Po golu w Pucharze UEFA: Niewiarygodne przygody Jacka Krzynówka

W ubiegłym tygodniu trener nie pozwolił mi trenować, więc grałem z innymi odsuniętymi dwóch na dwóch na małe bramki. W czwartek zagrałem 90 min z Heerenven w Pucharze UEFA i strzeliłem gola. Fajnie, co? - mówi Jacek Krzynówek

Jego Wolfsburg wygrał z holenderskim klubem 5:1. 87-krotny reprezentant Polski, który w trzech wcześniejszych meczach nie był nawet rezerwowym, strzelił bramkę w 71. min. To jego pierwszy gol i występ od pierwszej minuty w klubie w tym sezonie. Leo Beenhakker powołał Krzynówka na towarzyski mecz z Irlandią (19 listopada).

- Dwa tygodnie temu w sobotę prowadziliśmy z Bayernem 2:0, ale przegraliśmy 2:4. Mnie w Monachium nie było, nie zmieściłem się w 18-osobowej kadrze. A w poniedziałek razem z trzema kolegami dowiedzieliśmy się od Feliksa Magatha, że jesteśmy odsunięci od trenowania z zespołem. Mogliśmy robić, co chcemy, no to poszliśmy na sąsiednie boisko i zagraliśmy turniej dwóch na dwóch na małe bramki. Na popołudniowym treningu sytuacja się powtórzyła. W meczu dwóch na dwóch była okazja do rewanżu.

We wtorek rano pobiegaliśmy z drużyną, a wieczorem koledzy pokonali Borussię Mönchengladbach 3:0. W środę był rozruch dla wszystkich, a w czwartek... ponownie miałem czteroosobowy turniej na małe bramki.

Kiedy się dowiedziałem, że nie ma mnie w kadrze na spotkanie w Leverkusen, poprosiłem trenera o trzy dni wolnego i dostałem zgodę na wyjazd na Wszystkich Świętych do kraju. Gdy w poniedziałek wróciłem, ćwiczyłem z drużyną, jak gdyby nigdy nic się nie stało. A w środę usłyszałem od trenera, że jestem w 19-osobowej kadrze na mecz z Heerenveen. Mało tego, Felix Magath dodał, że być może zagram. Widać, nie tylko boskie wyroki są niezbadane.

Ale i tak nic nie wskazywało, że wystapię. Moja sytuacja w klubie pogarsza się przecież z dnia na dzień. Nie sądzę, by trener wystawił mnie po to, by zimą mnie sprzedać. To ostatni moment, by Wolfsburg cokolwiek na mnie zarobił, bo w czerwcu kończy mi się kontrakt i będę wolny. Ale VfL ma bardzo dużo pieniędzy i nie musi sprzedawać zawodników na siłę. Takich jak ja, którzy chcieliby odejść, jest tutaj wielu.

Tak czy inaczej byłem raczej pewny, że nie zagram. Magath zawsze wybiera dziewiętnastkę, a w dniu meczu jednego odsyła na trybuny. Byłem jedynym, który nie zagrał w tym sezonie ani minuty w Bundeslidze. W UEFA wszedłem na 60 sekund z Rapidem Bukareszt.

Aż tu nagle w środę trener ogłosił skład i wyczytał moje nazwisko! Gramy czwórką obrońców, trójką defensywnych pomocników i jednym ofensywnym ustawionym za dwójką napastników. Grałem w tej trójce bliżej lewego skrzydła.

Żadne wytłumaczenie tej decyzji nie przychodzi mi do głowy. Wystąpiło dziesięciu podstawowych zawodników i... ja, człowiek wzięty z trybun! A Puchar UEFA traktowany jest w klubie śmiertelnie poważnie. Strzeliłem gola, pieczętując najwyższe zwycięstwo Wolfsburga w pucharach. Trafiłem też w poprzeczkę i oddałem jeszcze jeden, minimalnie niecelny strzał.

Co dalej? Z ciekawością czekam na rozwój wydarzeń. W tamtym roku trener również odsunął zawodników od trenowania z drużyną. Ale z tamtej siódemki nie tylko nikt nie wrócił do podstawowej jedenastki, ale nawet do kadry pierwszego zespołu! Tym bardziej więc nie wiem, co powodowało w czwartek trenerem. Nie sądzę, by ten występ odmienił moją sytuację. Choć może? Jestem w 19-osobowej kadrze na sobotni mecz z Cottbus. Ale po tym wszystkim dmucham na zimne.

Pewne jest, że odejdę najpóźniej w czerwcu, chyba że uda się już zimą. Parę tygodni temu do trenera Magatha zadzwonił Leo Beenhakker. I usłyszał, że do zimy nie ma mowy o zgodzie na transfer.

Nie wiem, dokąd odejdę. Wiem jedno - pójdę tam, gdzie na pewno nie zostanę rezerwowym. Nie wykluczam powrotu do kraju.

Copyright © Agora SA