Pięć powodów, dla których Polska nie wygra z Portugalią

- przedstawia dziennikarz ?Gazety Wyborczej? i Sport.pl Michał Pol

Oczywiście, że jak każdy w Polsce chciałbym, żeby Polska pokonała w Lizbonie Portugalię. Nasza wygrana, a nawet remis sprawiłyby, że Leo Beenhakker mógłby już wysyłać do Austrii i Szwajcarii swoich szpiegów, żeby szukali dla kadry najlepszego ośrodka na Euro 2008. Jest jednak co najmniej pięć powodów, które przed sobotnim meczem każą pozostać sceptykiem.

1.

Cristiano Ronaldo, Deco, Simao Sabrosa, Nani, Maniche... i już mamy pięć powodów, a przecież w reprezentacji Portugalii grają jeszcze jeden z najlepszych prawych obrońców świata Miguel, środkowi obrońcy Jorge Andrade i kapitan mistrza Niemiec Fernando Meira, a w bramce charyzmatyczny Ricardo. Nie chodzi nawet o to, że Ronaldo czy Deco to najlepsi piłkarze świata na swoich pozycjach, a każdy z nich jest więcej warty niż cała reprezentacja Polski razem wzięta. Portugalia to naprawdę jedna z najsilniejszych drużyn świata. Czwarta na ostatnim mundialu. Od pięciu lat konsekwentnie budowana przez jednego z najlepszych trenerów świata Luiza Felipe Scolariego. Finalista ostatnich mistrzostw Europy, regularnie wygrywający z takimi drużynami jak Anglia czy Hiszpania. Umiejętnościami technicznymi biją naszych na głowę. Jeśli tylko zamiast 11 indywidualności na boisku stworzą zespół, nie mamy żadnych szans. Ktoś powie, że ta plejada gwiazd przegrała już przecież z Polską 1:2 w pierwszym meczu eliminacji. Dlaczego tamto spotkanie będzie zupełnie inne, o tym w punkcie 2.

2.

Ubiegłoroczną porażkę 1:2 na Stadionie Śląskim Portugalczycy wyjaśniają przemęczeniem czołowych piłkarzy. To przekonujące tłumaczenie. Gwiazdy reprezentacji Portugalii uczestniczyły w mundialu do samego końca, czyli spotkania o trzecie miejsce z Niemcami. A potem prawie nie miały wakacji. Eliminacje Euro 2008 podobnie źle rozpoczęli i inni bohaterowie turnieju w Niemczech - mistrzowie świata Włosi (przegrana z Francją, remis z Litwą), Anglicy (porażka z Chorwacją, remis z Izraelem) czy Hiszpanie (porażki z Irlandią Płn. i Szwecją). Teraz sezon dopiero się rozpoczął. Nikt jeszcze nie zdążył się zmęczyć. A już szczególnie wyposzczony gry jest Cristiano Ronaldo, który pauzował w trzech ostatnich kolejkach ligi angielskiej z powodu czerwonej kartki. No i wszyscy mają Polakom wiele do udowodnienia.

3.

Polscy piłkarze zapowiadają, że to Portugalczycy są pod presją, to oni stoją plecami oparci o ścianę. Świadomość, że koniecznie muszą wygrać, spali ich psychicznie. Niestety, mało kto w Europie tak dobrze radzi sobie z presją, jak drużyna Luisa Felipe Scolariego, czego dowód dała już nieraz, na przykład podczas Euro 2004, kiedy groziło jej, że nie wyjdzie z grupy. Wszystko zależało od meczu z faworyzowaną Hiszpanią, z którą Portugalczycy nie potrafili wygrać od wielu lat. I Portugalczycy nie pękli. Siłę psychiczną pokazali też podczas obu ćwierćfinałów z Anglią, na Euro 2004 i mistrzostwach świata w Niemczech, które wygrywali po karnych.

4.

Luiz Felipe Scolari. Jego życiowe motto to: "Wygraj albo zgiń, próbując". Wprawdzie i Leo Beenhakker to wielka postać i mistrz motywacji, ale to Brazylijczyk poprowadził drużynę do mistrzostwa świata, finału ostatnich mistrzostw Europy i półfinału ostatniego mundialu. Luis Figo opowiadał, że geniusz Scolariego polega na tym, że z każdego piłkarza potrafi wydobyć to, co w nim najlepsze. - Nie spotkałem trenera bardziej lojalnego. Potrafi opieprzyć, ale po ojcowsku. Kiedy spostrzegł, że zawodnik nie słucha uważnie podczas odprawy, ryknął na niego: "Bandyto! Już się poddałeś, zanim wyszedłeś do walki!" - mówi zawodnik Interu.

- Jest mistrzem motywacji. Nie pamiętam, żebyśmy wychodzili na murawę nieprzekonani, że wygramy - dodaje Francisco Javier Arce, zawodnik Scolariego w Palmeiras i Gremio.

- W szatni przystawał przed każdym z nas i jak energoterapeuta zarażał nas garra - mieszanką odwagi, brawury i determinacji - dodaje mistrz świata z 2002 roku Edilson.

Porażka w Chorzowie była dla Scolariego policzkiem. To zbyt cwany lis, by dał przechytrzyć po raz drugi.

5.

Estadio da Luz, czyli "Stadion światła" na 65 tys. widzów. Polscy piłkarze, jak Michał Żewłakow, kpią, że publiczność mogłaby ich zdekoncentrować tylko wtedy, gdyby składała się z samych pięknych kobiet. Ale mało jest w Europie bardziej krewkich, spontanicznych i potrafiących stworzyć presję na przeciwniku fanów od Portugalczyków. Efekty widać najlepiej po tym, że Portugalia ostatni mecz na własnym stadionie przegrała w eliminacjach aż dziewięć lat temu - 0:1 z Rumunią w 1998 roku na stadionie w Porto. Ostatni remis w eliminacjach przydarzył się im sześć lat temu (2:2 z Holandią), także w Porto. Kiedy reprezentacja ostatni raz straciła punkty w Lizbonie, nie pamiętają najstarsi portugalscy górale.

Oczywiście w futbolu zdarzają się cuda. Reprezentacja Grecji dokonała ich nawet dwukrotnie, pokonując Portugalię podczas Euro 2004 w meczu otwarcia i w finale turnieju. Na Estadio Dragao w Porto i na Estadio da Luz.

A jeśli ktoś potrafi wskazać pięć powodów, dlaczego Polska może w Lizbonie wygrać - zapraszamy do dyskusji na forum.

Polska z Portugalią...
Copyright © Agora SA