w usta i udaje, że przez tyle lat nic złego się nie działo. Już nawet nie chodzi o to, by winni opowiadali, co mają na sumieniu. Ale nie naprawimy niczego, jeśli u ludzi odpowiedzialnych za korupcję nie będzie poczucia winy.

Nie mógł pan wtedy zagrzmieć, iść na policję, do prokuratury?

- Każdy powinien zadać sobie to pytanie. Wtedy postanowiłem, że nie będę się w tym babrał i swojego postanowienia dotrzymałem.

A wy, dziennikarze, nie mogliście z tym nic zrobić? Przecież tak samo wiedzieliście, co jest grane. A byli i tacy, którzy wiedzieli, że mecze są ustawione, a pisali z premedytacją, jakie to świetne widowisko oglądali.

To trenerzy, a nie dziennikarze byli w szatni z zawodnikami, słyszeli o czym mówią, czy poważnie traktują mecz.

- W drużynach, które prowadziłem, piłkarze nie rozmawiali o korupcji. Gdyby to robili, wyrzuciłbym ich z klubu albo przynajmniej z szatni. Co do jednego. Ale poza szatnią o ustawianych spotkaniach dyskutowali wszyscy - kogokolwiek gdziekolwiek by nie spotkać. Jeśli jest jakiś odważny, niech stanie i powie: "Nic nie wiedziałem o korupcji, nie miałem z nią do czynienia". Wstawimy jego słowa do internetu i zobaczymy, jak szybko inni je zweryfikują.

Odszedł pan ze Świtu Nowy Dwór, ogłaszając, że nie chce się "bawić się w ciuciubabkę".

- Proszę sobie wyobrazić człowieka przyjeżdżającego z zagranicy po 17 latach. Wszystko wydawało mi się dziwne. Z prowadzenia tego zespołu po prostu musiałem zrezygnować. To wszystko. Nie chcę mówić o swoich podejrzeniach, nie chcę też szukać w każdej porażce winy innych i zastanawiać się, czy wszystko było ustawione. Przyjmuję też, że czasem rzeczywiście zdarzają się pomyłki sędziowskie.

Jak szefowie PZPN zareagowali na pana słowa w "Przeglądzie Sportowym"?

- Nikt niczego nie komentował, zresztą z nikim nie rozmawiałem. Mówiąc to, chciałem zwrócić uwagę, jakie mieliśmy czasy, a nie oskarżać. Że wszyscy w jakiś sposób z korupcją się zetknęli, ale teraz czas spojrzeć do przodu, bo jeśli nie, przez sześć następnych lat będą sypać się kary za coraz to nowe sprawy ujawniane przez prokuratorów. Potrzebna jest gruba kreska. Spójrzmy na futbol normalnie, zbliżają się organizowane u nas mistrzostwa Europy, doprowadźmy do tego, że będziemy dyskutować o piłce, a nie korupcji.

Żeby doprowadzić do grubej kreski, wszyscy działacze PZPN powinni uznać swoją winę. A oni wciąż bredzą o czarnych owcach.

- Nie będę nikogo namawiał ani osądzał. Niech każdy sobie odpowie, czy czuje się odpowiedzialny i niech powie to głośno. A przypomnę, że środowisko piłkarskie to działacze, trenerzy, piłkarze, sędziowie, dziennikarze także. Gruba kreska ma sens, jeśli winę wyznają wszyscy. Jeśli jednak każdy powie, że o niczym nie wie, będziemy tkwili w tym bagnie.

Wyobraża pan sobie, że szef PZPN Grzegorz Lato, który pracował w Amice Wronki, kiedy rządził nią "Fryzjer" [domniemany szef mafii piłkarskiej], uderzy się w pierś?

- Jego proszę zapytać. Każdy czuje się z korupcją inaczej, ja powiedziałem to, co uważałem za słuszne. Wierzę, że za mną pójdą inni.

Chce pan jeszcze być trenerem?

- Będę, bo mam do tego prawo - zawsze prowadziłem swoje drużyny fair, zawsze dążyliśmy do zwycięstwa, zawsze w sportowej walce.

Stefan Majewski

Ma 53 lata, jako piłkarz zdobył z reprezentacją brązowy medal mistrzostw świata (1982). Po powrocie z Niemiec, gdzie grał i był trenerem przez 17 lat, prowadził Polonię Warszawa, Amicę Wronki, Zagłębie Lubin, Świt Nowy Dwór, Widzew Łódź i Cracovię.

Jagiellonia nie godzi się na degradację za korupcję - czytaj tutaj ?

Więcej o:
Copyright © Agora SA