Legia - Lech 1:0. Puchar pełen rac

Kilkaset rac na trybunach, kilkadziesiąt rzuconych na boisko, kilka przerw i mecz przedłużony blisko o kwadrans. Tak wyglądał finał Pucharu Polski, w którym Legia pokonała Lecha 1:0.

"Gratulując Legii Warszawa sięgnięcia po to trofeum, dobrze wiemy, że 2 maja doszło do karygodnych aktów chuligaństwa ze strony kibiców Lecha Poznań. Rzucanie palących się rac na boisko podczas gry przez fanów poznańskiej drużyny jest godne najwyższego potępienia. Fani Legii, odpalając race dymne, także popsuli widowisko. Nie ma i nigdy nie było naszej zgody ani tolerancji dla takich incydentów. Nasze święto zostało zepsute, a idea rozgrywek po prostu sprofanowana" - napisał wczoraj w oświadczeniu PZPN.

Na początku meczu w sektorze Legii odpalono race oraz inne środki pirotechniczne. Pojawił się czarny dym. Gęstniał szybko, ale równie szybko uleciał - dach na Stadionie Narodowym był otwarty, mecz zaczął się o czasie.

W 69. minucie zwycięskiego gola strzelił Aleksandar Prijović. Chwilę później na boisko z sektorów zajmowanych przez kibiców z Poznania zaczęły lecieć race. Seriami. Sędzia Szymon Marciniak na kilka minut przerwał spotkanie. Gdy tylko je wznowił, odpalane były kolejne race. Na murawę poleciało ich kilkadziesiąt, jedna trafiła w nogę Arkadiusza Malarza. - Race nie były fajnym widokiem. Nie jest dobrze, kiedy wygrywasz 1:0, zamierzasz skontrować przeciwnika, a coś cały czas wyprowadza cię z równowagi i zaburza koncentrację. Co trzy minuty były przerwy, nie wiedzieliśmy, ile czasu doliczy sędzia. Bardzo niefajna sytuacja - mówił Michał Pazdan z Legii. Ondrej Duda: Myślę, że to bardziej wpłynęło na zespół Lecha niż na nas. Sędzia doliczył 14 minut, a kibice rywali nadal wrzucali race na boisko. Lech mógł grać dalej, coś jeszcze z tym meczem zrobić, a oni rzucali... Dla mnie to trochę niemądre.

Próbowaliśmy wczoraj skontaktować się z prezesem PZPN Zbigniewem Bońkiem, ale nie odbierał telefonu. W poniedziałek powiedział "Przeglądowi Sportowemu", że zachowanie kibiców z Poznania było nie do przyjęcia. - Możemy sobie organizować najlepszy finał w historii - z pięknym stadionem, dwoma dobrymi drużynami, fantastyczną otoczką - ale co z tego, skoro wszystko jest niszczone przez takie zachowanie.

- Kibicom się wydaje, że mecz nie może się odbyć bez rac, i to jest absolutnie najważniejsza sprawa. Nie mogło być samych pięknych sektorówek, flag i tym podobnych? Musimy się poważnie zastanowić, jak temu zaradzić. Nie będzie żadnej tolerancji dla tego typu skandalicznych akcji. Z całym szacunkiem dla fanów Legii, ale oni też przeholowali ze swoją oprawą, zadymianiem całego stadionu. Tak nie może być - mówił Boniek w "PS".

Odpalanie rac (zakazanych przez UEFA i polską ustawę o bezpieczeństwie imprez masowych) to na polskich stadionach nic nowego. Na zeszłorocznym finale PP też się pojawiły, ale po meczu jego organizację oceniono wzorowo. Niskie ceny biletów (od 15 zł), wiele akcji marketingowych, ale też pewnie marka rywali (Legia i Lech) sprawiły, że na stadion przyszło 45 tys. widzów. Po wielu latach rozgrywania finałowych meczów na stadionach w Bełchatowie, Kielcach, Bydgoszczy PP w końcu zyskał prestiż.

Teraz zaczyna tracić. - Przyzwolenia na latające na boisko race nie ma i nigdy nie będzie - zapewnia Jakub Kwiatkowski, rzecznik PZPN. - Współpracowaliśmy z kibicami. Przed meczem widzieliśmy ich oprawy, wpuściliśmy niektórych wcześniej na trybuny, by mogli je przygotować i zamontować tzw. gniazdo, z którego prowadzi się doping. Ale z naszych informacji wynika, że ci ludzie żadnych rac na stadion nie wnieśli - dodaje.

PZPN - po pozytywnych doświadczeniach z zeszłego roku - zaufał kibicom. W ostatniej chwili zmniejszył nawet strefy buforowe (z 8 tys. do 5,4 tys.), by na stadion przyszło więcej ludzi niż rok temu. I przyszło - o 3 tys. więcej.

Jak kibice wnieśli race? - Tu zawsze decyduje czynnik ludzki. Stewardzi, którzy przeszukują kibiców - mówi Kwiatkowski. - Wyobrażam sobie, że może być trudno zidentyfikować sprawców, nawet poprzez monitoring. Zadymienie po odpaleniu rac było duże. Kara na pewno bezpośrednio spadnie na Lecha, który dostał od PZPN pulę 10 tys. biletów do dystrybucji. Oczywiście imiennej, zgodnie z ustawą o bezpieczeństwie imprez masowych - dodaje.

Klub z Poznania prawdopodobnie zostanie ukarany bardzo surowo. Grozi mu nawet wykluczenie z kolejnej edycji PP. - Nie chcę spekulować na temat kar. Wysokość i rodzaj leżą w kompetencji Komisji Dyscyplinarnej - ucina Kwiatkowski. Ta zbiera się w czwartek.

Zobacz wideo

Duda zmienia konstytucję, Kwaśniewski czeka na drugą połówkę [MEMY PO LECH - LEGIA]

Więcej o:
Copyright © Agora SA