W poniedziałek napisaliśmy, że niespełna 26-letni Kuszczak nie ma szans na wyjazd na czerwcowe mistrzostwa Europy z powodu kłopotów z dopasowaniem się do drużyny. We wtorek Jerzy Dudek powiedział nam, że Kuszczak nie ma na razie szans wygrania rywalizacji z Arturem Borucem. I tak naprawdę, oprócz epizodu w WBA, nigdy nigdzie nie był numerem jeden.
Tomasz Kuszczak: Do wyjazdu zostały jeszcze prawie cztery miesiące. Byłem częścią tej drużyny, choć nie zagrałem w eliminacjach ani jednego meczu. Ale zawsze byłem gotowy. Dlaczego więc nie? Trener powtarza, że każdy ma równe szanse, a ja mu wierzę. Może inaczej bym się wypowiadał, gdyby do nominacji były dwa tygodnie. Wtedy będzie wiadomo więcej. Cały czas mam szansę.
- Wtedy broniłem w United, grałem w Lidze Mistrzów. W tym sezonie zagrałem więcej meczów w LM niż Holender. W kadrze byłem numerem dwa w meczach z Portugalią i Finlandią. Siedziałem wtedy na ławce. A później, im więcej grałem w klubie, tym większy krok do tyłu robiłem w kadrze. Mecz z Belgią obejrzałem z trybun, w Belgradzie byłem zmiennikiem Łukasza. Takie było spojrzenie trenera i moje miejsce było tam, gdzie zdecydował. Zaakceptowałem to. Sportowo byłem niezadowolony. W sporcie nie zawsze wszyscy są szczęśliwi. Na mecz z Czechami w ogóle powołania nie dostałem... Ale zadzwonił do mnie trener Dziekanowski i wyjaśnił, że wciąż jestem w kręgu zainteresowań. Fajnie było to usłyszeć, nikt mnie nie zostawił samemu sobie. Liczę, że będę grał coraz więcej, także w klubie, i na Euro się załapię.
- Ale powiedział. I to mnie cieszy, bo nie zapomniał. Problem mógłby zaistnieć, gdyby mnie nie wymienił. Mógłbym się zmartwić czy zaniepokoić. A tak mam sygnał, że wszystko zależy ode mnie.
- Krytycznie patrzę na siebie i rzadko jestem z siebie zadowolony. Nie zawsze można grać, ale dzięki wytrwałości dostałem się do United. Alex Ferguson, najlepszy trener świata, chyba nie mógł się mylić. On dał mi szansę zaistnieć między wielkimi gwiazdami futbolu. Jasne, nie mogę się pochwalić setkami meczów w różnych ligach, ale z tych kilkudziesięciu w Anglii jestem dumny. Mam prawie 26 lat i jeszcze wiele przede mną gry w zawodowym futbolu. Dopiero nadchodzi mój czas. Jestem gotowy do gry każdego dnia, czekam tylko na kolejną swoją szansę, na następne pięć minut.
- To jedynie mnie bardzo zasmuciło w tym artykule z "Gazety". Gram w drużynach narodowych od piętnastego roku życia. Przyjeżdżałem na różne zgrupowania, do różnych trenerów, z różnymi zawodnikami. Nigdy nie było kłopotów. Jestem wesoły, lubię żarty, dobrą atmosferę. To motto mojego życia: "Być zdrowym, szczęśliwym i wesołym". I dotykają mnie trochę anonimowe słowa obrażające mnie. Trudno, to nie mój problem, tylko tego, kto tak uważa. Szkoda, że nie powie mi tego w twarz. Rzeczywiście, w grupie ludzi nie wszyscy muszą się kochać. Każdy jest inny, ma inny charakter. Nigdy nie stroniłem od grupy, od żartów. Siadałem, grałem w karty, bywało wesoło. Ja z nikim nie mam problemów. Z trenerem też wiele razy rozmawiałem na różne tematy. Nigdy nie powiedział, że ma jakiekolwiek pretensje. Zawsze zachowywałem się w porządku.
- Nigdy nie miałem z nim problemów. Żadnych. On to na pewno potwierdzi.
- Skoro tak powiedział, to jego sprawa. Co mogę powiedzieć? Chcę jechać na Euro.
- Chcę jechać na Euro.
- Mnie nie interesują żadne numery. Jestem ambitny, tego nikt mi nie odbierze. Swoją ciężką pracą, uporem, wiarą we własne umiejętności doszedłem tam, gdzie jestem. Zauważył mnie największy i moim zdaniem najlepszy klub świata. Więc czemu nagle mam zmieniać swoje podejście do życia? A rywalizacja spowoduje, że kadra będzie grała lepiej. Nie jestem człowiekiem, który łatwo godzi się z porażką czy tym, że nie gra. O wyjazd będę walczył do końca, ale dziś o tym, kto tam pojedzie i w jakiej roli, wie chyba tylko jedna osoba - trener Beenhakker. Ja go będę chciał przekonać do siebie.
- A pan znowu o numerach (śmiech). Byłbym szczęśliwy. Jestem Polakiem, wyjechałem z kraju jako dziecko, ale nigdy z reprezentacji nie zrezygnuję. Każdy mój występ z orzełkiem jest dla mnie wyjątkowy. I chcę pojechać na tak wyjątkową imprezę, jaką są mistrzostwa Europy.
- Tak powiedziałem, ale dotyczyło to marcowych spotkań eliminacyjnych z Armenią i Azerbejdżanem w Polsce. Rzeczywiście, zamiast jeździć, trenować i lądować na trybunach, wolałem zostawać w klubie i walczyć o miejsce w MU. Ale teraz nadchodzi Euro. Marzę, by na nie pojechać. A "numerki" rozda trener.
- Nie wiem, nie chcę się wypowiadać o kolegach. Ja grać chciałem, chcę i będę chciał zawsze. Ambicji nie wolno nikomu odmówić ani zabraniać. To byłoby nie w porządku, przynajmniej dla mnie, gdyby ktoś powiedział: "Jestem szczęśliwy, bo siedzę na ławce rezerwowych". W sporcie dąży się do najwyższych celów, tytułów mistrza świata, rekordów.
- Najważniejsze, żeby korzystał na tym zespół. Każdy chce grać, bo to normalne. Dla mnie nie ma różnicy, ile przed meczem dowiem się, czy gram, czy nie gram. Bo takich sytuacji w karierze miałem sporo, kiedy do końca nie wiedziałem, czy wyjdę na boisko, czy usiądę na ławce. To jest lepsze, bardziej uniwersalne. Rywalizacja nikomu nie zaszkodziła, a gotowym do gry trzeba być w każdym momencie.
- Może, może... Ja w tym sezonie dwa razy zmieniałem Edwina van der Sara w trakcie meczu. Wszystko zależy od zaufania trenera do zawodnika.
- Jestem zwarty i gotowy, żeby przyjechać do Krakowa.